Erolfa – rodzina C. i morze

Po perfumy będące bohaterem dzisiejszego wpisu sięgnąłem głównie dlatego, że zainteresowała mnie ich nazwa. Byłem ciekaw czy słowo erolfa ma jakieś znaczenie, i jeśli tak, to jak łączy się z dziełem Pierre’a Bourdon’a. Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że Erolfa to zlepek pierwszych liter z imion członków rodu Creed. Er oznacza Erwina’a, syna Olivier’a, ol to Olivia, czyli córka, zaś fa to Fabienne, żona i matka jego dzieci. Natomiast opisywany dziś zapach inspirowany jest pewnym rejsem po Morzu Śródziemnym, który cała rodzina odbyła wspólnie swoim luksusowym jachtem. Niewątpliwie, przeżycie warte upamiętnienia. A zarazem sugerujące, że możemy tu mieć do czynienia z pachnidłem w morskim klimacie. Ale czy rzeczywiście?

     Odpowiedź na zadane powyżej pytanie brzmi Tak. Bezsprzecznie, Erolfa jest zapachem morskim. Jego głowa przepełniona jest aromatem rześkiego powietrza oraz słonawej, morskiej wody. A w otwarciu kompozycji istotną rolę odgrywają cytrusy. W szczególności bergamotka i limona. Którym towarzyszy jeszcze cytryna. Ważną funkcję pełni także melon. To dzięki niemu pierwsza faza recenzowanych perfum nabiera delikatnie owocowego charakteru. Staje się także bardziej soczysta. Za jej rześki klimat po części odpowiadają jednak i zioła. W szczególności bazylia. Oraz podążający w ślad za nią rozmaryn. Początek jest więc świeży i aromatyczny, z wyraźną morsko-cytrusową dominantą.

     Mimo, iż od aplikacji Erolfa na skórę mijają kolejne minuty, to aromat cytrusów nie znika. Co uznać należy za plus. Przybrany zostaje jednak w nieco inne szaty. I tak, w sercu stworzonego przez Olivier’a Creed’a pachnidła pojawiają się kwiaty. A konkretnie jaśmin oraz, bardzo dobrze pasujący do morskiego klimatu, cyklamen. Wyczuwam także zieloną woń fiołka. Podejrzewam też obecność irysa. A to dlatego, że w środkowej fazie kompozycji da się zauważyć pewne mydlane akcenty. Do tego całość staje się chłodniejsza. Pozostaje jednak jasna. I to mimo wprowadzenia do jej serca wątku przyprawowego. Opartego na pieprzu oraz kolendrze. Nieco pikanterii nadaje zaś całości imbir. Dalej czuć również charakterystyczną słonawość, która towarzyszy nam od początku tych perfum. Jej obecność to zasługa budującej bazę Erolfa szarej ambry. Której wykorzystanie nikogo nie powinno jednak dziwić. W końcu mamy tu przecież do czynienia z wydzieliną z przewodu pokarmowego kaszalota. Zdecydowanie, pozostajemy więc w morskim temacie. Z tym, że w ostatniej fazie zapachu znaczącą rolę odgrywa również piżmo. Potęguje ono wspomniane przeze mnie wrażenie mydlaności, przypominając nam o świeżym i czystym charakterze kompozycji. Na finiszu silniej zaakcentowano również nuty drzewne, reprezentowane przez cedr, sandałowiec oraz mech dębowy. Końcówka jest więc dość klasyczna, ale i niezbyt interesująca.

     A jak prezentują się parametry użytkowe Erolfa? Według mnie dość przeciętnie. Jeśli chodzi o projekcję, to jest ona średnia. A może nawet lekko poniżej. Kompozycja ma raczej subtelny charakter i próżno szukać jej aromatu poza naszą strefą komfortu. Z drugiej strony tego typu zapachy rzadko cechują się większą mocą. Z tym, że z trwałością recenzowanych perfum również nie jest najlepiej. Dzieło Pierre’a Bourdon’a znika ze skóry już po około 5-6 godzinach od aplikacji. A przecież mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną. Można by zatem oczekiwać więcej.

     Poświęćmy też chwile uwagi flakonowi opisywanego dziś zapachu. Zwłaszcza, że naprawdę przypadł mi on do gustu. Choć jego kształt jest typowy dla wszystkich perfum marki Creed. Uwagę zwraca jednak granatowa etykieta. Przy użyciu złotej czcionki wypisano na niej nazwę kompozycji, pojemność flakonu oraz sygnaturową informację o rodzinnym charakterze angielskiej firmy. Nie zabrakło też logo. Natomiast samo oznaczenie producenta wytłoczone jest wprost na szkle. Do tego dochodzi zaś jeszcze złota zatyczka. W efekcie całość prezentuje się dość elegancko. Budzi też skojarzenia z morzem. Gdy patrzę na ten flakon, to w mojej wyobraźni pojawia się bowiem obraz admirała w granatowym mundurze ze złotymi pagonami. A co Wy sądzicie na ten temat?    

     Uważam, że Erolfa  to całkiem porządne morskie pachnidło. Zapach jest świeży i przyjemny. Daje poczucie orzeźwienia. Czy mi się podoba? Raczej tak. Czy bym go kupił. Raczej nie. Zarówno w perfumerii niszowej jak i mainstreamowej znajdziemy bowiem ciekawsze kompozycje z morzem w temacie. A do tego znacznie tańsze. Bo choć dzieło Creed’a rozpoczyna się obiecująco, to z czasem nieco obniża loty. Owszem, przeciągnięcie początkowego akordu cytrusowego w głąb serca zapachu uznaję za zaletę, podobnie jak i słono-mydlany klimat dalszej części, brak tu jednak efektu wow! Czegoś, co sprawiłoby, że chciałbym wracać do tych perfum i w gorące dni czuć na sobie ich aromat. W rezultacie według mnie Erolfa to (tylko i aż) bardzo solidny zapach na wakacje. 

Erolfa
Główne nuty: Cytrusy, Nuty Morskie.
Autor: Pierre Bourdon.
Rok produkcji: 1992.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)