The One for Men – ten jedyny

Dziś na bloga powraca włoska marka Dolce & Gabbana. A wraz z nią trafia tu The One for Men. Początkowo planowałem testy wersji eau de parfum, ale przeczytałem gdzieś, że w zasadzie między edt a edp nie ma różnicy. A skoro nie widać różnicy, to… A już na poważnie to obie kompozycje posiadają nie tylko tego samego autora (Olivier Polge), ale i identyczny spis nut. Woda toaletowa miała jednak ciekawszą kampanię reklamową. Kompozycja promowana była razem z wersją damską a do spotów i plakatów swoich wizerunków użyczyli Kit Harrington (aka Jon Snow) i Emilia Clarke (aka Daenerys Targaryan). Tym samym D&G sparowało tę dwójkę wcześniej niż zrobiło to HBO. A przed nimi był jeszcze Matthew McConaughey! Wracając jednak do The One to oficjalna strona włoskiej marki określa te perfumy jako eleganckie i zmysłowe. Pada tam nawet wzmianka o ponadczasowym klasyku. Ale czy rzeczywiście tak jest?

The One.jpg

Początek kompozycji wydał mi się nieco bez wyrazu. Trochę słodki a trochę pikantny. To drugie to zapewne efekt obecnej w głowie The One for Men bazylii. Obok niej w otwarciu pojawiają się zaś nuty cytrusowe. Da się wyczuć delikatną gorycz grejpfruta. Oraz towarzyszący mu, lekko musujący aromat kolendry. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby na wstęp jakoś specjalnie mnie zachwycił. Póki co, The One nie wyróżnia się zanadto na tle konkurencji. Brak mu oryginalności, choć muszę przyznać, że jego aromat odbieram jako dość przyjemny. Czuć w nim pewną słodycz, która z czasem ulega jeszcze wzmocnieniu. Co ciekawe, wydało mi się, że wyczuwam tu także brzoskwinię, a więc składnik będący kluczowym elementem damskiej wersji. Być może był to jednak jakiś zapachowy omam. W oficjalnym spisie nut owoc ten bowiem nie figuruje.

The One.jpg

W miarę upływu czasu aromat recenzowanych dziś perfum staje się cieplejszy. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest zaś kilka. Przede wszystkim ważną rolę w sercu The One for Men odgrywa imbir. Jego ostra woń rozgrzewa i pobudza zmysły. Udanie kontynuuje także wątek zapoczątkowany przez bazylię. Za przyprawowy charakter kompozycji odpowiedzialny jest jednak również kardamon. Nieco słodki i kremowy, pozbawiony został części swoich zielonych akcentów. Nadaje natomiast zapachowi zmysłowości i powabu. W środkowej fazie The One pojawia się też jeszcze kwiat pomarańczy. Jego ciepła i słodko-gorzka woń całkiem dobrze wpisuje się w ogólny klimat kompozycji. W bazie zapachu najważniejszą rolę odgrywa zaś tytoń. Od razu zaznaczam jednak, że nie postrzegam tych perfum jako klasycznie tytoniowych. Choć nuta ta stanowi trzon ostatniej fazy The One, to na pewno jej nie dominuje. Płynnie zlewa się za to z akordem ambrowym. W połączeniu z tym ciepłym, żywicznym aromatem daje poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Aby jednak nie było za słodko, na ostatnim etapie swojego dzieła Olivier Polge wprowadził do niego także drewno cedrowe. I to ono nadaje końcówce kompozycji nieco bardziej eleganckiego charakteru.

Czy jesteście ciekawi parametrów użytkowych The One for Men? Według mnie pod ich względem zapach nieco rozczarowuje. Ale nie jakoś mocno. Jeśli chodzi o projekcję, to określiłbym ją jako umiarkowaną lub minimalnie poniżej. Kompozycja raczej trzyma się blisko skóry i rzadko informuje nasze otoczenie o swojej obecności. Dla nas pozostaje jednak wyczuwalna. Równie średnio jak moc prezentuje się także trwałość The One. Perfumy te znikały z mojej skóry mniej więcej po upływie 5-6 godzin od aplikacji.

The One.jpg

A jak prezentuje się flakon recenzowanego dziś zapachu? Moim zdaniem nie najgorzej. Jego kształt skojarzył mi się jednak trochę z buteleczkami z serii For him Narciso Rodriguez’a. Także i tu mamy do czynienia ze ściankami wykonanymi z przeźroczystego szkła oraz podłużną zatyczką. Tyle, że w przypadku The One jest ona wykonana z drewna i pomalowana na ciemny brąz. Wnętrze flakonu wypełnia za to jasnobrązowa ciecz. Natomiast nazwę zapachu oraz jego producenta umieszczono  u podstawy. Przy czym to marka wypisana została znacznie większą czcionką. 

Bardzo długo zastanawiałem się jak ostatecznie ocenić The One for Men. Perfumy te co do zasady są mało oryginalne i nie zostają w pamięci na długo. Nie wywołały też u mnie lawiny skojarzeń ani potoku słów. Co notabene zdarza się czasem nawet w przypadku kiepskich zapachów. Poza tym, kompozycja jest dość słodka, ale nosi się ją raczej komfortowo. A choć The One to perfumy nie do końca w moim klimacie, to jednak niezaprzeczalnie mają też w sobie to coś. Momentami zapach potrafi zwrócić na siebie uwagę. Zgadzam się też z twierdzeniem o jego zmysłowości. Mojej uwadze nie umknęły jednak obecne w nim chemiczne niuanse. Stąd finalnie oceniam te perfumy jako trochę ponadprzeciętne.    

The One for Men
Główne nuty: Przyprawy, Tytoń.
Autor: Olivier Polge.
Rok produkcji: 2008.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)

The One 3.jpg