Copper Skies – między złocistymi drzewami

     Przyznam szczerze, że gdyby nie pomyłka w pewnej niszowej perfumerii, z której zamawiałem akurat próbki, recenzowany dziś zapach najpewniej nigdy nie pojawiłby się na blogu. Wcześniej nie słyszałem bowiem o Kerosene. Marce założonej w 2011 roku przez John’a Pegg’a – Youtoubera i miłośnika perfum działającego jako Kerosene Trewthe. Niemniej, w skutek zrządzenia losu odlewka Copper Skies trafiła w moje ręce. Tworząc tę kompozycję Pegg chciał zawrzeć w niej ciepło nut drzewnych i przypraw rozgrzewających go podczas chłodnych dni w rodzinnym Michigan. A czy prezentowane dziś na Agar i Piżmo perfumy faktycznie generują wyżej opisany efekt? Tego dowiecie się czytając dzisiejszą recenzję Copper Skies.

Copper Skies

     Początek zapachu jest słodko-gorzki. A także przyprawowo-korzenny. Moje skojarzenia od razu powędrowały w stronę Arabie Serge’a Lutens’a. Po części było to zapewne spowodowane bardzo wyraźną tu od pierwszych minut nutą goździków. Nadają one kompozycji specyficznej ostrości, która spotęgowana została jeszcze przy pomocy bazylii. Momentami Copper Skies zbliża się także do Comme des Garçons - Eau de Parfum. Jest jednak mniej wyrafinowany od dzieła Buxton’a. W recenzowanych dziś perfumach jest coś bardziej surowego. Jakieś drobne metaliczne akcenty. Jednocześnie są one również zauważalnie słodkie. To zasługa obecnego w piramidzie nut miodu. Z czasem zaczyna on dominować kompozycję przesuwając ją w kierunku Honey Aoud od Montale. Po upływie kilku chwil następuje jednak kolejny zwrot w kierunku Arabie. Trzeba przyznać, ze kompozycja zdecydowanie żyje na skórze.

Copper Skies

     W sercu Copper Skies kontrast pomiędzy tym, co słodkie i tym, co gorzkie, znajduje swoje odzwierciedlenie w postaci aromatu liści tytoniu. Zawiera on w sobie coś ciepłego i męskiego zarazem. Ta charakterystyczna nuta wcale nie jest tu jednak dominująca. Wciąż bardzo wyraźny jest bowiem wątek przyprawowy. Jednocześnie akord miodowy przekształca się nieco i przypomina teraz bardziej woń wosku pszczelego. Pojawia się także nuta kawy. Dodatkowo pogłębia ona kompozycję, jednocześnie nadając jej nieco bardziej mrocznego charakteru. Do tego dochodzi jeszcze subtelny, ziołowy podkład, który nasuwa mi skojarzenia z innym jeszcze dziełem Lutens’a, mianowicie Ambre Sultan. Początkowo, skojarzenie to wcale nie było dla mnie oczywiste, jednak wraz z kolejnymi testami widziałem je coraz wyraźniej. Tym bardziej, że w bazie Copper Skies bezsprzecznie króluje już ambra. I to nie byle jaka! Jej aromat jest tu naprawdę bogaty. W dziele Pegg’a znajdziemy lekko dymny wątek drzewny, wzmocniony jeszcze poprzez obecność cedru Virginia. Jest też słodszy akord żywiczny, nadający kompozycji specyficznej zawiesistości. Oraz ciepła. Przyprawy zostają wyciszone a na naszej skórze pozostaje jedynie jedwabisty, słodko-drzewny aromat.

Copper Skies

     Jak przystało na wodę perfumowaną Copper Skies posiada bardzo dobre parametry użytkowe. Od samego, naznaczonego przyprawami, początku aż po ambrowy finisz, kompozycja projektuje naprawdę wyraźnie. W zasadzie przez większość czasu nie miałem najmniejszych problemów, żeby wyczuć ją na sobie. Dopiero w schyłkowym etapie bazy staje się ona bardziej bliskoskórna. Czas jaki upływa do tego momentu jest jednak dosyć długi. Perfumy te utrzymują się bowiem na ciele przez dobre 11-12 godzin. Tak przynajmniej było w moim wypadku. A jak u Was?

     Flakon recenzowanego dziś zapachu jest dowodem na to jak opakowanie może dopełniać znajdujący się w nim produkt. Zaznaczyć jednak muszę, że od momentu powstania uległ on pewnym modyfikacjom. Obecnie jest on szerszy niż uprzednio a miedziana (miedź to po angielsku copper) tabliczka, na której wypisano nazwę zapachu oraz producenta zajmuje znacznie większą powierzchnię przedniej ścianki. Sama buteleczka dalej sprawia jednak wrażenie jakby wykonana była z kamienia. Przeprojektowana została za to zatyczka. W poprzedniej wersji, którą zobaczyć możecie na miniaturce na głównej stronie bloga, była ona zdecydowanie bardziej fikuśna. Obecnie jest prostsza i dużo bardziej masywna. W moim odczuciu nowa wersja flakonu lepiej pasuje do charakteru zapachu. Szkoda może jedynie jego bursztynowopomarańczowej barwy.

    Choć Copper Skies nie zalicza się do kategorii zapachów, za którymi bym szczególnie przepadał, to nie mogę odmówić mu urody. Kompozycja jest bogata i wielowymiarowa. A także żywa i na swój sposób intrygująca. Jej słodycz jest wyraźna, ale nie określiłbym jej jako przesadnej. Niemniej, zaserwowana nam przez Kerosene mieszanka miodu i przypraw może działać odurzająco. Na pewno posiada za to właściwości rozgrzewające. Copper Skies to perfumy o zdecydowanie zimowym charakterze. Emanują ciepłem, które mi kojarzy się przede wszystkim z dogasającym w kominku drewnem. Drwa tlą się jeszcze, rzucając na ciemny pokój delikatną, złocistą poświatę.  Takie właśnie jest moje wyobrażenie Copper Skies.

Copper Skies
Główne nuty: Przyprawy, Nuty drzewne.
Autor: John Pegg.
Rok produkcji: 2012.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)

Copper Skies