Fat Electrician – ballada o przemijaniu

Perfumy Etat Libre d’Orange często posiadają naprawdę intrygujące inspiracje. Nie inaczej jest w przypadku naszego dzisiejszego bohatera, czyli Fat Electrician z 2009 roku. Ten, skomponowany przez Antoine’a Maisondieu, zapach opowiadać ma nam o ulotności piękna. Natomiast by nieco uwypuklić to zjawisko francuska marka posłużyła się pewną metaforą. W materiałach promocyjnych znaleźć można bowiem historię mężczyzny, który za sprawą swojej urody w młodości był bożyszczem kobiet. A skończył jako gruby elektryk. Smutne i jakby prawdziwe? Cóż, ELd’O lubi prowokować. Także do głębszej refleksji. Jednocześnie zastanawiać się też można w jaki sposób przełożyć tego typu opowieść na zapach? Zobaczmy jakie rozwiązanie znalazł na to Antoine Maisondieu.   

     Na początku zaznaczę, że nie warto wąchać Fat Electrician tuż po aplikacji. Poczekajcie kilka sekund aż odparuje alkohol. A wtedy… No właśnie. Niespodzianka. Do naszych nozdrzy dociera bowiem mleczny i kremowy aromat bitej śmietany. Tak przynajmniej wskazuje Fragrantica. Oficjalna strona Etat Libre d’Orange mówi bowiem o kremie z kasztanów. Faktem jest natomiast, że otwarcie recenzowanej kompozycji jest zauważalnie słodkie. A do tego jakby miękkie i puszyste. Odbieram ten efekt jako całkiem ciekawy, mimo, iż z natury nie jestem miłośnikiem mlecznych woni. A choć nie czuję kasztanów, to jednak wyczuwam tu coś subtelnie orzechowego. Tym, co również nadaje stworzonemu przez Antoine’a Maisondieu pachnidłu oryginalności, jest natomiast obecność pewnych metalicznych akcentów. Wprowadzonych do zapachu za sprawą liści drzewa oliwkowego. Nuta ta otwiera także furtkę, przez którą na scenę wkracza główny bohater zapachu.

     Opisywane dziś perfumy posiadają coś w rodzaju podtytułu. A brzmi on Semi-Modern Vetiver. Jak zatem łatwo się domyślić, kluczową rolę odrywa w nich wetyweria. I faktycznie, w miarę jak ustępuje początkowa słodycz, Fat Electrician stają się bardziej zielone i drzewne. Przy czym aromat tej haitańskiej trawy przedstawiony został tu raczej klasycznie. Jest wytrawnie i ziemiście. A także dość intensywnie. Jeśli głowa kompozycji budziła wątpliwości co do jej męskiego charakteru, to serce całkowicie je rozwiewa. Również za sprawą pojawiającej się w nim mirry, która nadaje całości bardziej dymnego wydźwięku. Nie wkraczamy jednak w żywiczne klimaty. I to mimo faktu, że w bazie dzieła ELd’O pojawia się jeszcze opoponaks. A wraz z nim coś oleistego. Czego nie potrafię określić. I co niezbyt mi się podoba. Aby jednak nieco złagodzić to wrażenie, do końcowej fazy Fat Electrician wprowadzono także nutę wanilii. Za jej sprawą na pewien czas powracają początkowe, kremowe tony. Całość nie staje się jednak jakoś zauważalnie bardziej zmysłowa. W połączeniu z dymno-drzewnymi aromatami mirry i wetywerii nabiera jednak pewnego orientalnego wydźwięku.            

     To teraz przyjrzyjmy się parametrom użytkowym opisywanych perfum. Jeśli chodzi o ich projekcję, to w moim odczuciu jest ona umiarkowana. Albo nawet trochę poniżej średniej. Nie określiłbym tego pachnidła jako bliskoskórnego, nie jest też jednak tak, że otacza nas wyraźnym obłokiem swojego aromatu. Jedynie silniej wetiwerowe serce trochę intensywniej daje o sobie znać. A jak wypada trwałość zapachu? Moim zdaniem dość przyzwoicie. Dzieło ELd’O utrzymuje się na skórze przez około 6-8 godzin. Zwrócę przy tym Waszą uwagę na fakt, że Fat Electrician występuje pod postacią wody perfumowanej.

     Rzućmy też okiem na flakon recenzowanego pachnidła. Nie mamy tu jednak do czynienia z żadnym novum. Jest to bowiem typowy wzór stosowany przez francuską markę. Tak więc prostopadłościenna buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła a dwa z jej boków pokryte są okrągłą, biała etykieta. Na której wypisano pełną nazwę zapachu oraz jego markę. Oraz umieszczono charakterystyczne biało-niebiesko-czerwone logo Etat Libre d’Orange. Całość uzupełniona zaś została o srebrną, cylindryczną zatyczkę, na wierzchu której wygrawerowano oznaczenie producenta.       

     Długo zastanawiałem się jak finalnie ocenić Fat Electrician. Są to bowiem perfumy, które z jednej strony ujęły mnie swoim dość klasycznym, ale jednak naprawdę ładnym przedstawieniem wetywerii. Oraz ciekawą ewolucją. Z drugiej nieco odepchnęły akordem kremowo-mlecznym. Zdaję sobie jednak sprawą, że jego śmietankowy aromat tonuje ostrzejszą woń wetywerii, która nie bez powodu uważana jest za nutę trudną. Ostatecznie uznałem, że nasz dzisiejszy bohater to kompozycja, którą warto się zainteresować. Zwłaszcza jeśli jest się miłośnikiem (pod)tytułowej haitańskiej trawy. Zastanawiałem się jeszcze na czym polega deklarowana połowiczna nowoczesność Fat Electrician. Sądzę, że może chodzić o to, iż raczej tradycyjny aromat wetywerii przełamany został bardziej współczesnymi aromatami, takimi jak wymieniony na stronie Etat Libre d’Orange krem z kasztanów. W efekcie dzieło Antoine’a Maisondiu nabrało bardziej kulinarnego charakteru. Nic więc dziwnego, że nasz elektryk się roztył.   

Fat Electrician
Główne nuty: Bita Śmietana, Wetyweria.
Autor: Antoine Maisondieu.
Rok produkcji: 2009.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)