Havana – w sercu Karaibów

     Aramis nie należy do marek cieszących się w Polsce dużą popularnością. Inaczej sytuacja wygląda jednak za oceanem. W USA ma ona znacznie więcej zwolenników. Postanowiłem wiec przybliżyć czytelnikom Agar i Piżmo kolejne po klasycznych Aramis perfumy tej marki. Mój wybór padł zaś na Havanę. Powstały w 1994 roku zapach eksploruje jeden z najbardziej męskich tematów w perfumerii jakim jest tytoń. A jak wszyscy wiemy najlepsze cygara pochodzą z Kuby. Z tego też względu nazwa recenzowanej dziś kompozycji nie mogła być inna. Jeśli zatem jesteście ciekawi co kryją w sobie te perfumy zapraszam na wycieczkę do samego serca Karaibów!

Havana.jpg

     Początek jakoś mnie nie ujął. Havana wydała mi się trochę nieokrzesana i wyraźnie w starym stylu. Mocno kojarzy się z latami 80’. Od razu da się wyczuć bogactwo obecnych tu składników. Za słodsza i tropikalną stronę otwarcia odpowiedzialne są tangerynka, grejpfrut i pomarańcza. Na pewno nie określiłbym jednak początku Havany jako cytrusowy. Najwyraźniej czuć tu bowiem jagody jałowca. Ich aromat dodaje recenzowanym dziś perfumom wytrawności, którą pogłębia jeszcze smoła brzozowa. Bardzo szybko uwidacznia się również akord przyprawowy. Zbudowany w oparciu o kolendrę i anyż ma za zadanie przypominać nam o bogactwie Nowego Świata. Ja w głowie kompozycji dodatkowo wyczuwam też pewne ostrzejsze, lekko ziołowe akcenty wskazujące, iż w składzie pojawiać się może bazylia.  A także delikatna alkoholową nutę. Jakby whisky. Co do zasady otwarcie Havany wydaje mi się jednak lekko chaotyczne. Wystarczy jednak przez nie przebrnąć, by odkryć właściwy urok tych perfum.

Havana

     Dopiero po kilku minutach od aplikacji zapach zaczyna układać się na skórze. I staje się naprawdę ciekawy. Na pierwszy plan wychodzi główny bohater kompozycji jakim jest tytoń. Ostry, gorzki i bardzo aromatyczny. Bezsprzecznie męski. Lekko drapie swoim aromatem. W Havanie został on niezwykle ciekawie zestawiony z cynamonem. Słodkim i korzennym. Podnoszącym temperaturę opisywanych dziś perfum i przypominającym nam, że jesteśmy na Kubie. To połączenie, choć może wydawać się dysonansowe, sprawdza się tu naprawdę dobrze. Słodszą stronę zapachu dodatkowo pogłębia też obecny w składzie jaśmin. Za jego sprawą palone przez nas cygaro wydaje się lekko przygaszone. Ponadto, w sercu pojawia się jeszcze niezwykle popularne w rejonie Karaibów ziele angielskie. A także czarny pieprz. Baza Havany jest za to zauważalnie bardziej drzewna. A jednocześnie silnie zmysłowa. Za pierwsze z powyższych wrażeń odpowiedzialne jest drewno cedrowe sparowane z wetywerią. Drugie to efekt obecności paczuli oraz bobu tonka. Pomost pomiędzy tymi dwoma akordami twarzą natomiast labdanum i drewno sandałowe. Jest gęsto, ciepło i męsko. Mam wrażenie jakby niedopałki cygar wciąż jeszcze odrobinę się tliły w jakiejś masywnej, wykonanej z ciemnego drewna popielniczce. I ta wizja jest ostatnią, jaka towarzyszy mi, gdy Havana cicho odparowuje ze skóry.   

     Na przestrzeni lat flakon recenzowanych dziś perfum uległ wyraźnej zmianie. Wcześniej miał od postać lekko zwężającego się ku podstawie walca. I wykonany był z ciemnoniebieskiego szkła. Obecnie szkło jest przeźroczyste.  A kształt został uproszczony. Jego obecny wzór jest zresztą wspólny dla wszystkich perfum z linii Aramis Gentleman’s Collection. Jest prosty, ale nie banalny. Jedynie - nieco zbyt duża moim zdaniem - plastikowa zatyczka trochę psuje końcowy efekt. Natomiast bardzo podoba mi się etykieta tych perfum. W tle napisu HAVANA widzimy gęstwinę dżungli. To, co od razu zwraca uwagę, to fakt iż liście nie są zielone lecz kolorowe. Przypominają tym samym ubarwienie tropikalnych papug. Brawo Aramis!

Havana

     Jak przystało na kompozycję powstałą w latach 90’ XX wieku Havana cechuje się naprawdę niezłymi parametrami użytkowymi. A zwłaszcza projekcją. Perfumy te posiadają bardzo silny aromat i już niewielka ich ilość wystarczy by przywołać wokół nas klimat kubańskiej stolicy. Należy jednak uważać by nie przesadzić z aplikacją. 3-4 naciśnięcia atomizera w zupełności wystarczą. Szczególnie, że zapach jest też całkiem trwały. Z mojego ciała znikał zazwyczaj dopiero po około 8-9 godzinach.  

     Pomimo niezbyt zachęcającego początku, Havana okazała się ostatecznie naprawdę udanym męskim pachnidłem. Korzenno-tytoniowy charakter kompozycji niewątpliwie zwraca na siebie uwagę. Jeden z moich kolegów stwierdził wręcz wprost, że te perfumy pachną jak cygaro. Podoba mi się również kontrast pomiędzy wspomnianą gorzką nutą cygara a słodkim aromatem cynamonu, w oparciu o który zbudowano serce zapachu. Efekt jest tu zupełnie inny niż w przypadku tytoniowo-waniliowego antagonizmu jaki znajdziemy w Tobacco Vanille. No i to Havana jest starsza od dzieła Ford’a. I tylko czasami wąchając te perfumy mam jednak wrażenie lekkiego przesytu.

Havana
Główna nuta: Tytoń.
Autor: brak danych.
Rok produkcji: 1994.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)

Havana