Fantomas – złodziej ze srebrnym pistoletem

Przy okazji recenzji Baraonda wspominałem, że perfumy te powstały już po ogłoszeniu przez Alessandro Gaultieri’ego zakończenia projektu Nasomatto. Z podobną sytuacją mamy do czynienia także w przypadku naszego dzisiejszego bohatera. Fantomas powstały bowiem 2020 roku. I podobnie jak kilka innych kompozycji włoskiej marki wywołały sporo dyskusji. A to ze względu na swój specyficzny aromat. O nim jednak później. W tym miejscu chciałem natomiast wspomnieć, że choć oficjalna strona Nasomatto nie wskazuje na konkretną inspirację do stworzenia tego zapachu, to jego nazwa natychmiastowo skojarzyła mi się z przestępcą będącym bohaterem francuskich książek i filmów. Ale jak jego postać ma się do charakteru recenzowanych perfum? Sprawdźmy.

     Pierwszy kontakt z Fantomas przyniósł dreszcz emocji, jakiego dawno nie czułem. Aż dostałem gęsiej skórki. Od razu czuć, że mamy tu do czynienia z perfumami absolutnie oryginalnymi. Ale czy noszalnymi? Otwarcie kompozycji to solidna dawka plastiku. Naprawdę! Dzieło Alessandro Gaultieri’ego od początku pachnie rozgranymi syntetykami. Przy czym wrażenie to jest całkiem przyjemne. W głowie zapachu odnajduję coś wyraźnie  słodkiego. Coś, co nadaje całości lekko owocowego oblicza. Do tego dochodzi zaś jeszcze subtelnie srebrzysty wątek metaliczny. Głowa Fantomas zaskakuje i fascynuje.

     W miarę jak mija zdumienie wywołane pierwszym spotkaniem z perfumami Nasomatto, zaczynam nieco lepiej rozpoznawać kolejne obecne w nich nuty. Przy czym, w związku z tym, że włoska marka nigdy nie ujawnia ich oficjalnego spisu, poniższe stanowi raczej moje (silniejsze lub słabsze) podejrzenie. I tam, wydaje mi się, że w sercu recenzowanej dziś kompozycji obecna jest aromamolekuła Calone. W środkowej fazie zapachu odnajduję bowiem coś melonowo-ozonowego. Świeżego, ale nie do końca. Trochę jakby Gaultieri i jego Fantomas chcieli celowo trzymać nas w niepewności. Co łączy się zresztą z przewodnim motywem przestępstwa. W tym pachnidle jest coś tajemniczego. A zarazem złowieszczego. To ostatnie wrażenie wynika natomiast z obecności akordu, który określiłbym jako dymno-gumowy. Jednocześnie, wspomniane wcześniej metaliczne akcenty kojarzyć się mogą z prochem strzelniczym. I na obecność takiej właśnie nuty wskazuje Fragrantica. Ale to jeszcze nie wszystko. Wspomniałem przecież, że w głowie kompozycji jest coś słodkiego. Wrażenie to powraca zaś w jej bazie. Przy czym słodycz, jaką to odnajduję jest wyraźnie mleczna. Mamy do czynienia z czymś na kształt akordu laktozowego. A ponieważ wyczuć da się też pewne drzewne niuanse, to podejrzewam, że sprawcą jest drewno sandałowe. Któremu towarzyszy jeszcze Ambroxan. W końcówce powraca bowiem wrażenie rozgrzanego plastiku. Z tym, że może też ono być efektem wprowadzenia do ostatniej fazy Fantomas jakiegoś rodzaju syntetycznego piżma.      

     O ile trudno dokładnie zdefiniować obecne w recenzowanych perfumach nuty, to już opisanie ich parametrów użytkowych nie nastręcza większych problemów. I tak, jeśli chodzi o projekcję zapachu, to określiłbym jako w normie. Nie mamy tu do czynienia z pachnidłem, które bombardowałoby otoczenie swoim aromatem. Nie jest też jednak tak, że cichutko siedzi ono przy skórze. Przez większość czasu mam świadomość jego obecności na moim ciele. A skoro już wspomniałem o czasie, to jak prezentuje się trwałość Fantomas? Moim zdaniem jest ona naprawdę dobra i wynosi 10-11 godzin. Muszę jednak zaznaczyć, że mamy tu do czynienia z ekstraktem perfum.

     To jeszcze krótko o flakonie prezentowanej dziś kompozycji. Szczególną uwagę chciałbym zaś poświęcić zatyczce. A to dlatego, że ku mojemu zaskoczeniu okazała się ona drewniana. Mamy tu bowiem do czynienia z drewnem leszczynowym, które przeszło proces metalizacji próżniowej. Nie pytajcie mnie jednak, na czym on polega. Efekt jest natomiast taki, że zatyczka wydaje się być wykonana z metalu. Brak jej tylko połysku. Cała reszta to natomiast wzór typowy dla Nasomatto. Prostopadłościenna buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła, przez które dostrzec możemy szaro-zielonkawą ciecz. Dodatkowo, flakon opatrzono jeszcze minimalistyczną srebrną etykietą, na której wypisano jedynie nazwę dzieła Alessandro Gaultieri’ego.

     Wiecie jakie słowo najlepiej opisuje recenzowane dziś perfumy? Suspens. Fantomas to bowiem zapach tajemniczy i pełen niedopowiedzeń. Przy czym od razu stwierdzić muszę, że mamy tu do czynienia bardziej z kompozycją artystyczną niż czymś, czego moglibyśmy używać na co dzień. Niszowy charakter opisywanego pachnidła jest niepodważalny. A jednak odbieram jego aromat jako całkiem przyjemny. Obecna w nim plastikowa słodycz ma w sobie coś urokliwego. Może lekko kiczowatego, ale w pozytywnym znaczeniu. Wyczuwam tu pewną celowość. Do tego w połączeniu z bijącą od tych perfum aurą srebrzystości, wrażenie to przekłada się na mój pozytywny odbiór całości. A ponieważ Fantomas to zapach tak zagadkowy, to ciekaw jestem Waszych opinii na jego temat.    

Fantomas
Główna nuta: Plastik.
Autor: Alessandro Gaultieri.
Rok produkcji: 2020.
Moja opinia: Polecam. (6/7)