Oud – tajemniczy pan O.

Są takie perfumy, o których dużo się słyszy, czyta, bardzo chce się je poznać. Tylko, że jakoś nigdy z nimi nie po drodze. W moim przypadku tak właśnie było z zapachem będącym bohaterem dzisiejszego wpisu. A więc Oud Roberta Piguet’a. O kompozycji dowiedziałem się lata temu, już nawet nie pamiętam skąd. Na podstawie opisu zapamiętałem ją jednak jako zdecydowanie wartą zapamiętania. Od tego czasu raz po raz trafiałem na różne wzmianki na temat dzieła Aurélien’a Guichard. Aż w końcu sam miałem okazję je poznać. Ale czy sprostało ono narosłym przez lata oczekiwaniom? I czy te perfumy naprawdę są tak oryginalne i tajemnicze jak twierdzi oficjalna strona szwajcarskiej marki?

Oud.jpg

Początek zapachu okazał się dla mnie dość zaskakujący. Nie za bardzo czuć w nim tytułowy oud. Skojarzył mi się za to z Aramis – Havana. Jest aldehydowy, jakby metaliczny i musujący zarazem. Wydaje mi się, że sporo tu Iso E Super. A także szafranu. Jego przyprawowy aromat nadaje recenzowanym perfumom po trochu pikanterii i słodyczy. W efekcie otwarcie Oud sprawia wrażenie intensywnego i bogatego, a zarazem lekkiego. Już teraz czuć jednak pewne czające się w głębi kompozycji mroczniejsze akordy. Choć na ten moment kompozycja wydaje się jeszcze dość świeża. I to mimo braku cytrusów w jej głowie. Zauważyłem też, że na mojej skórze całość wydaje się nieco bardziej przystępna niż na bloterze.  

Oud.jpg

W miarę jak mijają kolejne minuty od aplikacji, dzieło Aurélien’a Guichard’a zaczyna ciemnieć. Choć najpierw, na pewien czas przyjmuje jeszcze barwę zieleni. A to za sprawą obecnej w jego sercu nuty jodły. Jej intensywny aromat natychmiast kojarzy się z sercem lasu. Albo dniem, kiedy przed Bożym Narodzeniem przywozimy do domu żywą choinkę. Oud zachowuje zatem część swojej początkowej świeżości. Choć jednocześnie akord drzewny wydaje mi się tu nieco syntetyczny. Do jego pogłębienia posłużyła zaś balsamiczna woń styraksu. Oraz sparowanej z nim mirry. Całość nie staje się jednak dymna. Nabiera raczej żywicznej słodyczy. Bursztynowe cienie kładą się na kompozycji nadając jej bardziej wieczorowego klimatu. A jej olfaktoryczne spektrum coraz bardziej przesuwa się w cięższą i mroczniejszą stronę. Zaczynam także rozumieć dlaczego na oficjalnej stronie marki określono te perfumy jako tajemnicze. Na pierwszy plan zaczyna też wysuwać się tytułowy oud. A stworzony przez Guichard’a zapach nabiera goryczy. Staje się silnie wytrawny, momentami wyczuwam w nim niemal coś aptecznego. Drewno agarowe pachnie bogato, choć znów wydaje mi się, że czuję tu pewne chemiczne niuanse. Natomiast za sprawą paczuli kompozycja nabiera swoistej dzikości. I myślę, że nie każdemu przypadnie to do gustu. Bijący od Oud aromat ma w sobie bowiem coś fekalno-animalnego. A obecność drewna gwajakowego w bazie dzieła Piguet’a tylko potęguje ten efekt.

To teraz może kilka słów o parametrach użytkowych recenzowanych perfum. Na początek projekcja. A ta jest moim zdaniem trochę powyżej średniej. Zwłaszcza z początku. Już chwilę po aplikacji aromat Oud wypełnia bowiem całe pomieszczenie, w którym się znajdujemy. A gdy je opuszczamy, podąża za nami. Dopiero z czasem sadowi się bliżej skóry. Niestety, nie utrzymuje się na niej zbyt długo. Z moich obserwacji wynika, że dzieło Piguet’a znika już po upływie 5-6 godzin od aplikacji. Tak przynajmniej było w moim wypadku. Natomiast spryskany nim blotter pachniał przed dobre trzy dni. Możliwe zatem, że to kwestia skóry.

Oud.jpg

Przyjrzyjmy się też jeszcze flakonowi opisywanego zapachu. Jest to klasyczny wzór wykorzystywany przez szwajcarską markę. Mamy więc do czynienia z czarnym prostopadłościanem zwieńczonym walcowatą zatyczką. Jego front zdobi zaś tak samo czarna etykieta. Wyróżnia się ona jednak brązowym obramowaniem, które swoją barwą nawiązuje do drzewnego charakteru Oud. Natomiast nazwa perfum oraz oznaczenie ich producenta wypisane są kontrastowo białą czcionką. W efekcie całość wygląda dość męsko i elegancko zarazem. A przy tym wskazuje na klimat zamkniętego we wnętrzu pachnidła.

Mój główny problem z recenzowanymi dziś perfumami jest taki, że mimo kilku dni testów, nadal nie umiem powiedzieć czy mi się podobają. Ogólnie uważam, że to dość specyficzna kompozycja. Trudne i dla wielu nieprzyjemne nuty takie jak oud, paczula czy drewno gwajakowe spróbowano tu pokazać w sposób przestępny, ale jednocześnie bez uszczerbku dla ich prawdziwej natury. Całość ma więc nieco artystyczny charakter. Złożona jest ciekawie, choć moim zdaniem brakuje jej trochę naturalności. Poza tym, jeśli ktoś nie jest miłośnikiem oudu, to raczej nie zdecyduje się na zakup. Tak jest na przykład w moim przypadku. Mimo to, nie mogę powiedzieć, że żałuję czasu spędzonego na testach Oud. To ciekawe drzewne perfumy, ale kierowane do wąskiego grona odbiorców.

Oud
Główna nuta: Nuty Drzewne.
Autor: Aurélien Guichard.
Rok produkcji: 2012.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)