Tar – czarny jak… miasto

Comme des Garçons to marka słynąca z dużej oryginalności. Zarówno jeśli chodzi o odzież, jak i perfumy. Na przykład zapachy wchodzące w skład linii Series 6 Synthetic tworzone były z myślą o tym, by nie używać naturalnych składników. Zaś wśród powstałych w ten sposób kompozycji znalazło się Tar autorstwa Nathalie Feisthauer. Pachnidło z 2004 roku dedykowane kierowcom samochodów. W jego opisie przeczytać bowiem możemy o aromacie rozgrzanego asfaltu, wyziewach z rury wydechowej oraz papierosowym dymie. Brzmi naprawdę nietuzinkowo. Co ciekawe, na Agar i Piżmo pojawiła się już recenzja jednych perfum japońskiej marki, w których pojawia się nuta asfaltu. A mowa o Serpentine. Zobaczymy więc czym różnią się od nich Tar.   

     Moja pierwsza myśl po aplikacji recenzowanego zapachu na skórę była taka, że wcale nie czuję w nim tytułowej smoły. Jego początek pachnie raczej roztopionym plastikiem. Z odrobiną bergamotki. Która rozjaśnia tę, skądinąd dość mroczną, kompozycję. Podobną rolę pełnią też aldehydy. Już w fazie głowy czuć również, że dzieło Nathalie Feisthauer ma w sobie coś przytłaczającego. Ale nie duszącego. Jest ciemne i zawiesiste, ale nie wywołuje chęci natychmiastowego zmycia go z siebie. Pachnie też asfaltem, ale nie świeżo położonym i gorącym, ale raczej takim, który ma już swoje lata i powoli zaczyna pękać. Efekt ten może zaś być wywołany przez obecność w składzie Tar nuty, którą określono jako opary bitumenów. Czyli przede wszystkim ropy naftowej i gazu ziemnego. I faktycznie, w opisywanych perfumach wyczuwam coś ostrzejszego i jakby gazowego. Po pewnym czasie ten krajobraz ulega jednak zmianie.

     Serce dzieła Comme des Garçons zbudowane zostało wokół nut pirogenicznych. Większości z Was zapewne wiele to nie powie, spieszę więc wyjaśnić, że środkowa faza zapachu pachnie głównie popiołem. Jest w niej także jednak coś metalicznego. Trochę kojarzącego się z aromatem żelaza. Jednocześnie, całość staje się też nieco bardziej słodka. Co jest najpewniej wynikiem wprowadzenia do kompozycji abstrakcyjnego akordu kwiatowego. Samych kwiatów tu jednak nie czuć. Pojawia się za to coś innego. Cierpki aromat gumy. Przypominający mi woń opon. Jeżeli paliliście kiedyś gumę, to wiecie co mam na myśli. Może jest on lekko nieprzyjemny, ale całkiem udanie wpisuje się w ogólny klimat Tar. Jego obecność nie może zresztą dziwić. W składzie skomponowanego przez Nathalie Feisthauer pachnidła odnajdziemy bowiem sporo nut żywicznych. Takich jak styraks i opoponaks. I to one odpowiadają za bardziej drzewny i balsamiczny klimat bazy zapachu. W której odnajduję również coś bardziej dymnego. Jakby kadzidlanego. Choć samego kadzidła w składzie tych perfum nie ma. Zaznaczę również, że ten dymny wątek wcale nie kojarzy mi się z deklarowanym w opisie aromatem grillowanych papierosów. Czymkolwiek by one nie były. Samego tytoniu też tu zresztą nie czuję. Ale i tak chyba wystarczy nam już olfaktoryczne doznań.

     Zobaczmy teraz jak prezentują się parametry użytkowe Tar. Gdy myślę o projekcji tych perfum, to do głowy przychodzi mi określenie: w normie. Zapach jest dobrze wyczuwalny na skórze i nikt z Was nie powinien mieć problemów z uświadomieniem sobie jego obecności. Nasze otoczenie także go zauważy. Nie polecam natomiast perfumować się przed wzmożoną aktywnością fizyczną, na przykład bieganiem lub treningiem na siłowni. Silniejsza perspiracja sprawia, że aromat tej kompozycji staje się wyjątkowo intensywny. Uwierzcie na słowo. Dopiero z czasem całość staje się bardziej bliskoskóra. Jeśli natomiast chodzi o trwałość, to jest ona naprawdę niezła i w moim wypadku wynosi 9-11 godzin. Zwrócę przy tym Waszą uwagę na fakt, że dzieło Comme des Garçons występuje pod postacią wody toaletowej.

     Na osobne omówienie zasługuje również flakon recenzowanych perfum. Po zmianie designu, jego wzór prezentuje się naprawdę interesująco. Zbiornik z cieczą owinięty został czarnym workiem na śmieci i zamknięty w wykonanej z przeźroczystego plastiku tubie. Na której nowoczesną czcionką wypisano nazwę zapachu oraz serię, do której należy. Poniżej umieszczono zaś oznaczenie producenta oraz koncentrację tych perfum. A dalej pojemność buteleczki. Całość uzupełniona zaś została przez masywny i nieco toporny biały atomizer oraz przeźroczystą zatyczkę. Niewątpliwie, taki wzór flakonu prezentuje się nowocześnie i naprawdę intrygująco.   

     Podsumowanie dzisiejszej recenzji zacznę może od porównania do wspomnianych na wstępie Serpentine. Otóż Tar to zupełnie inna kompozycja. Zdecydowanie mniej zielona, za to mroczniejsza. Dobrze pasuje mi do niej określenie dystopijna. Zapachy wielkiego i nie do końca zadbanego miasta mieszają się w niej w gęsty i aromatyczny koktajl. Który jednak nie każdemu przypadnie do gustu. Nie można jednak odmówić mu udanego wykonania. W swoim dziele Nathalie Feisthauer przedstawiła nam przekonującą wizję nowoczesnej metropolii. Z wszystkim jej blaskami i cieniami. Oszklone drapacze chmur niczym metalowe kolosy wznoszą się ku niebu, podczas gdy w ciemnych zaułkach grasują gangi motocyklowe. Tar jest wiec kompozycją niezwykle ewokatywną. Maluje w naszej wyobraźni obrazy raz abstrakcyjne, a raz niemal fotorealistyczne. I choć sam miałem momentami poczucie przesytu to i tak zachęcam do zapoznania się z tym dziełem Comme des Garçons.       

Tar
Główna nuta: Aromaty Miasta, Nuty Drzewne.
Autor: Nathalie Feisthauer.
Rok produkcji: 2004.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)