Aedes de Venustas Signature – na czerwonej łodydze

Od bardzo dawna nie miałem okazji testować żadnych perfum Aedes de Venustas. Kiedy więc nadarzyła się okazja sięgnąłem po kompozycję, którą amerykańska marka debiutowała na rynku perfum. A była nią Aedes de Venustas Eau de Parfum (obecnie znana również jako Signature). To właśnie za sprawą skomponowanego w 2012 roku przez Bertrand’a Duchaufour’a zapachu Karl Bradl i Robert Gerstner przeszli od sprzedaży perfum innych marek do produkcji własnych. A dziś w swojej ofercie mają ich dziewięć. Przyjrzyjmy się zatem tym, od których wszystko się zaczęło. Zanim to jednak nastąpi, chciałbym wspomnieć o pewnej ciekawostce. Odkryłem bowiem, że Bertrand Duchaufour ma już na swoim koncie jedne perfumy o nazwie Aedes de Venustas. Stworzone na zamówienie L’Artisan Parfumeur. A inspirowane właśnie nowojorską perfumerią Bradla’ i Gerstner’a. Może kiedyś pokuszę się o recenzję. A tymczasem do rzeczy.    

Aedes de Venustas Signature.jpg

Na początku muszę zaznaczyć, że Signature nie posiadają klasycznej, trójdzielnej budowy. Te perfumy od początku są tym, czy będą aż do końca. Zmienia się jedynie natężenie poszczególnych nut. I tak początek jest bardzo zielony. I cierpki. Od razu odnaleźć w nim można jednego z głównych bohaterów kompozycji. A jest nim rabarbar. W dziele Duchaufour’a jego gorzkawy, choć jednocześnie jakby kwaśny aromat króluje niepodzielnie. Zastępuje też nieobecne tu cytrusy. Tuż obok niego pojawia się zaś liść pomidora. Podbudowuje on zieloną stronę zapachu i nadaje jej głębi. Ma w sobie także coś jakby ziołowego. W tle powyższej dwójki migocze również soczyste i kwaskowe zielone jabłuszko. Aedes de Venustas posiada bowiem charakterystyczny, owocowy trzon. Nie jest on jednak słodki. Obudowano go sporą ilością zieleni, przez co charakter tych perfum przesunął się w bardziej wytrawną i elegancką stronę.

Aedes de Venustas.jpg

  Kiedy już trochę oswoimy się z recenzowanym dziś zapachem, dostrzegać zaczynamy jego pozostałe oblicza. Delikatnej słodyczy przydają mu bowiem wiciokrzew oraz czerwone jagody. Choć nie są to nuty, które czuć tu jako samodzielne. A przynajmniej nie dla mnie. Po niezbyt długiej chwili swoją obecność zaznaczać zaczyna też kadzidło. Jest to zresztą jeden z ulubionych składników Bertrand’a Duchaufour’a. A co potrafi z nim zrobić przekonać się możecie sięgając choćby po dwa zapachy Comme des Garçons: Avignon i Kyoto. Natomiast w Signature kadzidło jest dość dymne. I całkiem przyjemne. Podkreślono też jego drzewną stronę. Dzięki temu bardzo ładnie komponuje się ono z drugą kluczową nutą opisywanych perfum. Wetywerią. Afrykańska trawa w wersji, jaką tu odnajdziemy jest gorzko-zielona i trochę ziemista. Drzewno-dymna. Dlatego dobrze wpisuje się w ogólny klimat Aedes de Venustas. Obecne w jej aromacie orzechowe niuanse dodatkowo zaakcentowano zaś poprzez wprowadzeni do kompozycji nuty orzecha laskowego. Pozostaje on jednak na dalszym planie.   

  Sprawdźmy teraz jak prezentują się walory użytkowe Signature. Czy moc i trwałość dorównują jakości tych perfum? Moim zdaniem tak. Opisywany dziś zapach projektuje bowiem całkiem wyraźnie. A jego cierpki aromat łatwo wyczuć w przestrzeni wokół siebie. Inne osoby też raczej nie powinni mieć z tym problemu. Choć kompozycja nie jest agresywna. A przez jaki czas utrzymuje się na skórze? W moim wypadku było to około 8-9 godzin. To dobry wynik, należy jednak zauważyć, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.

Aedes de Venustas Signature.jpg

To jeszcze krótko o flakonie. Jako że dawno nie recenzowałem żadnych perfum Aedes de Venustas, przypomnę tylko, że wszystkie ich buteleczki mają identyczny kształt. Są więc lekko pękate i posiadają charakterystyczne złote atomizery. Na ich zatyczce widnieje zaś logo firmy. Od siebie nawzajem różnią się jedynie kolorami. I tak, w przypadku Signature flakon pomalowany został na ciemnoróżowo. Samo szkło jest jednak lekko przeźroczyste, co pozwala sprawdzić, ile perfum nam jeszcze zostało. Na froncie, złotą czcionką, wypisano natomiast nazwę kompozycji oraz jej stężenie. Całość wygląda dość elegancko, choć posiada moim zdaniem lekki przechył w kobiecą stronę.

Początkowo perfumy Aedes de Venustas Signature niezbyt mi się spodobały. Odbieram je jako zbyt cierpkie. Nie można jednak odmówić im oryginalności. Stanowią bardzo dobry przykład nowoczesnego szypru. Są misternie skonstruowane. Jednocześnie owocowe, ale i eleganckie. Nie brak im też drzewnej zieleni. Choć wielu składników z tradycyjnego akordu szyprowego w nich nie znajdziemy. Jeśli zaś o mnie chodzi, to w miarę jak poznawałem ten zapach, podobał mi się on coraz bardziej. Choć to wciąż nie moja bajka. Doceniam jednak sam pomysł oraz zaskakującą uniwersalność kompozycji. Mimo iż mamy tu do czynienia z perfumami niszowymi, to sprawdzą się one w naprawdę dużej ilości sytuacji. Od randki po spotkanie biznesowe.

Aedes de Venustas Signature
Główne nuty: Rabarbar, Wetyweria.
Autor: Bertrand Duchaufour.
Rok produkcji: 2012.
Moja ocena: Warto poznać. (5/7)