Mistral Patchouli – wiatr od morza

Ostatnio zdałem sobie sprawę, że od czasu publikacji wpisu poświęconego paczuli na blogu nie pojawiła się ani jedna recenzja perfum z tym składnikiem w roli głównej. Postanowiłem to zmienić. I tak dziś na Agar i Piżmo trafia Mistral Patchouli od Atelier Cologne. Kompozycja ta zadebiutowała w 2013. Jej autorem jest zaś dobrze już znany czytelnikom bloga Jérôme Epinette. Stworzone przez niego perfumy zainteresowały mnie zaś głównie z jednego powodu. Jako składnik paczula cechuje się raczej ciężkim aromatem, posiada także zauważalnie ciepły, jesienno-zimowy charakter. Z tego względu trudno mi było wyobrazić ją sobie w wersji kolońskiej. A jednak w takiej właśnie formie serwuje nam ją Atelier Cologne. Jeśli więc jesteście ciekawe jak oceniam ten eksperyment to zapraszam do lektury niniejszej recenzji.

Mistral Patchouli.jpg

Początek Mistral Patchouli nie jest ani mocny ani ostry. Przesycony został za to słodką nutą pomelo. Jest soczyście i owocowo. Nie brak jednak pewnych kwaśniejszych i bardziej cytrusowych akcentów. Swoim aromatem pomelo przypomina tu zresztą trochę grejpfruta. W ślad za nim pojawia się natomiast jeden z głównych bohaterów recenzowanej dziś kompozycji. Jest nim anyż gwiaździsty. Jego obecność wnosi do zapachu spory ładunek chłodu. Jednocześnie aromat ten ma w sobie coś zauważalnie drzewnego, a może raczej drewnianego, bo tak właśnie go postrzegam. Epinette użył go tu jednak do odwzorowania akordu morskiego! I muszę przyznać, że udało mu się to naprawdę nieźle. Mistral Patchouli całkiem wyraźnie pachnie bowiem morskim powietrzem. Pojawiają się nawet pewne słone niuanse. Dodatkowo, głowa tych perfum podkręcona została za sprawą czarnego pieprzu. Nie odgrywa on tu jednak zbyt istotnej roli.

Mistral Patchouli

Wspomniana nuta anyżu nie znika w sercu, ale kontynuuje swoją obecność odpowiadając za utrzymanie lekkiego i zwiewnego charakteru kompozycji. To wrażenie po części podtrzymane zostało również za sprawą irysa. W Mistral Patchouli jego chłodne i metaliczne oblicze pozbawione zostało charakterystycznych ziemistych akcentów. Za podstawę środkowej fazy tych perfum służy jednak geranium. Jego zielony i cierpki aromat dobrze wpisuje się w klimat opisywanej dziś kompozycji. W jej tle migoczą natomiast smużki białego dymu. Wskazują one, iż w sercu stworzonego przez Epinette’a zapachu obecne jest także kadzidło. W bazie pojawia się zaś tytułowa paczula. Co ważne, nie mamy tu jednak do czynienia z klasycznym ujęciem tej nuty. W Mistral Patchouli została ona laboratoryjnie oczyszczona z wszelkich trudnych elementów. To taka trochę paczula w wersji light. Rozumiem jednak, że zabieg ten był konieczny w celu dopasowania jej do kolońskiego charakteru kompozycji Atelier Cologne. Co więcej, takie ujęcie nawet mi się podoba. Szczególnie, że obok niej w bazie występuje (również moim zdaniem zmodyfikowana) wetyweria. Podkreśla ona chłodny klimat recenzowanych dziś perfum, jednocześnie nadając im nieco zielonego zabarwienia. Nuty drzewne wprowadzone zostały zaś za sprawą benzoesu.

Recenzowana dziś kompozycja naprawdę nieźle wypada również pod względem swoich walorów użytkowych. Na uwagę zasługuje w szczególności jej projekcja. Mistral Patchouli pachnie w moim odczuciu naprawdę intensywnie. Przez większość czasu jaki trwała na skórze nie miałem większych problemów, by wyczuć jej aromat. Do tego dochodzi zaś nie najgorsza trwałość. Perfumy te utrzymują się na ciele przez około 7-8 godzin. Taki rezultat jest niewątpliwie efektem ich koncentracji. Mamy tu bowiem do czynienia z kolońskim absolutem.

Mistral Patchouli

A teraz czas na kilka słów o flakonie perfum Atelier Cologne. Jego kształt znany jest wszystkim miłośnikom francuskiej marki. Uwagę zwraca jednak zdobiąca go etykieta. W szczególności zaś jej barwa. Osobiście postrzegam recenzowane dziś perfumy właśnie jako niebieskie. Nie błękitne i nie granatowe, ale niebieskie. Dlatego dobór koloru etykiety nie mógł moim zdaniem być trafniejszy. Bezsprzecznie nasuwa on skojarzenia z morzem. Również kontrastowe białe litery dobrze pasują do powyższego schematu. Mogą one przecież symbolizować białe grzywy morskich bałwanów. Pod względem wizualnym mamy więc pełną spójność między flakonem a zamkniętym w nim aromatem.

Mistral Patchouli to moim zdaniem perfumy niezwykle świeże. Niczym tytułowy mistral przynoszą ochłodę w gorący dzień (dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że mistral to rodzaj zimnego wiatru wiejącego w południowej Francji). Sam pomysł połączenia paczuli z anyżem uznaję za naprawdę oryginalny. Mój problem z tą kompozycją polega jednak na tym, że nie przepadam za tym ostatnim. Niemniej, doceniam kreatywność Jérôme’a Epinette’a. Zwłaszcza, że mimo morskich konotacji, Mistral Patchouli na pewno nie zalicza się do typowych zapachów wodnych. Sporym plusem kompozycji jest także fakt, że posiada ona bardzo uniwersalny charakter. Te perfumy to w moim odczuciu idealny uniseks, który tak samo dobrze pasować będzie panom jak i paniom. Zdecydowanie lepiej sprawdzą się jednak latem niż zimą. Ponadto, na uwagę zasługuje również sposób, w jaki zaprezentowano w nich paczulę. W takiej formie jak w dziele Atelier Cologne na pewno nie wywoła ona u nikogo mdłości. Zachęcam więc do testów.             

Mistral Patchouli
Główne nuty: Anyż, Paczula.
Autor: Jérôme Epinette.
Rok produkcji: 2013.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)

Mistral Patchouli