Silvan – dymne sacrum, drzewne profanum

W ramach kolekcji Provenence Tales marka Rouge Bunny Rouge zaprezentowała światu sześć zapachów. Jednak na Agar i Piżmo do tej pory pojawiły się recenzje tylko czterech z nich. W końcu postanowiłem jednak przetestować pozostałe dwa. I tak, dzisiejszy wpis dedykowany jest Silvan. Perfumom autorstwa Jacques’a Huclier’a z 2013 roku. Których nazwa pochodzi od rzymskiego bożka, patrona lasów i ziemi nieuprawnej. Utożsamianego również z Faunem. Można zatem spodziewać się, że opisywana dziś kompozycja posiadać będzie drzewny charakter. Ale czy rzeczywiście tak jest?

     Odpowiedź na zadane wyżej pytanie brzmi: Tak. I czuć to już od samego początku. W którym na pierwszy plan wybija się nuta jagód jałowca. Jest ona na tyle intensywna, że nawet osoby z mniej wprawnymi nosami łatwo ją tu rozpoznają. Jej wytrawny, drzewno-dymny aromat jasno wskazuje na kierunek, w którym w swoim dziele podążać będzie Jacques Huclier. I tak, swoim otwarciem Silvan powoli wprowadza nas w leśną gęstwinę. A jest to las ciemny i pełen olfaktorycznych miraży. Jednak obok jałowca, w pierwszej fazie recenzowanych perfum pojawia się również czarny pieprz. Nadaje on zapachowi pikanterii, podkreśla także jego męski charakter. A przy okazji przydaje kompozycji subtelnie szarego oblicza. Sprawia, że jej wytrawny aromat dodatkowo nabiera jakby pylistego wyrazu. Natomiast by jeszcze silniej zaakcentować samczy klimat dzieła Rouge Bunny Rouge, Huclier sięgnął po najbardziej męski (moim zdaniem) z cytrusów, czyli grejpfrut. Z tym, że owocowe akcenty nie są tu specjalnie dobrze wyczuwalne. A przynajmniej nie przeze mnie.

     Gdy tylko słabnąć zaczną nuty głowy, na scenę wkracza jeden z najważniejszych bohaterów Silvan. Kadzidło. O bijącym od opisywanej kompozycji dymnym aromacie wspomniałem już w poprzednim akapicie, jednak dopiero teraz osiąga on swoje apogeum. Muszę przy tym zaznaczyć, że nie mamy tutaj do czynienia z chłodną i kwaśną wonią znaną z kościelnych obrzędów. W przedstawianych perfumach kadzidło jest suche i gorące. Przyjemnie drażni nozdrza. Wpisuje się również w szaro-zielony klimat pachnidła RBR. W czym dodatkowo pomaga, również obecne w środkowej fazie zapachu, drewno gwajakowe. Jego charakterystyczna, gorzko-żywiczna nuta przenika Silvan i nadaje mu tajemniczości. W stworzonym przez Jacques’a Huclier’a dziele wyczuwam jakiś pogański mistycyzm. Jest sacrum, ale i profanum. W aromatycznym uścisku boskie kadzidło splata się z obecnymi w bazie cielesnymi nutami piżma i paczuli. Przy czym ta ostatnia wnosi również do zapachu pewną ziemistość. Podkreśla także jego męski klimat. Mroki kompozycji rozświetlone zostały jednak przez lżejszy aromat drewna cedrowego. A choć stanowi ono element ostatniej fazy Silvan, to dla mnie wyczuwalne było już dużo wcześniej. Uważam, że wraz z jałowcem i kadzidłem tworzy trójcę głównych aktorów recenzowanych perfum.

     To teraz parę słów o walorach użytkowych opisywanego zapachu. Choć w zasadzie nie jestem pewien czy walory to najlepsze określenie. Bowiem pod ich kątem dzieło Rouge Bunny Rouge nieco zawodzi. Z tym, że jeśli chodzi o projekcję, to nie jest jeszcze tak źle. Zwłaszcza w swojej początkowej fazie kompozycja jest dość dobrze wyczuwalna w przestrzeni na około mnie. Jednak po mniej więcej godzinie zaczyna wyraźnie słabnąć. I szybko sadowi się zdecydowanie bliżej skóry. Gorzej, że i z niej znika stosunkowo szybko. Niestety, Silvan cechuje się kiepską trwałością, która plasuje się na poziomie 4-6 godzin. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną, zdecydowanie oczekiwałbym więcej.   

     Wypadałoby także napisać kilka słów o flakonie recenzowanych perfum. A ten może się podobać. Sześciokątna bryła (z zaokrąglonymi dolnymi narożnikami) wykonana jest z matowego szarego szkła. Jej front zdobi wyżłobiona grafika przedstawiająca głowę jelenia na tle lasu. A może to nie jeleń, a tytułowy Sylwan? Trudno powiedzieć. Łatwo natomiast zauważyć wygrawerowaną na srebrnym pierścieniu atomizera nazwę marki zapachu. Do tego dochodzi zaś jeszcze czarna, plastikowa zatyczka. I według mnie tak zaprojektowana całość prezentuje się nie tylko męsko, ale i elegancko.

     Otwarcie przyznam, że bardzo się cieszę, iż w końcu zdecydowałem się na testy Silvan. Bo choć mamy tu do czynienia z zapachem typowo drzewnym, to jednak jego aromat naprawdę przypadł mi do gustu. Na pozór prosty, w rzeczywistości cechuje się subtelną różnorodnością. A każdy z obecnych w nim elementów ma tu swoją rolę. Huclier umiejętnie połączył wybrane przez siebie składniki, tak by wspólnie grały na końcowy efekt. A ten jest taki, że Silvan jawi mi się nie tylko jako kompozycja kadzidlano-drzewna, ale także wyjątkowo męska. A zarazem spokojna i tajemnicza. Trochę jak uśmiech Mona Lisy. Z tym, że od osoby mającej na sobie te perfumy bije również aura pewności siebie. Jest w nich jakiś element śmiałości. A wszystko to zebrane razem sprawia, że zdecydowałem się na zakup własnego flakonu.   

Silvan
Główne nuty: Nuty Drzewne, Kadzidło.
Autor: Jacques Huclier.
Rok produkcji: 2013.
Moja opinia: Polecam. (6/7)