Escape for Men – owocowa bryza

Jeśli chodzi o markę Calvin Klein, to spora część jej męskich perfum to odpowiedzi na sukces kompozycji dedykowanych kobietom. Tak było choćby w przypadku Eternity for Men oraz Obsession for Men. I nie inaczej jest w przypadku naszego dzisiejszego bohatera. Escape for Men z 1993 stanowią bowiem dopełnienie, mających premierę dwa lata wcześniej, damskich Escape. Jak przystało na zapach powstały w pierwszej połowie lat 90’ XX wieku, eksploruje zaś temat morskiej świeżości. Za jego stworzenie odpowiada natomiast nieznany mi do tej pory Steve DeMercado. Przekonajmy się więc czy pierwsze spotkanie z tym twórcą zaliczać się będzie do udanych.   

Nie – pomyślałem tuż po aplikacji Escape for Men. A może jednak tak? – przyszło mi do głowy już kilkanaście sekund później. Otwarcie kompozycji wydało mi się bowiem banalnie słodkie. Spod niego przebija jednak intrygująca świeżość. Ale po kolei. Zacznę od wyjaśnienia skąd wynikła moja początkowa niechęć do dzieła CK. Po prostu jego głowa zbudowana jest w oparciu o nuty, których nie lubię. A konkretnie melona i mango. Wielokrotnie powtarzałem, że nie jestem zwolennikiem owocowych perfum i pierwsza faza recenzowanego pachnidła padła ofiarą moich preferencji. Jego początek jest soczysty i słodki. Ale nie za słodki. Co po części wynika z faktu, iż na tym etapie pojawia się również gorzkawy aromat grejpfruta. Oraz wytrawny jałowiec. A to wszystko doprawiono jeszcze odrobiną bergamotki. Całość nie jest jednak ostra ani przeszywająca. Dzięki owocowym nutom sprawia wrażenie dość łagodnej. Natomiast wspomniany przeze mnie efekt  świeżości wynika z obecności eukaliptusa w głowie Escape. Jego jakby mentolowa i zielona woń buduje wrażenie chłodu i ciekawie wpisuje się w klimat otwarcia.

W miarę jak mijają kolejne minuty od aplikacji recenzowanych perfum na skórę, ich słodycz maleje. Jej miejsce zajmuje zaś ziołowo-morska świeżość. To, co zapoczątkował eukaliptus w sercu kontynuowane jest za sprawą nut morskich. Jest rześko i energetycznie. W podtrzymaniu tego wrażenia pomagają zaś także rozmaryn i szałwia muszkatołowa. Jednocześnie, dzięki nim całość nabiera bardziej kolońskiego wydźwięku. Zaczyna mi się podobać. Istotną rolę w środkowej fazie Escape for Men odgrywa też jednak jodła. Jej zielono-żywiczny, nieco słodki, a nieco cierpki aromat dodaje dziełu Steve’a DeMercado charakteru. Na tym etapie odnajdziemy również brzozę i cyprysa. Co ważne kompozycja nie staje się jednak wyraźnie drzewna. Nabiera jedynie pewnej wytrawności. I odrobiny elegancji. Natomiast jej baza ma według mnie dość klasyczny charakter. Jest zachowawcza, ale i przyjemna w odbiorze. Odnajdziemy w niej zaś wiele tradycyjnych składników, takich jak choćby mech dębowy, wetyweria czy paczula. Wspólnie budują one wrażenie siły i męskości. Natomiast za słodszą i bardziej zmysłową stronę kompozycji odpowiadają drewno sandałowe oraz ambra. Końcówka nie błyszczy, ale wykonana jest poprawnie.  

Zobaczmy teraz jak prezentują się walory użytkowe Escape for Men. Jeśli chodzi o moc, to są powody do zadowolenia. Zapach nie jest może tytanem, ale i tak projektuje całkiem wyraźnie. Wydaje mi się, że bez większych problemów wyczujemy go na sobie lub osobach w naszym najbliższym otoczeniu. A jak wypada pod względem trwałości? Według mnie również naprawdę dobrze. Mimo, iż mamy tu do czynienia z wodą toaletową, to kompozycja CK utrzymuje się na mojej skórze przez 8-9 godzin. Są więc powody do zadowolenia.

A jak wygląda flakon recenzowanych dziś perfum? Według mnie niezbyt okazale. Bardziej niż z perfumami kojarzyć się może z puszką dezodorantu. A to za sprawą swojego walcowatego kształtu. Przy czym dolna część butelki wykonana jest z matowego, przeźroczystego szkła. Przez które widać zamkniętą wewnątrz bladożółtą ciecz. Natomiast zatyczka jest srebrna. Pod nią umieszczono zaś nazwę kompozycji. A u podstawy znaleźć można informację o jej koncentracji oraz marce producenta. Całość nie jest jednak zbyt atrakcyjna wizualnie.    

Moim zdaniem Escape for Men to zapach silnie osadzony w stylistyce lat 90’ XX wieku. Czuć tu dominujący w tamtym okresie trend na morską świeżość. Wzbogacono go jednak słodkimi nutami owoców, a w tle osadzono wątek drzewny. Całość jest interesująca, a do tego posiada wyraźne właściwości orzeźwiające. Z tego względu Escape najlepiej sprawdzi się latem lub późną wiosną. Choć ogólnie są to perfumy dość uniwersalne, nadające się na większość okazji. Z tym, że według mnie lepiej pasować będą komuś młodemu. Biją od nich radość i energia. A choć momentami kompozycja sprawia wrażenie banalnej, to - jeśli odłożyć na bok moje prywatne upodobania – niewiele mogę jej zarzucić. Może zresztą przekonacie się sami?           

Escape for Men
Główne nuty: Owoce, Nuty Morskie.
Autor: Steve DeMercado.
Rok produkcji: 1993.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)