Black – w beczce smoły

Gdyby ktoś zapytał mnie jakie są moje ulubione nuty w perfumach, to bez wahania wskazałbym na kadzidło, neroli i pieprz. A dziś na bloga trafia zapach, w którym kluczowe role odgrywają aż dwa z wymienionych składników. Które? O tym później. Teraz natomiast chciałbym zaznaczyć, że Black - bo o nim mowa - przedstawiany jest jako mroczny i nowoczesny zarazem. W przypadku Comme des Garçons takie połączenie nie powinno jednak dziwić. Japońska marka słynie bowiem ze sporej ekstrawagancji. Sprawdźmy zatem jak pod tym kątem prezentuje się bohater niniejszego wpisu.

Black.jpg

BANG! Początek Black to coś naprawdę mocnego. Natychmiastowo przykuwa uwagę. Choć swoją intensywnością może też odstraszyć. Bardzo dużą rolę w otwarciu odgrywa bowiem smoła brzozowa. Za jej sprawą zapach jest naprawdę mroczny. Współgra z nadaną mu nazwą. Muszę jednak zaznaczyć, że w ciągu pierwszych kilku sekund po aplikacji tych perfum na skórę, przed nosem przeleciała mi cała gama aromatów. I było to dość szokujące przeżycie. Ale nie traumatyczne. Od razu poczułem bowiem, że Black to kompozycja w moim klimacie. Szczególnie, że dużą rolę w jej otwarciu odgrywa wspomniane już we wstępie kadzidło. Black to bowiem zapach niezwykle dymny. Do tego stopnia, że aż gryzie w oczy. Efekt jest trochę taki, jakbyśmy siedzieli przy ognisku i nagle zawiał wiatr, kierując na nas całą chmurę bijącego ku niebu dymu. Czuć nawet pewne przypominające wędzonkę niuanse. A przecież to dopiero początek.

O ile kadzidło nie traci na intensywności, to w sercu Black smołowate akcenty są już wyraźnie słabsze. Do gry wkraczają za to przyprawy. Przede wszystkim czarny pieprz. Podkręca on temperaturę zapachu, nadając mu ostrości i wyrazistości. Choć tej ostatniej już wcześniej tu nie brakowało. Jednocześnie recenzowane dziś perfumy nabierają nieco słodyczy. A jest to zasługą obecnej w ich składzie lukrecji. Nieco oswaja ona kompozycję i nadaje jej bardziej noszalnego charakteru. Co ciekawe, pewnej delikatności przydaje jej również pojawiająca się na tym etapie skóra. Przechyla się ona w kierunku nuty zamszu i łagodzi ostry wydźwięk Black. Zapach wciąż jednak pozostaje intensywny. To tak, jakby z bardzo ciężkiego stawał się po prostu  ciężki. A przy tym jest on też na swój sposób intrygujący. Fascynuje i przyciąga. Sprawia, że z niekłamaną przyjemnością sięgałem po spryskany nim blotter. Szczególnie, że w końcówce swoją obecność dość wyraźnie zaznaczają nuty drzewne. Podane w sposób, który kojarzy mi się z dogasającymi żagwiami, nadają całości nieco bardziej klasycznego wydźwięku. Obecne w bazie cedr i wetyweria zbliżają dzieło Guillaume’a Flavigny’ego w kierunku orientalno-drzewnym. Obok nich w składzie Black pojawia się jeszcze puja, zwana także maczugą Herkulesa. Jako że nie miałem nigdy styczności z tą nutą, nie będę się jednak wypowiadał o jej roli w recenzowanych dziś perfumach.    

Black 1.jpg

A teraz kilka słów o walorach użytkowych opisywanego dziś zapachu. A jest o czym pisać. Black projektuje bowiem naprawdę silnie. Jego intensywny aromat niczym czarny obłok wypełnia przestrzeń wokół swojego użytkownika. I rządzi w niej niepodzielnie. Mijając osobę mającą na sobie te perfumy natychmiast je na niej wyczujemy. Do tego kompozycja posiada także niezłą trwałość. Na moim ciele utrzymywała się one przez 5 do 7 godzin. Należy przy tym pamiętać, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

A jak prezentuje się flakon Black? Dość zaskakująco, wcale nie jest on cały czarny. Choć kolor ten niewątpliwie tu dominuje. Etykieta tej barwy pokrywa większą część buteleczki. Czarna jest także jej zatyczka. Jednak w górnej części flaszki, poprzez przeźroczyste szkło, widać zamkniętą w niej jasnożółtą ciecz. Natomiast wszystkie oznaczenia na etykiecie są w kolorze białym. Wyraźnie odcinają się od ciemnego tła. Choć za wiele informacji tu nie znajdziemy. Na froncie wypisano bowiem jedynie nazwę i producenta zapachu. Taki minimalizm całkiem dobrze się tu jednak sprawdza. Według mnie wzór jest prosty i męski.

Oficjalnie Black to kompozycja tak dla mężczyzn jak i kobiet. A choć jestem w stanie wyobrazić sobie dziewczynę noszącą te perfumy, to zdecydowanie bardziej wolę czuć je na sobie. Recenzowany zapach jest gęsty i ciężki. A tytułowa czerń wylewa się z niego we wszystkich kierunkach. Nie jest jednak odstraszająca. Choć początkowo kompozycja może szokować, wydaje mi się, że stosunkowo łatwo ulec jej specyficznemu urokowi. Zwłaszcza w chłodniejsze dni. Do tego Black to perfumy złożone, o ciekawej, lekko zaskakującej ewolucji. Według mnie najlepiej sprawdzą się zaś w ponure jesienne dni.

Black
Główne nuty: Pieprz, Kadzidło.
Autor: Guillaume Flavigny.
Rok produkcji: 2013.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)