Juniper Sling – sposób na malarię

     Historia ginu z tonikiem sięga jeszcze czasów kolonialnych. W tamtym okresie stacjonujący w Azji i Afryce brytyjscy żołnierze w celu ochrony przed malarią przyjmowali rozpuszczoną w wodzie sodowej chininę. Jednak, aby złagodzić gorzki smak tego napoju często dodawali do niego również gin. I tak powstał jeden z najbardziej znanych dziś koktajli, którego szczyt popularności przypadł na Londyn i lata 20’ XX wieku. I to właśnie im dedykowany jest zaprezentowany w 2012 roku Juniper Sling. Stworzony przez Oliviera Cresp’a dla angielskiej marki Penhaligon’s zapach nie jest jednak pierwszym, który eksploruje ten region olfaktorycznej mapy. Wcześniej swoją interpretację  aromatu jałowca przedstawił choćby Jean-Claude Ellena w skomponowanym dla Editions de Parfums Frédéric Malle Angéliques Sous la Pluie. Zresztą podobieństw między tymi dwoma perfumami jest jeszcze kilka. Sprawdźmy zatem czym dzieło Cresp’a różni się od kompozycji Elleny.

Juniper Sling

     Podczas pierwszego testu początek Juniper Sling wydał mi się trochę dziwny. Te perfumy naprawdę pachną bowiem ginem z tonikiem. Już od pierwszych sekund po aplikacji do nozdrzy dociera drzewna i aromatyczna woń jałowca i muszę przyznać, że aż dostałem dreszczy. Niemal od razu wyczułem też obecną w piramidzie nut pomarańczę. Jest słodka i soczysta, a jej aromat przełamuje gorzki charakter otwarcia stworzonej przez Cresp’a kompozycji. Pomaga jej w tym równie słodki, ale i korzenny cynamon. Osobiście nie przepadam jednak za tym składnikiem, jego woń wydaje mi się zawsze zbyt ckliwa. Na szczęście nie w Juniper Sling jest ona zbyt wyraźna. Całości dopełnia zaś dzięgiel. Co ciekawe, mimo iż perfumy te imitują zapach ginu z tonikiem to w składzie nie wyczuwam drewna chinowego, obecnego choćby w 20. L’Eau Guerrière. Tym większe brawa za stworzenie akordu chininy bez jego użycia.  

     W sercu kompozycja staje się bardziej pudrowa, ale nie traci początkowej ostrej nuty. Jest też jakby sypka. To zasługa korzenia irysa, który wprowadza również delikatne marchwiowe akcenty. Wystarczy głębszy wdech by poczuć też kręcącą w nosie woń czarnego pieprzu. Za jego sprawą Juniper Sling przyjemnie wibruje na skórze. Ten efekt dało się zresztą wyczuć już w początkowej fazie. Powyższym składnikom towarzyszy także kardamon. W prezentowanym dziś na blogu zapachu Cresp podkreślił jego słodki i zmysłowy charakter. Za jego sprawą również obecny w sercu skórzany akord mocno zbliża się w kierunku zamszu. Nie jest on jednak dla mnie ewidentny. Niestety, środkowa faza kompozycji trwa zdecydowania za krótko i szybko przechodzi w etap bazowy. Zbudowany on został przede wszystkim na wetywerii oraz towarzyszącym im syntetycznym nutom drzewnym. Ich obecność to zasługa aromamolekuły zwanej Ambroxem. Przez cały czas obecny jest także jałowiec. W tle niewyraźnie migocze zaś czarna wiśnia. Za sprawą brązowego cukru pojawia się też więcej słodyczy. Mimo to, baza to w moim odczuciu najsłabsza część Juniper Sling.

Juniper Sling

     W przypadku recenzowanych dziś perfum zdecydowanie zalecam obfitszą aplikację. Zapach jest raczej dyskretny i dopiero większa ilość naciśnięć atomizera pozwala oderwać go od skóry. A szkoda, bo zwłaszcza w początkowych fazach pachnie naprawdę ciekawie. Juniper Sling nie jest też zbyt trwały. Co prawda przy zwiększonej dawce udało mi się utrzymać go na ciele przez 7 godzin, jednak co do zasady znikał on z niego po około 5-6 godzinach. To jednak wciąż przyzwoity wynik jak na wodę toaletową.

     W przypadku flakonów Penhaligon’s wszystkie one mają taki sam kształt, różnią się jednak kilkoma szczegółami. Przede wszystkim kolorem kokardy owiniętej wokół szyjki butelki. Ta zdobiąca flakon Juniper Sling jest biała i wydaje mi się, że kolor ten dobrze pasuje do charakteru kompozycji. Bardzo podoba mi się również etykieta tych perfum. Jest elegancka a swoim wyglądem przypomina wytłaczany herb. Do tego ten srebrny, jakby metaliczny kolor!

     Juniper Sling to perfumy eleganckie i subtelne. Utrzymane w zdecydowanie angielskim stylu. W moim odczuciu są jednak nieco zbyt zachowawcze. Szczególnie patrząc na spis nut bazowych oczekiwałem czegoś więcej. Niemniej ich stonowany charakter na pewno sprawdzi się podczas wielu bardziej oficjalnych okazji. Co do zasady Juniper Sling to zaś zapach na dzień, i to raczej jeden z tych cieplejszych. Cóż bowiem może być przyjemniejszego niż szklaneczka z lodem, ginem i tonikiem w gorące lipcowe popołudnie? Dla miłośników tego trunku to pozycja obowiązkowa. Dla innych? Zapach, z którym na pewno warto się zaznajomić.

Juniper Sling
Główna nuta: Jałowiec.
Autor: Olivier Cresp.
Rok produkcji: 2012.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)

Juniper Sling