Mémoire d’une Odeur – wyryty w pamięci

Dziś na Agar i Piżmo pierwszy raz pojawia się recenzja perfum domu mody Gucci. Od razu jednak mówię, że nie ma to żadnego związku z niedawno przeze mnie obejrzanym House of Gucci. Po prostu uznałem, że już czas wprowadzić na bloga nową markę. Przy czym mój wybór nie padł na zapachy będące jej okrętami flagowymi, ale na nieco bardziej kontrowersyjny Mémoire d’une Odeur. Kompozycja ta miała premierę stosunkowo niedawno (2019 rok) a jej autorem jest dobrze znany czytelnikom Alberto Morillas. W swoim założeniu odzwierciedlać ma zaś pamięć! A więc nie jedno konkretne wydarzenie z przeszłości, ale abstrakcyjną wizję naszej olfaktorycznej podświadomości. I jakby tego było mało, dodatkowo natrafiłem też na informację, iż najnowsze dzieło Gucci stanowi początek nowej rodziny zapachów – mineralno-aromatycznych. I jak tu nie sięgnąć po próbkę?

Początek zapachu wydał mi się dość dziwny. Ziołowo gorzki, ale przełamany odrobiną słodyczy. Na pewno mało mainstreamowy. I już tylko z tego względu Mémoire d’une Odeur zasługuje na uwagę. Jaka głowa, taka bowiem cała kompozycja. Przynajmniej w tym wypadku. Pierwsza faza recenzowanych perfum oparta zaś została o nutę rzymskiego rumianku. Choć wcale nie jest on tak łatwy do zidentyfikowania jak większości z nas mogłoby się wydawać. Owszem, czuć tu jego wytrawność a także pewną zieleń, całość wydaje mi się jednak jakby rozmyta. Trochę apteczna. I lekko soczysta. Teoretycznie, na tym etapie zapachu pojawia się również aromat gorzkich migdałów, ale osobiście nie potrafię go tu namierzyć. A przynajmniej nie jako coś samodzielnego. Nie kwestionuję jednak jego obecności. Wrażenie goryczy towarzyszy nam bowiem od pierwszych chwil po aplikacji Mémoire d’une Odeur na skórę.

Jeśli chodzi o dalszy rozwój opisywanych perfum, to zauważyłem, że jest on dość subtelny. Dzieło Gucci posiada liniowy charakter. Nie znaczy to bynajmniej, że nic się z nim nie dzieje. W sercu zdecydowanie lepiej niż poprzednio wyczuwam akord kwiatowy. Oparty na nucie nocnego jaśminu z Indii (łac. Nyctanthes arbor-tristis). Nie mogę jednak powiedzieć, by kompozycja jakoś wyraźnie się ocieplała. Bijący od niej dystyngowany chłód nadal jest tu obecny. Czuć także deklarowany wątek mineralny. Ale zupełnie nie wiem skąd się on bierze. Oficjalnie, w sercu Mémoire d’une Odeur pojawia się bowiem jeszcze jedynie piżmo. Z którego obecności akurat dość łatwo zdać sobie sprawę. Nie sądzę jednak, by to ono było odpowiedzialne za mineralizację zapachu. Za jego sprawą skomponowane przez Alberto Morillas’a perfumy zdają się za to nieco bardziej pudrowe. I słodsze. Z tym, że wciąż czuć w nich też pewną zieleń. Całość zmierza jednak w bardziej kremowym kierunku. Co wynika zapewne z faktu, że ich baza zbudowana została w oparciu o drewno sandałowe. Oraz zgrabnie z nim połączoną wanilię. Za bardziej drzewny charakter końcówki odpowiada natomiast cedr.         

To teraz kilka słów o walorach użytkowych Mémoire d’une Odeur. Jeśli chodzi o projekcję, to według mnie jest ona raczej subtelna. Zapach leniwie pełza w okolicach naszej skóry. Osoby w naszym otoczeniu nieprędko zdadzą sobie sprawę z jego obecności. No chyba, że wylejemy na siebie pół butelki. Kompozycja posiada za to dobrą trwałość. W moim wypadku wynosiła ona około 7-8 godzin. Zwrócę przy tym Waszą uwagę na fakt, iż mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

Jak przyciągnąć klientów do perfum o tak niespotykanym charakterze? Poprzez atrakcyjny wizualnie flakon! I taki właśnie jest ten należący do opisywanego dziś zapachu. Karbowana zielona buteleczka zwraca uwagę. Którą dodatkowo przyciąga jeszcze złota zatyczka. Tej samej barwy jest również obramowanie etykiety. Na której wypisane znajdziemy markę zapachu oraz jego nazwę. I muszę szczerze przyznać, że dawno nie czułem, że flakon i zamknięty w nim aromat tak dobrze do siebie pasują, jak ma to miejsce w przypadku dzieła Gucci.    

Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z Mémoire d’une Odeur. To było na jakimś lotnisku. Zapach mocno mnie zaintrygował. A moją dziewczynę odrzucił. I trudno się dziwić. Kompozycja nie jest bowiem przyjazna. A jednak ma w sobie coś, co sprawiło, że nosząc ją czułem się całkiem komfortowo. Jakieś ciepło i ukrytą łagodność. Według mnie stworzone przez Morillas’a pachnidło jest bowiem stonowane i spokojne. Nie rozwija się zbytnio na skórze. Jest jednak na tyle charakterystyczne, że na długo zostaje w pamięci. Czy mi się podoba? Tak średnio. Czy jest innowacyjne i bezprecedensowe? Zdecydowanie tak. Stanowi powiew świeżości w dość mocno (wbrew sloganom reklamowym) ostatnimi laty skostniałym mainstreamie. Zachęcam zatem do osobistego zapoznania się z tą kompozycją. Jako smaczek dodam jeszcze tylko, że w kampanii reklamowej Mémoire d’une Odeur promuje sam Harry Styles.

Mémoire d’une Odeur
Główne nuty: Rumianek, Piżmo.
Autor: Alberto Morillas.
Rok produkcji: 2019.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)