Luce – ciężar kontrolowany

W tłumaczeniu na język polski włoskie słowo luce oznacza lekki. I to właśnie tym przymiotnikiem zatytułowane są perfumy będące bohaterem dzisiejszego wpisu. Powstałe w 2013 roku Luce stanowią część linii Cycle of Poetry i uznawane są za jedną z ciekawszych pozycji w ofercie Meo Fusciuni. Jako że moja dotychczasowa przygoda z dziełami Giuseppe Imprezzabile miała raczej pozytywny przebieg, pomyślałem, że zapoznam się i z tym zapachem. Zainteresował mnie także jego opis, wskazujący na poszukiwanie równowagi między światłem a ciszą. A zatem dwoma zupełnie różnymi (i według mnie nieporównywalnymi) pojęciami. Przekonajmy się jednak, co autor miał na myśli.  

Luce.JPG

Sekundy po aplikacji Luce na skórę moją wyobraźnię zalała cała masa olfaktorycznych wrażeń. Kauczuk. Kozi ser. Budyń waniliowy. Obrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie. A potem nastał nagły spokój. Dzieło Meo Fusciuni powoli zaczęło układać się w jedną całość. Na początku pojawiła się zaś nieco smołowata nuta brzozy. Wsparta akordem skórzanym. Od razu jest więc męsko i jakby szorstko. Otwarcie Luce wydało mi się też lekko słone, nie wiem jednak skąd wzięło się to wrażenie. Obok wyżej wymienionej dwójki, w głowie kompozycji obecne jest bowiem jeszcze tylko drewno cedrowe. Już na wstępie pogłębia ono aromat Luce oraz wskazuje kierunek, w którym podążać będą te perfumy. W tym miejscu chciałem też zaznaczyć, że dobór nut głowy nie jest przypadkowy. Stanowią one bowiem swoiste nawiązanie do Notturno, a więc drugiego (a w zasadzie pierwszego) zapachu w linii Cycle of Poetry. Dla którego to opisywanie dziś pachnidło ma być przeciwwagą.

Luce.jpg

            Po dość fascynującym i nieco gwałtownym początku kompozycja Meo Fusciuni nabiera więcej ciepła. Oraz słodyczy. W jej sercu pojawia się zaś drewno sandałowe. Miękkie i kremowe, buduje wrażenie siły oraz spokoju. Za jego sprawą zapach nabiera dojrzałości. A ja powoli zaczynam rozumieć, czemu nazwano go Luce. Tymczasem, obok sandałowca, w środkowej fazie tych perfum uwidaczniać się zaczyna nuta tytoniu. Jej dymna słodycz jest dość subtelna i bardzo dobrze wpisuje się w drzewny klimat dzieła Giuseppe Imprezzabile. Który dodatkowo podbudowany został przy pomocy paczuli. Także i ona wydaje się tutaj jednak na swój sposób łagodna. Papierowo szara, płynnie stapia się z pozostałymi elementami Luce. Zresztą przejście z serca w bazę również jest bardzo gładkie. Sprawia wrażenie naturalnej kontynuacji, czegoś, czego doświadczamy od samego początku. Spotęgowaniu ulega więc wątek żywiczny. Ambra jest tu gęsta i esencjonalna. A mimo tego pozostałe jasna. Podobnie jak i ujawniający swoją obecność benzoes. Natomiast aby dodatkowo wzmocnić bijący od kompozycji efekt ciepła i kremowości, wprowadzono do niej wanilię. Końcówka jest jednocześnie drzewna, słodka i zmysłowa.

Przekonajmy się teraz jak prezentują się walory użytkowe Luce. Na poczętek przyjrzyjmy się projekcji. A ta jest w moim odczuciu nieznacznie powyżej przeciętnej. Na pewno nie powinniśmy mieć problemu, by wyczuć te perfumy na sobie. Ale i nasze otoczenie stosunkowo łatwo zda sobie sprawę z ich obecności. Przy tym nie poczuje się jednak atakowane ich aromatem. Jeśli zaś chodzi o trwałość, to również jest ona bez zarzutów. W moim wypadku dzieło Meo Fusciuni utrzymywało się na ciele przez około 9-10 godzin. Co, dla wody perfumowanej, stanowi satysfakcjonujący rezultat.

Luce.jpg

To jeszcze o flakonie recenzowanego zapachu. Nie będę się jednak rozwodził. Szczególnie, że jego wzór nie różni się zbytnio od pozostałych perfum w ofercie włoskiej marki. Widzimy więc pękatą buteleczkę wykonaną z ciemnobrązowego szkła. Oraz zatkniętą na jej szczycie masywną, drewnianą zatyczkę. Na froncie umieszczono zaś kwadratową, czerwoną etykietę. Na niej wyczytać możemy nazwę kompozycji, jej markę oraz koncentrację. Całość wygląda dobrze, choć na kolana nie powala.

Moim zdaniem Luce to zapach naprawdę zaskakujący. Bardzo długo nie potrafiłem się zdecydować czy mi się podoba. Intrygował jednak od początku. Najpierw jakby słonawo-słodki, potem już wyraźniej ambrowy. Zdziwiłem się nawet, że w składzie nie ma labdanum. Naprawdę wydawało mi się, że je tu czuję. Nawet i bez niego dzieło Meo Fusciuni pozostaje jednak absolutnie niebanalne. Jego lekki charakter wyraża się nie w nutach, z których je zbudowano, ale w sposobie w jaki je tu przedstawiono. Patrząc na listę składników spodziewałbym się prawdziwego killera. Perfum ciężkich i zawiesistych. Tymczasem Luce to kompozycja ze słodką i zmysłową głębią. Bogata w świetlistą drzewność. I choć to może nie do końca mój klimat, to nie sposób nie docenić takiego ujęcia tematu. 

Luce
Główna nuta: Nuty Drzewne.
Autor: Giuseppe Imprezzabile.
Rok produkcji: 2013.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)