CH Men – potomek Indiany Jones’a

Nie wiem czemu, ale do perfum z logo Caroliny Herrery zawsze podchodzę z dystansem. Trochę to dziwne, bo przecież wszystkie recenzowane przeze mnie do tej pory zapachy tej marki otrzymały pozytywne oceny. Nieco słabiej wypadł jedynie Bad Boy. Dziś natomiast pod lupę wziąłem CH Men. A zatem jedną ze sztandarowych męskich kompozycji amerykańskiego domu mody. Pachnidło powstałe w 2009 roku i określane jako świeże i eleganckie. A jednocześnie dedykowane mężczyznom mającym w sobie żyłkę poszukiwacza przygód. Brzmi na tyle intrygująco, że postanowiłem przekonać się o tym na własnej skórze. Dosłownie.

CH Men.jpg

Otwarcie kompozycji okazało się dla mnie pewnym zaskoczeniem. Spodziewałem się chyba czegoś mniej wyrazistego. A tu proszę. Już od samego początku CH Men nie pozostawia wątpliwości, kto jest jej głównym bohaterem. Nuta skóry jest tu naprawdę silna. Od razu zaznacza swoją obecność, po czym na pewien czas znika, ustępując miejsca innym składnikom. Dzięki czemu zapach staje się bardziej zielony. A wrażenie to zawdzięcza przede wszystkim obecnym w jego głowie nutom fiołka (na pierwszym planie) oraz trawy (bardziej w tle). Obecność tego duetu sprawia, że faktycznie czuję deklarowaną przez producenta świeżość recenzowanych perfum. Z kolei sam aromat fiołka zawsze kojarzył mi się z elegancją, także i to zapewnienie znajduje zatem pokrycie. Dodatkowo, pierwszą fazę CH Men okraszono niewielką ilością gorzkich cytrusów, obecnych tu pod postacią grejpfruta.

CH Men.jpg

Świeżo-zielony akord budujący głowę zapachu znika w miarę jak rozwijać się zaczyna faza serca. W której dominują już przyprawy. Przede wszystkim bardzo przeze mnie lubiany szafran. Dzięki niemu dzieło Caroliny Herrery nabiera więcej słodyczy. Staje się też cieplejsze i bardziej orientalne. Efekt ten budować pomaga również pojawiająca się na tym etapie kompozycji gałka muszkatołowa. A więc kolejny składnik z listy moich ulubionych. Zbudowany w ten sposób akord korzenny jest bardzo aromatyczny i stanowi jeden z głównych wątków CH Men. Natomiast  odrobinę kwiatowego ciepła nadaje sercu kompozycji jaśmin. Wykreowana w środkowej fazie zapachu słodycz służy za przeciwwagę dla o wiele wytrawniejszej bazy. W której na pierwszy plan znów wysuwa się wspomniana już przeze mnie skóra. I to za jej sprawą postrzegam te perfumy jako naprawdę męskie. W jej aromacie jest coś gorzkiego i jakby retro. I tak, jej woń kojarzy mi się z przygodą. A więc producent mówił prawdę. Sam wytrawny akord został natomiast jeszcze podbudowany przy pomocy wetywerii. Podkreślono tu jej dymny aspekt, dzięki czemu naprawdę dobrze wpisuje się ona w klimat opisywanych perfum. W ich bazie pojawiają się też jednak pewne słodsze tony, stanowiące reminiscencję serca. Ciepła słodycz wanilii oraz mleczny aromat sandałowca łączą się, by nadać CH Men więcej zmysłowości. Którą wzmocniono jeszcze przy pomocy nut zamszu oraz drewna kaszmirowego. Naprawdę ciekawa i sensualna mieszanka.     

To teraz krótko o parametrach użytkowych recenzowanych perfum. Jak prezentują się trwałość i moc dzieła Herrery? Jeśli chodzi o projekcję, to jestem nią trochę rozczarowany. Zapach posiada raczej bliskoskórny charakter i jedynie z rzadka unosi się w przestrzeń wokół nas. A szkoda. Nie mogę natomiast mieć zastrzeżeń do czasu, przez jaki utrzymuje się na ciele. Choć mamy tu do czynienia z wodą toaletową, to jednak dla mnie kompozycja przestaje być wyczuwalna dopiero po upływie 8-9 godzin. Co uważam za naprawdę dobry wynik.  

CH Men.jpg

Moim zdaniem na uwagę zasługuje również falkon opisywanej dziś kompozycji. Większa część butelki obszyta została bowiem czarną skórą. Na której dość wyraźnie odcina się czerwona fastryga. Oraz umieszczone w prawym dolnym rogu frontowej ścianki złote logo amerykańskiej marki. W tym samym kolorze wykonana jest także zatyczka. W efekcie całość wygląda zarówno elegancko jak i męsko. Natomiast ze względu na swoje obszycie, flakon skojarzył mi się trochę z wzorem należącym do Burberry – London for Men. A Wy, co sądzicie na ten temat?

Przystępując do testów CH Men spodziewałem się, że zapach okaże się kolejnym przeciętnym przyprawowo-drzewnym wypustem w typie Davidoff – Adventure. Tymczasem dzieło Herrery naprawdę mnie zaskoczyło. Kompozycja jest wyraźnie męska, jednak nie brak jej też zmysłowej słodyczy. Dominująca nuta skóry przywodzi na myśl spękane słońcem bezdroża, podczas gdy za sprawą przypraw przenosimy się wprost na bazary Orientu. Do tego zapach jest zmienny i bardzo płynnie przeobraża się na ciele. Wydaje mi się też, że jest dość uniwersalny. Ciężko mi teraz znaleźć okazję, na którą by się nie nadawał. Najbardziej zaintrygował mnie jednak fakt, iż mimo, że zdominowany przez skórę i przyprawy, CH Men przez cały czas zachowuje też coś ze swojej początkowej elegancji. A to duży atut. 

CH Men
Główne nuty: Skóra, Przyprawy.
Autor: brak danych.
Rok produkcji: 2009.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)