Sailing Day – pod pełnymi żaglami

Choć sezon na żeglowanie już dawno za nami, pomyślałem, że w ramach wakacyjnych wspominek przygotuję wpis o perfumach na lato. Zdecydowałem się zatem na testy Sailing Day z oferty Maison Margiela. Jest to, powstały w 2017 roku, zapach z serii Replica, mającej za zadanie przywoływać konkretne obrazy i emocje. I tak, nasz dzisiejszym bohater odtwarzać ma uczucia, które towarzyszą nam podczas dnia spędzonego na żeglowaniu po oceanie. Choć, co ciekawe, na etykiecie w polu wskazującym na pochodzenie (ang. Provenance) przeczytać możemy nazwę Paros. A więc greckiej wyspy leżącej na Morzu Egejskim. Czyli trochę daleko od najbliższego oceanu. Nie wchodźmy jednak w takie szczegóły, a zamiast tego przekonajmy się jak pachną Sailing Day.        

     Już od samego początku nie można mieć wątpliwości, że dzieło Marie Salamagne to zapach w stu procentach morski. Jego otwarcie roztacza aurę świeżości. Za sprawą obecnych w nim aldehydów jest nie tylko rześkie, ale i jakby słoneczne. Odnajduję w nim coś jasnego i czystego. Z tym, że głowa recenzowanych perfum zdecydowanie nie należy do łagodnych. Jej aromat jest naprawdę intensywny, niemal świdrujący. Czuć też znaczącą rolę, jaką w Sailing Day odgrywa Calone. Z tym, że w kompozycji Maison Margiela sparowano ją z jeszcze innym syntetykiem. A tym jest Aqual™ - ozonowo-aldehydowa aromamolekuła opatentowana przez Mane. Obecna również w recenzowanych przez mnie jakiś czas temu The Ghost in The Shell od Etat Libre d’Orange. Jej wprowadzenie do opisywanego zapachu sprawia, że jego otwarcie nabiera ostrości. Pobudza nasze zmysły. Jednocześnie, w pierwszej fazie skomponowanego przez Marie Salamage pachnidła odnajdziemy również nieco dymnego aromatu jałowca. Stanowi on pierwszą zapowiedź drzewnej bazy tych perfum.

     Mimo, iż głowa Sailing Day przemija stosunkowo szybko, to całość znacząco się nie zmienia. Pozostaje jasna, świeża i energetyzująca. W czym pomaga obecna na tym etapie kolendra. Wnosi ona do zapachu pewne cytrusowe akcenty, podkreślając jego morski klimat. Za bijącą od kompozycji aurę chłodu po części odpowiedzialny jest też jednak irys. Którego subtelny aromat dobrze komponuje się z nieco metaliczną wonią aldehydów. Wspólnie sprawiają, że dzieło Marie Salamagne iskrzy na skórze niczym krople rozbryzgujących się o burtę żaglówki fal. Dodatkowo, w środkowej fazie opisywanych perfum pojawia się również wątek kwiatowy. Zbudowany w oparciu o różę oraz salicylan amylu – molekułę o balsamiczno-kwiatowym aromacie, z niuansami drzewnymi i czekoladowymi. Akord kwiatowy pogłębia kompozycję oraz nieco łagodzi jej surowy wydźwięk. W miarę upływu czasu coraz silniej dominować zaczynają jednak nuty drzewne. Przede wszystkim świeży i wytrawny cedr. Któremu towarzyszy jeszcze kolejna aromamolekuła, tym razem od Symrise. Amberwood charakteryzuje się drzewno-żywicznym aromatem, z pewnymi słonawymi akcentami. Które bardzo dobrze łączą się z obecną w końcówce Sailing Day animalną nutą szarej ambry. Całość uzupełniono zaś jeszcze o mszysto-morską woń czerwonych wodorostów.

     Nadszedł czas by przyjrzeć się bliżej parametrom użytkowym recenzowanych perfum. A z tymi nie jest źle. Szczególnie jeśli chodzi o projekcję. Już niewielka ilość stworzonego przez Maison Margiela pachnidła wystarczy by owiała nas aura morskiej bryzy. Którą czuć z odległości kroku od osoby mającej na sobie tę kompozycję. Trochę słabiej wypada natomiast trwałość Sailing Day. Nie jest to jednak zaskoczeniem biorąc pod uwagę klimat opisywanego pachnidła. Z tym, że dramatu również nie ma. Dzieło Marie Salamage utrzymuje się na mojej skórze przez 5 do 7 godzin. Przypomnę też jeszcze, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

     A jak prezentuje się flakon recenzowanego zapachu? Niewątpliwie ma on w sobie coś morskiego. Ale to głównie za sprawą wypełniającej go błękitnej cieczy. Pod innymi względami nie różni się bowiem od pozostałych buteleczek w kolekcji Replica. Wykonany jest więc z przeźroczystego szkła i ma kształt walca. Opatrzono go białą etykietą, na której znaleźć można informacje o nazwie zapachu, jego inspiracji (Paros, 2001 rok) i ogólnym klimacie. A także wskazanie na uniseksowy charakter kompozycji. Natomiast atomizer jest srebrny i brak mu osłonki. Jego podstawa opasana zostało za to białym sznureczkiem. Całość prezentuje się poprawnie, szczególnej uwagi jednak nie przykuwa.    

     Według mnie Sailing Day to kwintesencja morskich perfum. Zapach jest lekki, rześki i pobudzający. A zarazem dość sztampowy. Nie sili się na oryginalność. Jest trochę jak L’Eau d’Issey Pour Homme minus nuta yuzu lub Acqua di Giò Pour Homme bez aromatu zielonego ogórka. Podążając dobrze utartym szlakiem stawia jednak na jakość wykonania. Bo choć czuć, że w kompozycji obecna jest spora ilość syntetyków, to jednak całość zmieszana jest naprawdę zgrabnie. Stanowi przyjemną propozycję na upalne letnie dni. Ponadto, jest też dość uniwersalna. Pasować będzie zarówno kobiecie jak i mężczyźnie, tak w pracy, jak w domu. A nawet na imprezie, choć raczej w plenerze. Muszę też zaznaczyć, że nigdy nie byłem specjalnym miłośnikiem morskich perfum, nie mogę więc wykluczyć, że Wam Sailing Day znacznie bardziej przypadną do gustu.    

Sailing Day
Główne nuty: Nuty Morskie, Nuty Drzewne.
Autor: Marie Salamagne.
Rok produkcji: 2017.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)