Guilty Pour Homme – oczyszczony z zarzutów

Dziś kontynuuję, rozpoczętą niedawno za sprawą Mémoire d’une Odeur, przygodę z perfumami Gucci. Na bohatera kolejnej recenzji wybrałem zaś Guilty Pour Homme z 2011. A więc zapach stworzony przez Jacques’a Huclier’a. I będący odpowiedzią na sukces, o rok starszej, damskiej wersji Guilty. Swoim aromatem opisywana dziś kompozycja nawiązywać ma zaś do archetypu samca alfa. A więc mężczyzny, który wie czego chce i zawsze to dostaje. Przynajmniej w interpretacji włoskiej marki. Przekonajmy się zatem na ile to, co znajdziemy we flakonie faktycznie odpowiada sloganom reklamowym.

  Guilty Pour Homme rozpoczyna się mało oryginalnie, ale za to całkiem przyjemnie. Jest świeżo i lekko słodko. Co jest wynikiem obecności lawendy. Wyczuwalnej tu praktycznie od samego początku. Tyle, że w recenzowanych perfumach nieco wyciszono jej ziołową stronę. A przynajmniej ja tak to odbieram. Ich goryczka jest dość delikatna. I to mimo, że w pierwszej fazie kompozycji pojawia się też cytryna. Jej aromat nie jest jednak intensywny. Służy raczej za uzupełnienie lawendowego wątku. Nie mogę również oprzeć się wrażeniu, że głowa Guilty ma w sobie coś landrynkowatego. A choć banalne, otwarcie zapachu nie drażni. Nie jest może tak, że umieram z ciekawości jak rozwinie się stworzona przez Huclier’a kompozycja, ale wystarczy, bym chciał dać jej szansę.

Jeśli chodzi o środkową fazę opisywanych perfum to według mnie traci ona na atrakcyjności. Guilty Pour Homme pozostają świeże i czyste, jednak w ich sercu niewiele się dzieje. A jedynym oficjalnie się tu pojawiającym składnikiem jest kwiat pomarańczy. Nieznacznie potęguje on słodycz zapachu. Dodaje mu także trochę ciepła. I są to tak naprawdę jedyne zmiany, jakie zauważam w porównaniu z głową kompozycji. No może pojawia się jeszcze jakaś szczypta pikanterii. Ale dzieło Gucci pozostaje proste i raczej przystępne. A ja zaczynam się zastanawiać dlaczego perfumy o takim aromacie nazywają się Guilty. Póki co są bowiem zdecydowanie innocent. I tak naprawdę w ich bazie znacząco się to nie zmienia. Choć w końcu poczuć można nieco większą ewolucję. Skomponowane przez Huclier’a pachnidło staje się bowiem bardziej drzewne. A duża w tym zasługa drewna cedrowego. Przy czym jego obecność nie jest tu żadnym zaskoczeniem. Zapach o tak bezpiecznej budowie aż prosił się o cedrową bazę. Muszę jednak przyznać, że syntetyki nie leją się tu strumieniami. To plus. Ostania faza kompozycji jest bardziej wytrawna. Wydaje mi się, że wyczuwam w niej także pojedyncze mignięcia wspomnianej już cytryny. A także coś słonego. Co jest najpewniej efektem wprowadzenia do bazy Guilty Pour Homme nuty paczuli. Z tym, że i ona podana jest tu w bardzo stonowany sposób. Okrojono ją z elementów trudnych. A żeby uczynić recenzowane perfumy jeszcze bardziej przystępnymi, ich końcówkę wzbogacono o aromat wanilii. Przypomina nam on o słodszym charakterze poprzednich faz Guilty. 

Przekonajmy się teraz jak nasz dzisiejszy bohater wypada pod względem parametrów użytkowych. Projekcję tych perfum określiłbym jako średnią. Zapach nie jest specjalnie głośny, ale i nie chowa się tuż przy skórze. Przez większość czasu jestem w stanie wyczuć go na sobie. A jak prezentuje się jego trwałość? Moim zdaniem naprawdę dobrze. Guilty Pour Homme ma postać wody toaletowej, a na ciele utrzymuje się przez 9-10 godzin od aplikacji. Można więc być zadowolonym.

  To teraz parę słów o flakonie recenzowanej kompozycji. Przyznam, że zrobił on na mnie bardzo dobrze wrażenie. Ponad połowa buteleczki pokryta jest warstwą ciemnoszarej farby. W tej części umieszczono także nazwę zapachu oraz wytłoczono logo włoskiej marki. Przy czym napisy wykonane są kontrastową, białą czcionką. Natomiast w górnym fragmencie flakonu widzimy przeźroczyste, lekko tylko przydymione szkło. Uzupełnieniem takiego designu jest zaś cylindryczna, chromowana zatyczka. Całość jest więc stonowana, a jednocześnie naprawdę męska. Dobrze prezentuje się na półce.  

Według mnie Guilty Pour Homme to perfumy dla niewymagających mężczyzn. Zapach jest prosty i przystępny. Brakuje mu jednak głębi. Już od początku wszystko jest tu jasne, a kompozycja niczym nie zaskakuje. Wyczuwalne we wstępie połączenie świeżości i słodyczy towarzyszy nam przez cały czas jej trwania na skórze. Ale całość trzyma określony poziom. I choć nie jest on może najwyższy, to wystarczy, bym mógł określić stworzone przez Jacques’a Huclier’a pachnidło mianem przyzwoitego. Wydaje mi się jednak, że to trochę za mało by przyciągnąć klientów. Albo może raczej zatrzymać ich na dłużej. Nie wyobrażam sobie bowiem, żeby tak mało charakterystyczny zapach mógł zostać czyimś signature scent. Choć z drugiej strony gusta są różne… 

Guilty Pour Homme
Główne nuty: Lawenda, Cytryna.
Autor: Jacques Huclier.
Rok produkcji: 2011.
Moja opinia: Może być. (4/7)