7 – mistyczny heptagon

Liczba siedem w wielu kulturach uważana jest za mistyczną. Symbolizować może wiedzę, intelekt i dążenie do poznania. Ale także magię i tajemnicę. Dlaczego o tym wspominam? Przede wszystkim dlatego, że to właśnie siódemkę odnajdziemy w nazwie recenzowanych dziś perfum. A chodzi oczywiście o Loewe – 7. Zapach powstały w 2010 i określany jako odważny i nowoczesny. Łączący w sobie to, co ludzkie, z tym, co boskie. Skomponowany w oparciu jedynie o siedem nut. Choć osobiście podejrzewam trochę więcej. Jeśli jednak chcecie wiedzieć więcej, zapraszam do lektury całej niniejszej recenzji.

7.jpg

Zacznę może od tego, że 7 to perfumy, które nie od razu mi się spodobały. Niemniej, z każdym kolejnym testem coraz bardziej się do nich przekonywałem. W ich otwarciu odnajdziemy zaś solidną dawkę pieprzu. Jednak pieprz bardziej niż przyprawowy, wydaje mi się tutaj korzenny. Choć oficjalnie żadnych tego typu przypraw w składzie nie znajdziemy. A mimo to ja czuję tu także goździki. W jednym z komentarzy na fragrantica trafiłem jednak na ciekawą informację, że ich aromat jest efektem połączenia dwóch innych nut. Jakich? O tym za chwilę. W tym miejscu chciałbym natomiast wspomnieć, że w głowie recenzowanej kompozycji obecne jest także jabłko. Wprowadza ono do zapachu nieco owocowej słodyczy. Oraz odrobinę świeżości. Co do zasady, nie uważam jednak początku 7 za soczysty. I może zaskoczę Was tym porównaniem, ale momentami dzieło Loewe kojarzy mi się trochę z Burberry - London for Men. Nie mówię, że pachnie podobnie, ale raczej, że buduje zbliżony klimat. Ciepły, dymny i męski. Przynajmniej z początku.

7.jpg

Im więcej czasu upływa od aplikacji recenzowanych perfum na skórę, tym bardziej stają się one kadzidlane. I podobno to właśnie kadzidło w połączeniu ze wspomnianym już jabłkiem rekonstruuje nutę goździków. Zdecydowanie należy też poświęcić mu nieco więcej uwagi. To właśnie ono jest bowiem według mnie głównym bohaterem 7. Z początku ciepłe i jakby cerkiewne, przeplata się z korzennymi akcentami kompozycji Loewe. Gdzieś w głębi pojawia się zaś pewna słodycz. Ale już nie owocowa. Raczej ciepła i kwiatowa. W sercu zapachu obecne są bowiem róża, jaśmin i neroli. Ich aromat jest jednak dość subtelny. Służy do nadania kompozycji kolejnego wymiaru. Z tym, że akurat neroli w ogóle tutaj nie czuję. Ciepły aromat jaśminu jest tu lepiej wyczuwalny. Z czasem całość zaczyna się jednak wychładzać. Kadzidło przybiera zaś bardziej kościelną, zachodnioeuropejską postać. Teraz jest zauważalnie zimniejsze i nieco kwaskowe. W końcówce 7 w ogóle sprawia wrażenie dość chłodnej. A dzieje się tak po części również za sprawą pojawiającej się w bazie wetywerii. Nie jest to jednak jedyna drzewna nuta, jaką tu odnajdziemy. Tuż obok obecny jest bowiem cedr z gór Atlas. Do utrwalenia kompozycji na skórze posłużono się zaś piżmem.

A skoro już wspomniałem o utrwalaniu. Przekonajmy się teraz jakie parametry użytkowe ma 7. Zacznijmy jednak od projekcji. A ta jest moim zdaniem naprawdę bardzo dobra. Recenzowane perfumy posiadają silny i wyrazisty aromat. Pozostają łatwo wyczuwalne nawet z większej odległości. Do tego dochodzi zaś równie solidna trwałość. Kompozycja Loewe ma postać wody toaletowej, a mimo to utrzymuje się na ciele przez 8-9 godzin. Taki wynik trzeba docenić.

Wydaje mi się, że flakon 7 także zasługuje na uwagę. Wyróżnia się zarówno kształtem jak i kolorystyką. Jeśli chodzi o ten pierwszy to jest on walcowaty i mnie osobiście skojarzył się trochę z termosem do herbaty. Jego górna część składa się zaś z nałożonych na siebie srebrnych pierścieni. A w najwyższym z nich umieszczono wylot atomizera. Natomiast jego spust znajduje się po przeciwnej stronie i również na kształt walca. Sam zbiorniczek z perfumami ma za to kolor granatowy. Na jego lewym boku wypisano zaś nazwę oraz markę zapachu.

Ostatecznie okazało się, że 7 to perfumy bardzo w moim klimacie. Przez pierwszą połowę na zmianę korzenne i kadzidlane. Potem kadzidlano-drzewne. Bardzo zmienne. A do tego bezsprzecznie męskie. Zahaczające o niszowe klimaty, osadzone jednak w bezpiecznych granicach mainstreamu. To zapach, który może zwrócić uwagę. Choć prawdziwi entuzjaści kadzidła raczej nie znajdą tu swojego św. Graala. Jednak mniej wybrednym mężczyznom 7 może sporo zaoferować. Dla niektórych może nawet stać się ich sygnaturowym pachnidłem. Zresztą podobno o gustach się nie dyskutuje. Ja natomiast mogę z pełnym przekonaniem polecić recenzowaną kompozycję przynajmniej na kilkudniowe testy. Mnie do siebie przekonała.   

7
Główna nuta: Kadzidło, Przyprawy.
Autor: brak danych.
Rok produkcji: 2010.
Moja opinia: Polecam. (6/7)