L’Île au Thé – filiżanka zieleni

O recenzji, którą przygotowałem na dziś można by powiedzieć, że jest mocno spóźniona. Już kilka lat temu dysponowałem bowiek pokaźną próbką L’Île au Thé. Wpis jednak nie powstał, a ja sam nie pamiętam już nawet czemu. Na szczęście, co się odwlecze, to nie uciecze. I tak, tekst poświęcony stworzonej przez Isabelle Doyen i Camille Goutal w 2015 roku kompozycji trafia w końcu na bloga. A jest o czym pisać. Perfumy te inspirowane są bowiem południowokoreańską wyspą Jeju. Którą odwiedziłem w 2016 roku. I to właśnie podczas tamtego wyjazdu zdecydowałem się założyć Agar i Piżmo. Pojawia się więc odrobina nostalgii. Natomiast sama wyspa jest popularnym kierunkiem wśród nowożeńców, słynie zaś z plantacji zielonej herbaty. Domyślacie się więc już chyba jaka nuta będzie przewodnią dla dzieła francuskiej marki?

     Opisywane dziś perfumy zaskoczyły mnie swoją świeżością. Ich otwarcie pełne jest owocowej energii. Która pochodzi przede wszystkim od mandarynki. Wyraźnie czuć tu jej słodycz, choć w tle migocze również jakaś krztyna goryczy. Głowa L’Île au Thé jest więc lekka, jasna i słoneczna. Przesycona cytrusową soczystością, która podbudowana została jeszcze przy pomocy bergamotki. A więc podstawowego składnika herbaty earl grey. Z tym, że jej akurat w dziele Annick Goutal nie uświadczymy. Niemniej, herbaciane akcenty wyczuwalne są już od samego początku. Dodatkowo, w stworzonym prze duet Isabelle Doyen - Camille Goutal zapachu sporo jest zieleni. Która dodatkowo podkreśla żywy charakter kompozycji.

     W swoim sercu L’Île au Thé pozostają perfumami rześkimi i energetyzującymi. Cytrusy powoli ustępują jednak miejsca wspomnianej już nucie zielonej herbaty. Co istotne, nigdy jednak całkowicie nie znikają. Natomiast akord herbaciany przedstawiony tu został naprawdę realistycznie. Osobiście jestem bardzo dużym miłośnikiem zielonej herbaty, stąd nie jestem może całkowicie obiektywny, ale to jak w swojej środkowej fazie pachnie opisywana dziś kompozycja naprawdę mi się podoba. Jest w niej pewna cierpkość i surowość. A zarazem delikatność. Ostrzejsze krawędzie zapachu wygładzone zostały przy pomocy osmantusa. Jego słodki, kwiatowo-morelowy aromat pogłębia nieco olfaktoryczne spektrum L’Île au Thé. Całość pozostaje jednak stosunkowo prosta. I to mimo, iż na jej późniejszych etapach pojawia się jeszcze kilka składników. Jak choćby maté. Które akurat całkiem udanie wpisuje się w herbaciany klimat dzieła Annick Goutal. Nadaje mu więcej wyrazistości. Nie wpływa jednak znacząco na zmianę klimatu tej kompozycji. Podobnie zresztą jak i obecny w bazie cedr wirginijski. Choć jego wprowadzenie do ostatniej fazy zapachu przydało mu subtelnie drzewnego oblicza, głównie posłużyło jednak do utrwalenia świeżego i zielonego charakteru L’Île au Thé. Istotną rolę w opisywanym pachnidle odgrywa natomiast białe piżmo. Po pierwsze, sprawia ono, że postrzegam tę kompozycję jako czystą i transparentną. Ale bez skojarzeń z pralnią. Po drugie, pozwala przedłużyć żywotność budujących głowę zapachu cytrusów. To dzięki niemu ich aromat pozostaje wyczuwalny nawet kilka godzin po aplikacji.

     Przekonajmy się teraz jak prezentują się walory użytkowe L’Île au Thé. Jeśli chodzi o projekcję to nie mam uwag. Mimo lekkiego charakteru, opisywane perfumy posiadają całkiem sporą moc. Zwłaszcza w swojej początkowej fazie. Osoby w naszym otoczeniu nie powinny mieć problemu z zauważeniem, że mamy je na sobie. Trochę słabiej prezentuje się natomiast trwałość kompozycji. Choć i tu nie można mieć większych zastrzeżeń. Dzieło Annick Goutal znika bowiem z mojej skóry po upływie 5-7 godzin od aplikacji. Dodam też jeszcze, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

     A jak wygląda flakon opisywanego dziś pachnidła? Ciekawostka jest taka, że występuje od w dwóch wersjach. Dla kobiet i dla mężczyzn. Niemniej, jako że Agar i Piżmo jest blogiem poświęconym perfumom dla panów, to skupię się tylko na drugim wariancie. I tak, buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła a jej podstawa ma kształt owalu. Na froncie, w specjalnie wytłoczonym w tym celu miejscu, umieszczona została biała etykieta. Na której znaleźć możemy nazwę zapachu, jego markę i koncentrację a także logo producenta. Do tego zauważyć możemy również, iż dolna cześć flakonu jest jakby karbowana. Natomiast zatyczka wykonana jest w barwie złota i osadzona na atomizerze tego samego koloru. Na którego podstawie wypisano jeszcze raz nazwę francuskiej marki. Jeśli zaś chodzi o kolor wypełniającej wnętrze butelki cieczy, to wbrew temu, co widać na grafice powyżej, jest on bladozielony. I całkiem nieźle oddaje klimat opisywanej kompozycji.   

     Z tego, co zauważyłem w Internecie, zdania na temat L’Île au Thé są podzielone. Zwolennicy zapachu doceniają jego świeżość i naturalność. Krytycy wytykają mu natomiast banalność. A choć ja zaliczma się do tych pierwszych, to rozumiem także i drugich. Dzieło Annick Goutal jest bowiem dość proste. Nie sili się na oryginalność. Stawia natomiast na sprawdzone rozwiązanie podparte solidnym wykonaniem. W efekcie otrzymujemy kompozycje jasną i radosną. Promieniującą delikatną zielenią oraz cytrusową rześkością. Ponadto, w stworzonym przez Isabelle Doyen i Camille Goutal pachnidle odnajduję także coś sielankowego. Jest w nim jakiś wewnętrzny spokój. Coś, co sprzyja kontemplacji. Wyobrażam sobie siebie siedzącego na plantacji herbaty, leniwie sączącego zielony napar i rozmyślającego o życiu. Ech, rozmarzyłem się… Zaś na zakończenie chciałbym jeszcze tylko dodać, że L’Île au Thé to perfumy, które moim zdaniem najlepiej sprawdzą się w okresie wiosna-lata. Zachęcam więc do testów!            

L’Île au Thé
Główne nuty: Zielona herbata, Białe piżmo.
Autor: Isabelle Doyen, Camille Goutal.
Rok produkcji: 2015.
Moja ocena: Polecam. (6/7)