Yuzu Man – rozwodniona lemoniada

Dziś na blogu kolejne spotkanie z francuską marką Caron. Oraz owocem yuzu. Po recenzjach takich kompozycji jak L’Eau d’Issey Pour Homme czy Note de Yuzu, uznałem, że czas ponownie sięgnąć po coś z tym japońskim cytrusem w składzie. I tak bohaterem dzisiejszej recenzji został Yuzu Man. Zapach stworzony w 2011 roku  przez Richard’a Fraysse. Perfumy, do określenia których wystarczy jedno słowo. Balans. Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele Caron. Dodają też coś o mądrości, witalności i spokoju. Zjednoczeniu ying i yang. Ale jak to się ma do rzeczywistości? Sprawdźmy!

Yuzu Man.jpg

Początek kompozycji wywołał u mnie małą konsternację. Zielono-cytrusowy akord otwarcia nie jest bowiem ani trochę tak ostry jak się spodziewałem. Oczekiwałem eksplozji orzeźwienia, a dostałem… No cóż… Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy po aplikacji Yuzu Man na skórę, to, że te perfumy są jakby przytłumione. Owszem, tytułowe yuzu jest tu wyczuwalne, ale jakby przez ścianę. Zupełnie brak mu mocy. A przez to także świeżości i rześkości. Biorąc pod uwagę fakt, że w pierwszej fazie zapachu pojawiają się jeszcze bazylia i werbena, oczekiwania były zgoła odmienne. Co prawda, Yuzu jest jasny i delikatnie świeży, ale też zupełnie niecharakterystyczny. Wyczuwam w nim także jakąś szczyptę słodyczy zwiastującą to, co znajdziemy w sercu tych perfum.

Yuzu Man 1.jpg

Choć cytrusowa nuta yuzu dalej jest tu obecna, to środkowa faza Yuzu Man ma już trochę inny charakter. Jest bardziej zielona. A dzieje się tak przede wszystkim za sprawą pojawiającej się tu figi. Aromat tego owocu jest dość łatwy do wychwycenia i dominuje serce kompozycji. A choć kremowy, to ma też w sobie coś zauważalnie mdłego. Jakąś specyficzną gorycz. Sprawia, że perfumy Caron kojarzą mi się trochę z aerozolami rozpylanymi w publicznych toaletach. Niby świeżo, niby zielono, ale jednak jakości tu nie ma. I to chyba jeden z największych problemów Yuzu. Dzieło Richard’a Fraysse pachnie mało naturalnie. Natomiast w jego sercu obok wspomnianej figi pojawia się jeszcze pistacja. Której ja w ogóle tu nie wyczuwam. A potem zapach przechodzi w swoją ostatnią fazę. Jakie nuty odnajdziemy w bazie kompozycji? Tu jest już zdecydowanie bardziej drzewnie i wytrawnie. Choć nie brak też słodyczy. Szkielet recenzowanych perfum zbudowany został bowiem w oparciu o cedr i sandałowiec. Szczególnie ten drugi dobrze komponuje się z figowym sercem Yuzu Man. Nadaje całości miękkości i subtelności. Rozmywa krawędzie kompozycji. Oczyma wyobraźni widzę zaś wypełniony roślinami duży jasny pokój, do którego przez odsłonięte okna wpadają pierwsze promienie poranka. I wiecie co? Ta wizja podoba mi się na tyle, że uważam ostatnią fazę Yuzu za najlepszą część zapachu. Choć i jej daleko do ideału. Jest w niej jednak jakiś spokój. Tak jakby te perfumy wreszcie odnalazły deklarowaną przez producenta równowagę.  

Podobnie jak i jej otwarcie, również i walory użytkowe recenzowanej kompozycji okazały się dla mnie niespodzianką. Przede wszystkim, mimo cytrusów w temacie projekcja Yuzu Man jest raczej znikoma. Naprawdę miałem problem, by wyczuć te perfumy na sobie. A skoro ja, to tym bardziej inne osoby w moim otoczeniu. Muszę za to przyznać, że całkiem dobrze trzymają się one skóry. Z mojej znikały dopiero po upływie 7-8 godzin od aplikacji. I jest to naprawdę dobry wynik jak na wodę toaletową.

A jak prezentuje się flakon opisywanego dziś zapachu? Według mnie całkiem nieźle. Przede wszystkim mleczne szkło, z którego jest wykonany doskonale pasuje do charakteru kompozycji. Wprowadza wrażenie miękkości, delikatności. Jasna kolorystyka również jest tu jak najbardziej na miejscu. Do tego dochodzi zaś wypisana czarną, imitującą japońskie pismo czcionką nazwa Yuzu. Azjatycki rodowód tytułowego owocu został w ten sposób wyraźnie podkreślony. Natomiast srebrne obramowania etykiety nadają całości odrobinę elegancki. Podobnie jak utrzymana w tym samym kolorze zatyczka. Wzór flakonu jest przemyślany i naprawdę może się podobać.

Yuzu Man 2.jpg

Yuzu Man to perfumy, o których ciężko się rozpisywać. Sprawiają wrażenie przytłumionych i trochę bez wyrazu. Po spotkaniach z Yatagan i Pour un Homme spodziewałem się czegoś z większym pazurem. Tymczasem stworzony przez Richard’a Fraysse zapach jest dość rozczarowujący. Choć nie ma w nim nic specjalnie złego. Ale i pozytywów ciężko szukać. Za to faktycznie jest dość spokojny. I jakby miękki. I ten efekt ratuje trochę ocenę końcową. Ale i tak o Yuzu Man zapomnę raczej szybko.

Yuzu Man
Główne nuty: Figa, Yuzu.
Autor: Richard Fraysse.
Rok produkcji: 2011.
Moja opinia:  Może być. (4/7)