Cierge de Lune - ciemna strona wanilii?

     Zaprezentowany w 2016 roku Cierge de Lune to najmłodszy zapach w portfolio Aedes de Venustas. Za inspirację do jego stworzenia posłużył kaktus - selenicerus wielokwiatowy (Selenicereus grandiflorus)! Francuzi nazywają go cierge de lune, co tłumaczy się jako księżycowa świeca. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na fakt, że w języku francuskim istnieją dwa różne słowa na określenie świecy - la bougie i la cierge - przy czym to drugie oznacza święcę kościelną, stosowaną podczas obrzędów religijnych. Skąd jednak taka inspiracja dla stworzenia tych perfum? Otóż selenicerus, zwany także królową nocy, to roślina, która zakwita nocą (!), a jej kwiaty pachną trochę wanilią a trochę pomarańczą. Czyżby więc jakieś nocne rytuały? Dla mnie brzmi to na tyle intrygująco, że zdecydowałem się na testy.

Cierge de Lune

     Początkowy akord Cierge de Lune określony został jako krystaliczny, choć już od samego początku czuć w nim wanilię. Od razu też nasunęło mi się skojarzenie z budyniem, jednak jak się później okazało to nie do końca te klimaty. Niemniej omawiane perfumy niewątpliwie zaliczają się do kategorii gourmand. Otwarcie doprawione zostało jednak pieprzem i to aż w dwóch postaciach. Mamy zatem pikantny różowy pieprz oraz jego dobrze nam wszystkim znanego kuzyna - pieprz czarny. Taki początek stworzonej przez Fabrice'a Pellegrin'a kompozycji naprawdę ma w sobie coś mineralnego. Jest w nim także pewna pudrowość i pylistość, które kierują naszą wyobraźnię w kierunku spieczonych słońcem, drobnych jak puder właśnie, piasków pustyni. I w takim to otoczeniu ze zniecierpliwieniem oczekujemy, aż zapadnie zmierzch.

vanilla

     W sercu królowa nocy wreszcie rozkwita. Czujemy wyraźny aromat wanilii wzbogacony o kolejne nuty. Przede wszystkim ylang-ylang, który nadaje kompozycji kwiatowego charakteru. Jego kremowa i jakby lekko bananowa woń sprawia, iż Cierge de Lune oddala się od piasków pustyni, wpadając jednocześnie w obszary zbliżone do woni zamszu czy satyny. Obecny tu pod postacią aromamolekuły Hedione jaśmin rozświetla kompozycję i sprawia, że księżycowa świeca naprawdę rozbłyska. W miarę jak zapach ewoluuje z nut serca w bazę staje się cieplejszy a jednocześnie bardziej drzewny i wytrawny. Dzieje się tak za sprawą obecnego w składzie Ambroxanu - syntetycznego związku łączącego w sobie kilka aromatów między innymi mineralne nuty morskie oraz suche i drzewne właśnie. Zastosowana w tej fazie Cierge de Lune ambra utrwala natomiast perfumy na skórze sprawiając jednocześnie, że nabierają one zmysłowości i lekko zwierzęcego charakteru. W chłodzie nocy pustynia ożywa. Na tym etapie producenci deklarują także obecność akordu czekoladowego. Skąd czekolada na pustyni? Tego nie wiem, ale też na szczęście wcale jej tutaj nie czuję. Może to po prostu chwyt reklamowy.  Natomiast w tle niewyraźnie snuje się kadzidło. No, może wcale nie aż tak niewyraźnie. Jako wielki fan kadzidlanych zapachów momentami wyłapuję je całkiem dobrze. Jest lekko kwaśne i bardzo przyjemne w odbiorze. I tak po cichu i bez większych fajerwerków księżycowa świece powoli dogasa na naszej skórze.

selenicereus grandiflorus

     Cierge de Lune nie jest zapachem inwazyjnym, charakteryzuje się umiarkowaną projekcją. Choć nosi się go bardzo komfortowo nie pozostaje jednak niezauważalny. Od czasu do czasu podnosi się ze skóry przypominając o swojej obecności. Co do zasady pozostaje jednak zapachem tła. Ma za to bardzo dobrą trwałość. U mnie oscylowała ona w granicach 10-12 godzin, ale u innych użytkowników sięga ona nawet do 14 godzin. Niemniej już odnotowany przeze mnie rezultat wystarczy, aby nacieszyć się aromatem Cierge de Lune, a nawet trochę się nim zmęczyć.

     Flakon opisywanych przeze mnie dziś perfum to typowy wzór wszystkich kompozycji Aedes de Venustas. Jedyne co go wyróżnia to kolor. W przypadku Cierge de Lune twórcy zdecydowali się na jasny brąz i wydaje mi się, że był to naprawdę trafny wybór. Nie umiem tego do końca uzasadnić, ale pasuje. Żeby zrozumieć musielibyście chyba sami poczuć aromat tych perfum. W dodatku brąz bardzo dobrze koresponduje ze złotem - kolorem wykończeń we wszystkich produktach nowojorskiej marki. Całość prezentuje się naprawdę dobrze.

     W moim odczuciu Cierge de Lune to niezły zapach, czegoś mu jednak brakuje. Nie czuć w nim mianowicie wspomnianej nocy. Nie ma tu mroku, który mógłby zostać rozświetlony przez tytułową królową. W tej kompozycji rządzi ona za dnia. Jednocześnie są to perfumy, które wciąż wyróżniają się na tle waniliowych propozycji innych marek. Nie wiem jednak czy na tyle, że warto wydać na nie 900 zł. Oczywiście jakoś ich wykonanie jest wysoka, do tego są zmienne i zgrabnie balansują pomiędzy nutami wanilii, drewna i kadzidła, według mnie zabrakło im jednak pazura. Mimo to wydaje mi się, że mężczyzna pachnący Cierge de Lune wzbudzi jednak pewne zainteresowanie płci przeciwnej. Pytanie tylko czy na długo...

Cierge de Lune
Główna nuta: Wanilia.
Autor: Fabrice Pellegrin.
Rok produkcji: 2016.
Moja ocena: Może być. (4/7)

cierge de lune