London for Men - porto i cygaro w stolicy Anglii

     W 2006 kultowa brytyjska marka Burberry na zawsze odmieniła sposób, w jaki tworzone są zapachy na bazie tytoniu. A wszystko za sprawą Antoine’a Maisondieu i jego działa jakim jest bohater dzisiejszego wpisu - London for Men. W założeniu producentów miał to być zapach odzwierciedlający charakter Brytyjczyków, jednak dzięki geniuszowi twórcy wyszedł poza zakreślone ramy i na nowo zdefiniował kategorię woni tytoniowych. Zapach, który do dziś pozostaje jednym z najpopularniejszych perfum w Wielkiej Brytanii, również i w Polsce ma całkiem spore grono zwolenników, wśród których jestem także i ja. Co zatem stanowi o tak dużym zainteresowaniu i sympatii do omawianej kompozycji?

London for Men

     Już sam początek London jest niezwykle intrygujący. Zapach rozpoczyna się mieszanką bergamotki i lawendy, którym wtóruje ostra woń cynamonu. Jakby tego było mało całość podbudowana została czarnym pieprzem, który znacząco wpływa na lotność kompozycji roznosząc molekuły tych perfum w przestrzeni.  W efekcie otrzymujemy fascynujący rozgrzewający akord, obok którego naprawdę ciężko przejść obojętnie. Podobno szczególny problem mają z tym przede wszystkim kobiety ;) London for Men nie spuszcza jednak z tonu i gdy wybrzmią już nuty głowy powoli zaczyna odsłaniać przed nami swoje brytyjskie serce.

Porto

     Podobnie jak w otwarciu, w fazie serce również wiele się dzieję i choć nie jest ona już tak wyrazista i mocna uważam ją za najciekawszą część tych perfum. Nuty skórzane połączone zostały przez Maisondieu z aromatem czerwonych owoców (wiśnia? śliwka?) i przypraw. W konsekwencji otrzymujemy akord kojarzący się z serwowanym na ciepło alkoholem w typie grzanego wina. Jak najbardziej prawidłowe będą jednak także skojarzenia z cherry lub porto. Woń goździków oraz zanikający powoli cynamon tylko potęgują to wrażenia. Samoistnie nasuwają się skojarzenia z obitym skórą wygodnym fotelem, w którym rozsiadamy się komfortowo z kieliszkiem w dłoni. Aż chciałoby się, by ta faza trwała dłużej! Twórcy deklarują, że w sercu zapachu pojawia się również mimoza jest ona jednak tak delikatna, że nie potrafię jej wyczuć. W zbliżonym do serca klimacie utrzymana jest także baza tych perfum, okazuję się bowiem, że po wypiciu naszego wina nadszedł czas by zapalić cygaro. Tytoń w London for Men nie jest jednak brudny i przytłaczający, ale elegancki i zmysłowy. Mam trochę wrażenie jakby ktoś kruszył mi przed nosem jego zeschnięte liście. Obok tytoniu w bazie występuje także mech dębowy - odpowiedzialny za delikatny retro charakter tych perfum - oraz nadający kompozycji ciepłego i żywicznego wydźwięku opoponaks.  Jest też gwajak, za sprawą którego okazuje się, że tuż obok naszego fotela znajduje się kominek, w którym, roztaczając wokół przyjemny aromat, płoną szczapy drewna. I tym niezwykle męskim akordem London po cichu żegna się ze swoimi wielbicielami.

     Niewątpliwym mankamentem tych perfum jest ich słaba trwałość. 5-6 godzin to maksimum, które udało mi się osiągnąć podczas czterokrotnych testów tego zapachu. Zawsze można jednak ponowić aplikację, prawda? I choć London for Men posiada złożony i intensywny aromat to mimo to nie należy też do tytanów projekcji. Być może ciężar gatunkowy tego zapachu wpływa na fakt, że trzyma się on blisko skóry i nie roztacza swojego bukietu wokół nosiciela tak silnie jakbym sobie tego życzył.

     To co najbardziej zwraca uwagę w przypadku flakonu London to materiał, w który został odziany. Właśnie pokrowiec w charakterystyczną dla Burberry kratkę sprawia, że niepozorny szklany flakon przyciąga spojrzenia potencjalnych klientów. Prosty i elegancki doskonale pasuje do charakterystyki marki. Minimalizuje on także prawdopodobieństwo, że perfumy wyślizgną się nam z dłoni. Co ciekawe wzory na poszczególnych flakonach nie są identyczne, lecz nieznacznie różnią się od siebie.

tobacco

     Muszę przyznać, że marce Burberry udała się niezwykle trudna sztuka. Wylansowali 2 świetne zapachy z 1 linii: London dla kobiet i London for Men dla mężczyzn. Taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko, w tej chwili na myśl przychodzą mi jedynie dwa duety, które odniosły podobny sukces tj. Eternity/Eternity for Men oraz Obsession/ Obsession for Men, oba marki Calvin Klein. Wracając jednak do naszego dzisiejszego bohatera to mogę potwierdzić, że Antoine Maisondieu doskonale wywiązał się z powierzonego mu zadania. London for Men to zapach męski i bardzo wyrafinowany. Kwintesencja brytyjskości zamknięta we flakonie. Ciepłe skórzano-owocowe serce nasuwać może pewne skojarzenia z Pomegranate Noir od Jo Malone, jednak silne tytoniowe akcenty szybko odsuwają je na bok. Innowacyjność tej kompozycji jest niezaprzeczalna i nic dziwnego, że znalazła ona wielu naśladowców. Występujące w tych perfumach kulinarne nuty posłużyły za punkt wyjścia do stworzenia chociażby tak genialnego zapachu jak Tobacco Vanille z linii Private Blend Tom'a Ford’a. Zaznaczyć też należy, że London for Men ze względu na swój ciężar, intensywność i głębię aromatu nie sprawdza się w cieplejsze pory roku, stanowi jednak doskonały wybór na zimę. Polecam wszystkim wielbicielom tytoniu w perfumach!

London for Men
Główna nuta: Tytoń.
Autor: Antoine Maisondieu.
Rok produkcji: 2006.
Moja opinia:  Gorąco polecam! (7/7)