Polo Blue – Wycieczkowcem po Karaibach

Lato tuż tuż, pomyślałem zatem, że czas przygotować jakiś wpis w wakacyjnym klimacie. Zdecydowałem się więc na recenzję Polo Blue marki Ralph Lauren. Zapachu mającego kojarzyć się z błękitnym niebem, wodą i świeżym powietrzem. Inspiracja naprawdę godna przekucia na perfumy. A zadanie to powierzono duetowi Carlos Benaim – Christophe Laudamiel. Szczególnie sylwetka tego pierwszego powinna być znana wszystkim miłośnikom wonnych kompozycji, Marokańczyk odpowiada bowiem za stworzenie takich best-sellerów jak Eternity for Men i Polo Green. Obie te kompozycje to jednak klasyczne fougère. Czy zatem równie dobrze poradził sobie z lżejszym tematem?  

Otwarcie Polo Blue nieco mnie zaskoczyło. Spodziewałem się bowiem czegoś ewidentnie morskiego. W klimacie Cool Water. Tymczasem głowa recenzowanych perfum, choć wyraźnie świeża, jest też zauważalnie owocowa. A jej słodycz wynika przede wszystkim z dominującej początek kompozycji tropikalnej nuty melona. Rześkiej i soczystej. Sparowano ją zaś z chłodniejszym aromatem zielonego ogórka. Nie jest on tutaj jednak tak ewidentny jak w Acqua di Giò Pour Homme. Co osobiście uważam akurat za plus. Nie jestem bowiem miłośnikiem zapachu świeżych ogórków. Muszę natomiast przyznać, że jego obecność przekłada się na bardziej morski charakter recenzowanych perfum. Krągłości otwarciu nadaje natomiast obecna w tle mandarynka. Wpisuje się ona w słodki i owocowy klimat pierwszej fazy Polo Blue.

W miarę jak przemijają nuty głowy, dzieło Benaim’a i Laudamiel’a nabiera więcej pikanterii. Staje się także bardziej męskie. A dzieje się tak między innymi za sprawą pojawiającej się w sercu bazylii. Wprowadza ona do zapachu nieco ziołowej wytrawności. Podtrzymuje również jego świeżość. Tyle, że teraz ma ona nieco inny wydźwięk. Więcej w niej zieleni. Do czego w znacznym stopniu przyczynia się obecne na tym etapie kompozycji geranium. Jego cierpki, ziołowo-cytrusowy aromat płynnie stapia się z pozostałymi obecnymi tu nutami. Oprócz bazylii i geranium w sercu Polo Blue odnajdziemy też bowiem szałwię muszkatołową. Także i ona wnosi do zapachu spory ładunek świeżości. Jest przy tym czysta i jakby wodnista. Natomiast w bazie wątek ziołowy kontynuowany jest za sprawą paczuli. Z tym, że moim zdaniem jest tu ona jedynie dodatkiem. Ogranicza się do nadania całości pewnej słoności. Która sprawia, że mimo upływu czasu dalej postrzegam te perfumy jako morskie. Ważniejszą rolę w ich bazie odgrywa jednak piżmo. Podtrzymuje ono czysty charakter kompozycji. Nadaje jej też odrobinę miękkości. Otwierając tym samym drogę do wprowadzenia akordu zamszowego. Za zielony aspekt Polo Blue odpowiada natomiast mech dębowy. Stanowi on także subtelne nawiązanie do perfum z rodziny fougère. Końcówka zapachu wzbogacona została również o aromat ambry. Podobnie jak i paczula nie odgrywa ona tu jednak większej roli.

Przekonajmy się teraz jak prezentują się parametry użytkowe opisywanej kompozycji. Jeśli chodzi o projekcję, to moim zdaniem jest ona umiarkowana. Aromat Polo Blue nie jest ani delikatny, ani też przesadnie intensywny. Pod tym względem zapach plasuje się po środku skali. Zauważalnie lepiej wypada natomiast jego trwałość. Co do zasady morskie świeżaki nie utrzymują się na skórze przez zbyt długi czas, jednak dzieło Ralph’a Lauren’a jest tu pewnym wyjątkiem. Z ciała znika bowiem dopiero po upływie 8-9 godzin. A przecież mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

Chciałbym też krótko opisać flakon Polo Blue. Buteleczka recenzowanych perfum wykonana jest z ciemnoniebieskiego szkła. Uwagę zwraca również to, że jest dość szeroka. A także wygięta w delikatny łuk. W jej centralnym punkcie umieszczono zaś logo amerykańskiej marki. Wykonane w kontrastowej bieli. Całość wykończona została jeszcze srebrną zatyczką. Szkoda tylko, że jest ona wykonana z plastiku. Metalowa nadawałaby flakonowi więcej charakteru. Co do zasady, nie mogę się jednak przyczepić do tego wzoru. Jest przyjemny dla oka a do tego pasuje do charakteru kompozycji. Trochę kojarzy mi się także z granatowymi flakonami Lorenzo Villoresi’ego.    

Podejmując decyzję o finalnej ocenie Polo Blue biłem się z myślami. Z jednej strony zapach jest spójny, a jego twórcy wykonali powierzone im zadanie. Do tego owocowa i egzotyczna słodycz otwarcia okazała się niemałą niespodzianką. Tyle, że niezbyt przypadła mi ona do gustu. Podobnie jak i całe Polo Blue. Moim zdaniem są to perfumy proste. Powiedziałbym nawet, że trochę banalne. I masowe. Jak zwiedzanie Karaibów jedynie z pokładu wycieczkowca. A jednak nie można odmówić im sporych właściwości orzeźwiających. Nawet w bazie zachowują swoją początkową świeżość. Do tego dochodzą dobre parametry użytkowe oraz brak wyraźnie syntetycznego charakteru. Czemu więc tylko 4/7? Po namyśle uznałem, że po prostu nie zasługują na więcej. W Polo Blue nie ma tego czegoś, co sprawia, że chciałoby się ponownie sięgnąć po tę kompozycję. Jakby brakowało jej wyrazistości. A dla mnie jest to jeden z kluczowych aspektów oceny.        

Polo Blue
Główna nuta: Nuty morskie.
Autor: Carlos Benaim, Christophe Laudamiel.
Rok produkcji: 2002.
Moja opinia: Może być. (4/7)