Équipage – wehikuł czasu

Przez pewien czas zastanawiałem się czy perfumy będące bohaterem dzisiejszego wpisu nie powinny zostać zaprezentowane w cyklu Uwaga, klasyk! Niniejsza recenzja dotyczy bowiem nie byle czego. A dokładnie, jej przedmiotem są Équipage francuskiej marki Hermès. Finalnie uznałem jednak, że ich renoma nie jest aż tak wielka. Co nie znaczy bynajmniej, że w swoim czasie zapach ten nie cieszył się popularnością. Przeciwnie, do dziś wiele osób uważa stworzone przez Guy’a Robert’a i Jean-Louis’a Sieuzac’a pachnidło za synonim  określenia perfumy dla mężczyzn. Aromatyczne, męskie i eleganckie. I to mimo, że powstały ponad pięćdziesiąt lat temu! Équipage musiały więc wzbudzić moje zainteresowanie. Z tym większym entuzjazmem zapraszam więc do lektury mojej recenzji.

Już na wstępie czuć, że recenzowane perfumy powstały ponad pół dekady temu. Kompozycja jest złożona i obfituje w wiele wzajemnie się uzupełniających akordów. I tak, w głowie istotną rolę odgrywają zioła i cytrusy. Ale nie tylko. Od pierwszych sekund po aplikacji wyraźnie czuć bowiem goździki. Ich korzenny aromat splata się z nieco słodką, a nieco wytrawną wonią drewna różanego. Otwarcie Équipage nie jest jednak ciężkie. Ożywiono je przy pomocy wspomnianych już cytrusów. A konkretnie pomarańczy i bergamotki. Natomiast świeżości nadają mu szałwia muszkatołowa, estragon oraz majeranek. Przy czym ostatnie dwa wpływają także na trochę pikantniejszy charakter pierwszej fazy zapachu. W efekcie całość wydaje się mieć dość tradycyjny styl, a jednak wyróżniać się na tle konkurencji. Już teraz nie mam również żadnych wątpliwości co do męskiego charakteru opisywanego pachnidła.

Choć w swojej środkowej fazie Équipage nie zmieniają zbytnio klimatu, to jednak większą rolę odgrywać zaczynają tu kwiaty. Przede wszystkim goździk. Dzięki niemu perfumy nabierają specyficznej subtelności. I ciepła. Za sprawą nuty sosny pozostają jednak wytrawne. A nawet do pewnego stopnia zielone. Podtrzymana zostaje także ich początkowa, apteczna ziołowość. To chyba zasługa liatry. W sercu dzieła Hermès’a odnajdziemy jednak i konwalię. Oraz nieco słodkiego jaśminu. Dość zaskakująco, taka kombinacja składników daje efekt zbliżony do akordu tytoniowego. Pewną dymną słodycz. To bardzo ciekawe zagranie. Tym bardziej, że wrażenie to osiągnięto bez udziału kadzidła. A mimo to smużki drzewnego dymu co jakiś czas pełzną po naszej skórze. A może wynika to z obecności budującej bazę Équipage wetywerii? Sam nie wiem. W każdym razie końcówka ma już wyraźnie leśny klimat. A to za sprawą przodującego w niej aromatu mchu dębowego. Wzbogaconego cieplejszą wonią ambry. Dlaczego więc czuję tutaj także i skórę? Wydaje mi się, że efekt ten osiągnięto przy pomocy paczuli. Przy okazji wnosi ona do zapachu również pewne ziemiste akcenty. Aby całość nie była zbyt surowa, w ostatniej fazie kompozycji pojawia się też bób tonka. Osładza on końcówkę, a jednocześnie wspólnie z liatrą, buduje coś na kształt akordu siana. Do tego dodać zaś jeszcze należy jego waniliowe niuanse.   

Poświęćmy też chwilę uwagi parametrom użytkowym Équipage. Jak dzieło Hermès’a prezentuje się pod kątem mocy i trwałości? Jeśli chodzi o projekcję, to zdecydowanie jest ona bardzo dobra. Sugerowałbym nawet pewną ostrożność przy aplikacji. Aromat recenzowanych perfum jest bowiem naprawdę intensywny. Gdy zaś dodamy do tego świetną trwałość (taką na poziomie 10-11 godzin), to chyba nie znajdą się osoby, które narzekałyby na ich walory użytkowe. Według mnie stoją one na wysokim poziomie. A przecież opisywana kompozycja występuje pod postacią wody toaletowej.

To teraz jeszcze krótko o flakonie prezentowanego dziś zapachu. Według mnie nie jest on zbyt charakterystyczny. Smukła buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła. Przy czym jego dolna warstwa jest zdecydowanie grubsza niż na ściankach. Daje to przyjemny dla oka efekt. Ponadto, na flakonie brak etykiety. Nazwę perfum oraz ich stężenie wypisano bezpośrednio w górnej części flaszki. A markę producenta u podstawy. Wszystkie napisy wykonane są w kolorze brązowym a całość uzupełniona została przez cylindryczną, czarną zatyczkę. Przez szkło dostrzec zaś możemy zamkniętą w buteleczce bladożółtą ciecz. I jak tak teraz o tym myślę, to stwierdzam, że widzę sporo elementów wspólnych z Terre d’Hermès.             

Otwarcie przyznaję, że Équipage to dla mnie perfumy trudne do rozgryzienia. Dużo się w nich dzieje. Może nawet za dużo. Przez co trochę trudno było mi się skupić na poszczególnych budujących je elementach. Ale może dzieła Robert’a i Sieuzac’a nie należy rozpatrywać w kontekście pojedynczych akordów, a wyłącznie jako ich efekt końcowy? Jeśli tak to uważam, że mamy tu do czynienia przede wszystkim z kompozycją bezsprzecznie męską. Świeżą i wytrawną, z subtelnym słodkim tłem. Do tego raczej elegancką. I na pewno zmyślnie zmieszaną. Oferującą nam całe bogactwo tradycji fougère. Jej retro styl jest jednak nie do przeoczenia. Choć Équipage nie pachną może dziadkowo, to i tak uważam, że to raczej perfumy dla panów 40 plus. Może jednak ktoś z Was się ze mną nie zgadza?

Équipage
Główne nuty: Przyprawy, Nuty Drzewne.
Autor: Guy Robert, Jean-Louis Sieuzac.
Rok produkcji: 1970.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)