Gucci Pour Homme – gdzie ci mężczyźni?

Dziś jeden z tych dni, kiedy opisuje perfumy już niedostępne. Gucci Pour Homme zniknęły bowiem z rynku około dziesięciu lat temu. Choć, co ciekawe, mimo zaprzestania produkcji, przez dłuższy czas były dostępne na oficjalnej stronie włoskiej marki. I to z możliwością pre-order! Obecnie można je już jednak nabyć jedynie z drugiej ręki. Ale czy warto? Jeśli chodzi o slogany reklamowe, to w przypadku zapachów mainstreamowych zazwyczaj mowa jest o męskości oraz elegancji lub przygodzie. I nie inaczej jest w przypadku opisywanej dziś kompozycji. Gucci Pour Homme promowane było bowiem jako pachnidło dla dojrzałych i pewnych siebie mężczyzn. W drogich garniturach oczywiście. Ale co pozostaje, gdy zajrzymy za kurtynę PR-u? Według mnie całkiem sporo.

Jeśli chodzi o fazę głowy, to jest ona raczej krótkotrwała. Ale i tak zdąża zrobić wrażenie. Zbudowano ją zaś w oparciu o przyprawy. A odnajdziemy w niej między innymi aż dwa rodzaje pieprzu: biały i różowy. Do tego dochodzi jeszcze imbir. W efekcie otwarcie Gucci Pour Homme jest wyraźnie pikantne. Ma w sobie również coś subtelnie orientalnego. Pod warstwą przypraw da się jednak wyczuć drzewny szkielet kompozycji. Wydaje mi się, że w głowie recenzowanych perfum czuję również coś aldehydowego. A także jakiś abstrakcyjny akord ziołowy. Początek ma w sobie zauważalny ładunek wytrawności. I według mnie nie pochodzi wyłącznie od budujących kolejne fazy Gucci Pour Homme nut drzewnych. Z tym, że trudno mi wskazać konkretne składniki, które mogłyby być odpowiedzialne za ten efekt. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że dzieło Michel’a Almairac’a od początku sprawia wrażenie silnie monolitycznego. Jego poszczególne elementy tworzą zwartą i spójną konstrukcję. Co znacząco utrudnia mi analizę. Dlatego w dzisiejszym wpisie więcej będzie ogólnych spostrzeżeń.

W przypadku naszego bohatera przejście z fazy głowy do serca odbywa się niemal niezauważalnie. Wątek przyprawowy nieco się wycisza, a na pierwszy plan wysuwa się i tak już wcześniej wyczuwalny akord drzewny. Przy czym w Gucci Pour Homme ochrzczony on został mianem drewna papirusowego. Z tym, że akurat ja dość wyraźnie czuję tutaj cedr. Suchy i wytrawny aromat jego drzazg niemal kłuje mnie w nos. Powleczony został bowiem jedynie niewielką warstwą słodyczy. Na tym etapie zapach nabiera męskości. Promieniuje siłą i pewnością siebie. Jest także do pewnego stopnia pylisty. Nieznacznie pudrowy. Co jest z kolei zasługą pojawiającego się w tej fazie kompozycji kłącza irysa. Dodatkowo, wnosi ono do zapachu pewien ładunek chłodu oraz zieleni. Im bliżej jesteśmy bazy, tym silniej czuję zaś dymną woń olibanum. A całość zaczyna się ocieplać. Przy czym nadal dominujący temat drzewny przyjmuje teraz bardziej żywiczny wydźwięk. Zanurzamy się w złotej ambrze. Z tym, że jej słodycz jest jednak do pewnego stopnia ograniczona. A dzieje się tak za sprawą wyczuwalnej gdzieś w tle nuty skóry. Podobno pojawia się też wetyweria, choć ja akurat niezbyt ją tu czuję.    

Poświećmy również chwilę uwagi parametrom użytkowym Gucci Pour Homme. Czy zapach broni się również pod względem mocy i trwałości? Według mnie raczej tak. Z tym, że jeżeli chodzi o projekcję, to określiłbym ją jako w normie. Opisywane dziś pachnidło nie należy do tytanów, ale cherlawe też nie jest. Da się wyczuć je na skórze. Osoby, w naszym najbliższym otoczeniu także powinny zauważyć jego obecność. Natomiast co do trwałości, to również nie mogę mieć zastrzeżeń. Zapach utrzymuje się na ciele przez dobre 9-10 godzin. A że mamy tu do czynienia z wodą toaletową, to powodów do utyskiwań nie ma.

Przed podsumowaniem jeszcze kilka słów o flakonie recenzowanej kompozycji. Nie wiem czemu, ale od razu przypadł mi on do gustu. Prostopadłościenna buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła, przez które widać znajdującą się wewnątrz bursztynową ciecz. Przy czym zauważalny jest tu brak etykiety. Nazwę zapachu wypisano wprost na szkle. A użyto do tego różnego typu, wielkości oraz koloru czcionek. Dzięki czemu nazwa GUCCI jest znaczenie wyraźniejsza niż człon Pour Homme. Całość wykończono zaś przy pomocy masywnej, ciemnobrązowej zatyczki. I jak tak sobie teraz o tym myślę, to ten wzór kojarzy mi się trochę z flakonem Noir od Tom’a Ford’a. I może to nie być przypadek. A Wy co sądzicie na ten temat?

Czy wspominałem, że Gucci Pour Homme to perfumy powstałe w czasach, gdy w fotelu dyrektora kreatywnego włoskiej marki zasiadał Tom Ford? I to czuć. Kompozycja jest bowiem nie tylko męska, ale i ambitna. Ma w sobie coś niemal niszowego. Tak silne zaznaczenie wątku drzewnego w mainstreamie nie zdarza się bowiem często. A już na pewno nie w takim wykonaniu. Bo choć silnie wytrawny, zapach daje też duże poczucie komfortu. Jakby stapiał się ze skórą. Nieco rozczarowała mnie natomiast jego liniowość. Dzieło Michel’a Almairac’a posiada bowiem bardzo ograniczony rozwój w czasie. Zmiany są raczej subtelne. Z drugiej strony, jeśli coś pachnie dobrze, to po co to zmieniać? No chyba, że chodzi o pieniądze. Wtedy nawet najlepsze, ale mało dochodowe perfumy wycofuje się z rynku. Tak jak to miało miejsce w przypadku Gucci Pour Homme…  

Gucci Pour Homme
Główne nuty: Drewno cedrowe, Kadzidło.
Autor: Michel Almairac.
Rok produkcji: 2003.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)