Fleur du Mâle – mężczyzna (nie)stereotypowy

     Bohater dzisiejszego wpisu - Fleur du Mâle - przez część krytyków uznawany jest za flanker kultowego Le Mâle z 1995 roku. Osobiście zaliczam się jednak do grupy, która nie zgadza się z taką opinią. Pomimo kilku podobieństw (flakon, nuty bazy) uważam, że różni się on na tyle by stanowić odrębny perfumowy byt. Szczególnie, że flankery Le Mâle charakteryzują się dość zbliżoną do oryginału nazwą (Le Beau Mâle, Le Mâle Terrible, Ultra Mâle). Natomiast recenzowane dziś perfumy nazwane zostały na cześć tomu poezji Charles’a Baudelaire’a pod tytułem Les Fleurs du Mal (fr. Kwiaty Zła). Francuski pisarz dostarcza najwyraźniej inspiracji twórcom perfum, bowiem jego nazwiskiem oznaczona została również jedna z kompozycji szwedzkiej marki Byredo. Co istotne, w swojej poezji Baudelaire niejednokrotnie zwracał uwagę na znaczącą rolę zapachu w naszym życiu. Jak zatem pachnie to dedykowane mu dzieło?

Fleur du Male

     Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że Fleur du Mâle stanowi swoistą wariację na temat perfum należących do dwóch nurtów: wód kolońskich oraz zapachów z rodziny fougère. Choć czerpie z tych wzorców w obfitości od początku podąża jednak własną ścieżką. Przez pierwsze kilkadziesiąt sekund po aplikacji jest intensywnie słodki, białokwiatowy. Ta słodycz jest głęboka i zmysłowa, tak pachnie kwiatowy nektar. Trzeba chwilę odczekać, aby ten aromat osiadł na skórze. Dopiero wtedy da się zauważyć, że początek kompozycji przełamany został olejkiem petitgrain. Za jego sprawą perfumy nabierają zieleni i zaczynają wibrować na skórze.  Stają się nawet trochę gorzkie, przyjmując nieomal drzewny charakter. Ich aromat kojarzy mi się z wakacyjnym wieczorem gdzieś na południu Europy np. w Grecji. Słońce zachodzi a wokół czuć intensywny i słodki aromat kwitnących na drzewach białych kwiatów. Sama pomarańczowa nuta wcale nie jest tu zaś ewidentna.

orange blossom

     W powyższy klimat wpisuje się również serce Fleur du Mâle. Zostało ono zbudowane wokół kwiatu gorzkiej pomarańczy, czyli neroli. Stanowi to oczywiste nawiązanie do klasycznej eau de cologne. Jednocześnie w swoim dziele Kurkdjian przedstawił je w taki sposób, że perfumy te pachną trochę jak białe, kremowe mydło w kostce. Kwiat pomarańczy został tutaj celowo przedawkowany. Efekt jest taki, że kompozycja wydaje się bardzo jasna, subtelna i jedwabiście gładka. Jednocześnie wykonana jest bardzo minimalistycznie. Niemal w stylu Jean-Claude’a Elleny. Czuć jednak, że jej autorem jest Francis Kurkdjian, neroli to przecież jeden z jego ulubionych składników. Po około 2-3 godzinach pojawia się zaś delikatna waniliowa nuta. Jest ona spowodowana obecnością w składzie Fleur du Mâle kumaryny. Ta - pozyskiwana między innymi z bobu tonka - substancja wprowadza do zapachu również inny aromat. Słomiany, a zasadzie nawet wiklinowy. Obok niej w piramidzie nut pojawia się też paproć. I to ona wiąże recenzowane dziś perfum z grupą fougère. Pachnie męsko, zielono i jakby mszyście. Pewnie zamyka całą kompozycję.

     Jeśli spojrzeć na walory użytkowe to Fleur du Mâle nie prezentuje się już aż tak dobrze. Jego projekcję określiłbym jako poniżej umiarkowanej. Przez większość czasu aromat pozostaje zatem raczej bliskoskórny. Nie można natomiast wysunąć żadnych zarzutów pod adresem trwałości tych perfum. Zaaplikowane rano towarzyszyć nam będą przez większą część dnia. Dla wody toaletowej wynik z kategorii 7-9 godzin zawsze uznać należy za bardzo dobry.

     Wspomniałem już we wstępie, że flakon recenzowanego dziś zapachu wyglądem bardzo zbliżony jest do tego należącego do Le Mâle. W zasadzie jedyną różnicą jest jego barwa. Butelka Fleur du Mâle jest jednorodnie biała. Wydaje mi się, że mało kto utożsamia ten kolor z męskością i między innymi dlatego kompozycja ta nie odniosła takiego sukcesu jak pierwsze dzieło Kurkdjian’a. A szkoda. Muszę też zaznaczyć, że co do zasady humanoidalne kształty flakonów niespecjalnie do mnie przemawiają. Fleur du Mâle zasługiwał, by w jego przypadku pokusić się o coś bardziej oryginalnego.

     Podczas testów prezentowanej dziś kompozycji moją uwagę zwróciło kilka rzeczy. Przede wszystkim Fleur du Mâle to perfumy jednorodne, o znikomej ewolucji. I właśnie ze względu na tę druga cechę niektórym mogą wydać się trochę zbyt monotonne. Ponadto jest to zapach trudny. Czerpie z klasycznych męskich wzorców jednocześnie wywracając je do góry nogami. Jest czysty i bardzo subtelny. Do tego ma w sobie coś rozleniwiającego. Białe kwiaty operują w nim na zupełnie innym zakresie niż choćby w świetnym skądinąd Power od Kenzo. Fleur du Mâle posiada bardziej wieczorowy charakter. Niezaprzeczalnie ma też w sobie coś uwodzicielskiego. Podoba się kobietom i przyciąga ich uwagę. Zresztą przekonajcie się sami.   

Fleur du Mâle
Główna nuta: Neroli.
Autor: Francis Kurkdjian.
Rok produkcji: 2007.
Moja opinia: Polecam. (6/7)