Midnight in Paris – północ w mieście miłości

Francuska marka Van Cleef & Arpels słynie przede wszystkim z produkcji biżuterii. Jednak w swojej ofercie ma ona także perfumy. A że do tej pory ani jedne nie pojawiły się na Agar i Piżmo, uznałem, iż czas to zmienić. I tak dziś na blogu debiutuje Midnight in Paris. Kompozycja ta postała w 2010 a jej twórcami jest duet Domitille Bertier - Olivier Polge. W przypadku Beriter, podobnie zresztą jak Van Cleef & Arpels, jest to pierwszy zapach jaki mam okazję recenzować. W dacie swojej premiery stanowił on część kolekcji Haute Perfumerie.  Był także uzupełnieniem inspirowanej bajkami linii męskich zegarków. Natomiast moje oczekiwania wobec tych perfum były całkiem spore, bowiem już wcześniej sporo o nich słyszałem. Czy zatem Midnight in Paris spełniły pokładane w nich nadzieje? 

Midnight in Paris.jpg

Początek zapachu jest nieco chaotyczny. Pojawia się w nim zielona i cierpka nuta rozmarynu. Trwa ona jednak dosłownie przez kilka sekund, po czym znika przykryta innymi aromatami, by już nigdy nie wrócić. A kompozycja staje się zauważalnie słodka. W tej  słodyczy łatwo jednak doszukać się głównego bohatera Midnight in Paris. O nim jednak za chwilę. Perfumy Van Cleef & Arpels zaczynają się bowiem układać a na pierwszy plan wychodzi akord skórzany. Bardzo męski i trochę w starym stylu. Jakby gorzki. Zdecydowanie może się podobać. Nie jest przy tym zbyt ciężki ani nazbyt dominujący. Co ważne, zapach skóry utrzymuje się znacznie dłużej niż trwa faza głowy. Na pierwszym etapie towarzyszą mu zaś jeszcze cytryna i bergamotka. Sekcja cytrusów nie odgrywa tu jednak zbyt istotnej roli. 

Midnight in Paris.jpg

W swojej środkowej fazie Midnight in Paris traci według mnie na atrakcyjności. Pojawia się mdły aromat konwalii. Od razu przyznaję jednak, że mam osobistą awersję do tego kwiatu. Niemniej, pewna mdląca słodycz na pewno jest tu obecna. Dość intrygująco zestawiono ją zaś z cierpką wonią zielonej herbaty. Jednak ten akord migocze raczej gdzieś w tle kompozycji. Podobnie jak rozmaryn jest raczej chwilowym dodatkiem. Powoli na powierzchnię wypełzać zaczyna za to kadzidło. Nadaje ono kompozycji przyjemnego, dymnego odcienia. I faktycznie kojarzy się z nocą. Co do zasady Midnight in Paris nie ma jednak moim zdaniem mrocznego charakteru. Godzina duchów według Van Cleef & Arpels znacząco różni się od interpretacji jaką znajdziemy choćby w Messe de Minuit od Etro. W bazie aromat recenzowanych  perfum staje się bowiem naprawdę kremowy. Powiedziałbym nawet, że aksamitny. A dzieje się tak za sprawą wszechobecnej tonki. I to ona właśnie jest wspomnianym przeze mnie wcześniej głównym bohaterem kompozycji. Czuć ją praktycznie od samego początku, jednak dopiero w ostatniej fazie jej aromat osiąga prawdziwe apogeum. Zaserwowana w towarzystwie styraksu i benzoesu nadaje zapachowi niezwykłej zmysłowości. Oba wspomniane składniki budują balsamiczny akord Midnight in Paris, który w połączeniu z niemal waniliową tonką tworzy niezwykle zgraną całość.

Zobaczmy teraz jak kształtują się walory użytkowe opisywanych dziś perfum. Jeśli chodzi o moc to dzieło Van Cleef & Arpels prezentuje się na przyzwoitym poziomie. Jego projekcję określiłbym jako umiarkowaną. Zapach nie razi otoczenia, ale też nie przykleja się do naszej skóry. Spełnia panujące obecnie standardy. Natomiast jeśli chodzi o trwałość, to ta mogłaby być trochę lepsza. Choć i tak źle nie jest. Kompozycja utrzymuje się bowiem na skórze przez około 6-7 godzin. Przynajmniej w moim wypadku.

Midnight in Paris.jpg

Recenzując Midnight in Paris nie sposób nie wspomnieć o flakonie, w którym dystrybuowane są te perfumy. Według mnie zdecydowanie zwraca on uwagę. Wyglądem przypomina zaś rozgwieżdżone niebo. Nie znam się na astronomii na tyle, by powiedzieć czy umieszczone na przedniej ściance buteleczki konstelacje są odwzorowaniem tych rzeczywistych. Wydaje mi się jednak, że tak. Łatwo można za to zauważyć pewne cieniowanie. Tak jakby zmierzch dopiero zapadał i objął w panowanie prawą górną część flakonu. Za to w lewej dolnej odnajdziemy jeszcze ostatnie promienie słońca. Całość dopełnia zaś srebrna zatyczka  z delikatną fakturą. Wszystko to zebrane razem wygląda moim zdaniem naprawdę efektownie.

Muszę przyznać, że Midnight in Paris to perfumy, które trochę mnie zaskoczyły. Z dość powszechnego połączenia nut Domitille Bertier i Olivier’owi Polge’owi udało się bowiem wyczarować naprawdę niebanalny zapach. Początkowo bardzo męski, z czasem słodszy i zmysłowy. Nigdy jednak nie za słodki. Z wyraźną ewolucją, którą z łatwością zaobserwują nawet mniej doświadczeni miłośnicy perfum. Natomiast północ rozumiana jest tutaj jako godzina miłości. Wyruszając do miasta mężczyzna Van Cleef & Arpels pachnie samczo i pociągająco, jednak gdy o dwunastej jest już w łóżku z ukochaną ujawnia swoje subtelniejsze oblicze. I muszę Wam powiedzieć, że Midnight in Paris to perfumy, które naprawdę podobają się kobietom. W szczególności ich końcówka.    

Midnight in Paris
Główne nuty: Skóra, Bób tonka.
Autor: Domitille Bertier, Olivier Polge.
Rok produkcji: 2010.
Moja opinia: Polecam.

Midnight in Paris 3.jpg