Sharisme Insensé – w tym szaleństwie jest metoda

Dziś na blogu debiut. Pierwszy raz pojawiają się tu bowiem perfumy włoskiej marki Rancé 1795. A zaszczyt ten przypadł zapachowi o nazwie Sharisme Insensé. Powstałemu w 2017 roku za sprawą Maurizio Cerizzy. Sama kompozycja inspirowana jest zaś klasycznymi szyprami. A także Morzem Śródziemnym jako łącznikiem między Europą a Bliskim Wschodem. Od razu jednak zaznaczam, że nasz bohater nie jest morskim świeżakiem. O nie, te perfumy przyjmują zdecydowanie odmienny kształt. Ale czy faktycznie są tak szalenie charyzmatyczne jak wskazuje na to ich nazwa? Przekonajcie się sami czytając dalszą część niniejszego wpisu.

Sharisme Insense.jpg

Już od samego początku drzewny charakter Sharisme Insensé nie podlega dyskusji. W otwarciu króluje jednak kadzidło. Bardzo suche i dymne. Mocno w cerkiewnym stylu. Towarzyszy mu zaś charakterystyczny aromat jagód jałowca. Głowa recenzowanych perfum jest więc wyraźnie wytrawna. Choć odrobiny owocowej kwaskowości przydaje jej czarna porzeczka. Jej obecność to oczywiste odniesienie do słynącej z upraw tej rośliny Burgundii. A zatem za jej sprawą dzieło Maurizio Cerizzy oddala się nieco od basenu Morza Śródziemnego. O jego południowym klimacie przypomina nam jednak bergamotka. Choć dla mnie w recenzowanych perfumach wyczuwalna jest ona jedynie przez kilka pierwszych sekund. Zupełnie nie czuję natomiast deklarowanej w otwarciu Sharisme Insensé szałwii muszkatołowej. Coraz silniej swoją obecność zaznaczają za to przyprawy. Wśród których na pierwszy plan wybija się aromatyczny czarny pieprz. On z kolei przypominać ma nam o orientalnym charakterze kompozycji.

Sharisme Insense.jpg

O ile początek opisywanego zapachu wydał mi się nieco ciężki, to jego serce ma już zauważalnie lżejszy wydźwięk. I dużo silniej kojarzy się z morzem. I porastającymi jego strome brzegi iglakami. Trzon środkowej fazy Sharisme Insensé stanowi bowiem sosna nadmorska. Jej zielony, świeży i żywiczny aromat dobrze komponuje się z obecnymi tu nutami morskimi. Całość staje się żywsza oraz nabiera tytułowej charyzmy. Podkreślonej jeszcze przy pomocy wyraźnie męskiego akordu skóry. W recenzowanych perfumach stanowi on jednak raczej tło, na którym rozgrywa się główna akcja. Na stronie internetowej Rancé 1795 znalazłem natomiast informację, że w sercu ich dzieła pojawia się również pistacja. Sam na pewno bym jednak na to nie wpadł. W miarę upływu czasu coraz bardziej dominować zaczynają zaś nuty drzewne i żywiczne. A Sharisme Insensé częściowo powraca do tego, co mogliśmy wyczuć w głowie. Tyle, że teraz jest słodziej. Złocista woń ambry miesza się z ołówkowym drewnem cedrowym tworząc aurę balsamicznego ciepła. Któremu miękkości i zmysłowości dodaje jeszcze wanilia. Podkreśla ona orientalne inspiracje stojące za recenzowanym zapachem. W ten klimat wpisuje się także obecne w końcówce kompozycji piżmo. Zgrabnie uzupełnia ona drzewno-przyprawowy charakter ostatniej fazy dzieła Maurizio Cerizzy. Pewne ostrzejsze akcenty to natomiast zasługa paczuli.  

A teraz przekonajmy się jak Sharisme Insensé wypada pod względem parametrów użytkowych. Jeśli chodzi o projekcję to nie mogę mieć zastrzeżeń. Określiłbym ją nawet jako powyżej średniej. Recenzowane perfumy są łatwo wyczuwalne zarówno przez nas samych jak i osoby w naszym najbliższym otoczeniu. Nie gorzej jest też z ich trwałością. Zapach utrzymuje się na skórze przez dobre 9-10 godzin. Tak przynajmniej było w moim wypadku. Muszę jednak zaznaczyć, że kompozycja Rancé 1795 ma postać wody perfumowanej, zatem jej parametry nie powinny dziwić.  

Sharisme Insense.jpg

Wypada mi również poświecić chwilę uwagi flakonowi opisywanego dziś pachnidła. Szczególnie, że do tej pory nie miałem jeszcze okazji pisać o buteleczkach włoskiej marki. Ta należąca do naszego bohatera jest zaś wykonana z przeźroczystego szkła a swoim kształtem przypomina bardzo smukły trapez. Jej front zdobi zaś elegancka, bogato zdobiona etykieta. Pośród znajdujących się na niej elementów odnaleźć zaś można nazwę kompozycji. Brak natomiast informacji o jej producencie czy koncentracji. Dodatkowo, uwagę zwraca również owinięty wokół złotego atomizera czerwony, pleciony sznureczek. Nadaje on całości nieco bardziej fikuśnego wyglądu. A także pewnej elegancji. Tak przyozdobiony flakon prezentuje się moim zdaniem naprawdę dobrze.

Po kilkudniowych testach Sharisme Insensé stwierdzam, że te perfumy naprawdę przypadły mi do gustu. Choć nie od razu potrafiłem je docenić. Jednak w miarę upływu czasu coraz silniej roztaczały przede mną swój urok. Najbardziej zaskoczyła mnie zaś ich zmienność. Intrygujący, wytrawnie drzewny początek oraz słodko drzewna końcówka przedzielone są zauważalnie lżejszym i świeższym sercem. To bardzo ciekawe i odważne zagranie. Poza tym jednak zapach aż tak mocno się nie wyróżnia. Dla mnie to solidny orientalny ambrowiec z owocowymi akcentami. Choć w zamierzeniu miał być szypr. Kompozycja jest ciepła i aromatyczna. Do tego dobrze zbalansowana. Żadna z obecnych tu nut nie zyskuje wyraźnej przewagi nad innymi. A mimo to czegoś mi tu brak. Czegoś, co sprawiałoby, że miałbym ochotę ponownie sięgnąć po Sharisme Insensé. Ciekaw jestem jednak Waszych opinii na ten temat.                    

Sharisme Insensé
Główne nuty: Ambra, Kadzidło.
Autor: Maurizio Cerizza.
Rok produkcji: 2017.
Moja ocena: Warto poznać. (5/7)