Note de Yuzu – perfumowa wymiana kulturowa

Pochodzący z Chin owoc zwany yuzu nie jest zbyt popularny w Europie. Za to w Japonii cieszy się nieporównywalnie większą estymą. Jednak i na Starym Kontynencie udało mu się zwrócić na siebie uwagę. Także w perfumerii. Cytrusowy aromat yuzu odnajdziemy bowiem choćby w Caron – Yuzu Man czy kultowym L’Eau d’Issey Pour Homme autorstwa Jacques’a Cavalier’a. Z tym że ten drugi wykonany został na zamówienie japońskiej marki Issey Miyake. Dziś na Agar i Piżmo trafiają za to jeszcze jedne perfumy z tym owocem w temacie. Mowa o Note de Yuzu od Heeley’a. Kompozycja ta jest efektem współpracy Brytyjczyka z francuską marką muzyczną i odzieżowa Maison Kitsuné. Co ciekawe, współzałożycielem Kitsuné jest Masaya Kuroki, z pochodzenia Japończyk! Czyżby więc pomysł na te perfumy wyszedł od niego? Tego nie wiem. Wiem za to, że efekt wyżej opisanej współpracy jest naprawdę udany. Tym chętniej więc zapraszam na recenzję Note de Yuzu.   

Note de Yuzu.jpg

Już sam początek kompozycji zwraca uwagę. Jest jednocześnie kwaśny i słodki. Minimalnie przeważa jednak to drugie wrażenie. Dzieje się tak za sprawą obecnej w otwarciu mandarynki. Ale i tytułowe yuzu jest tu wyczuwalne praktycznie od chwili aplikacji recenzowanych perfum na skórę. Sprawia ono, że zapach jest soczysty i przyjemnie orzeźwiający. Od Note de Yuzu wieje wręcz cytrusową świeżością. A jednocześnie dzieło James’a Heeley’a nie jest podobne do żadnych innych znanych mi cytrusowych perfum. Już na tym etapie da się wyczuć głębię kompozycji. Wspomniane mandarynka i yuzu dodatkowo uzupełnione zostały zaś przez lekką gorycz grejpfruta. Note de Yuzu pozostaje jednak lekki i świetlisty. Skrzy się na skórze, generując jednocześnie bardzo przyjemne uczucie chłodu. Utrzymuje się ono nawet już po przeminięciu nut głowy. 

Note de Yuzu.jpg

Mimo iż głowa opisywanych perfum nie trwa zbyt długo, ich cytrusowy aromat nie znika w sercu. Tak naprawdę zapach ma dość liniowy charakter i nie rozwija się zanadto. Pewne zmiany można jednak zaobserwować. Przede wszystkim coraz wyraźniejsze stają się słone niuanse. Obecność soli jest tu zresztą jak najbardziej uzasadniona. Poprzez tę nutę James Heeley nawiązuje do tradycji yuzu-yu. Dawniej w Japonii istniała bowiem praktyka, iż w dzień zimowego przesilenia napełniało się drewniane balie gorącą słoną wodą, do której następnie wrzucano pocięte na pół owoce yuzu. Po czym zażywano w tym kąpieli. Taka mikstura miała przynosić dobrobyt oraz odpędzać nieszczęście. Wypełniała też powietrze aromatyczną mieszanką cytrusów, soli i drewna. I to do tego ostatniego nawiązują  najpewniej obecne w sercu Note de Yuzu wodorosty. Morskie konotacje podbudowane zostały też przy pomocy jodu. Ponadto pojawiają się też cieplejsze nuty kwiatowe. A zapach powoli przechodzi w swoją ostatnią fazę. W niej odnajdziemy zaś białe piżmo oraz wetywerię. Kompozycja jeszcze trochę się ociepla, nie traci jednak wiele ze swojej początkowej świeżości. Nabiera za to złożoności i przypomina nam o kunszcie swojego twórcy.

A teraz kilka słów o walorach użytkowych recenzowanych perfum. Przede wszystkim chciałbym zauważyć, że Note de Yuzu projektuje całkiem wyraźnie. Praktycznie przez większość czasu trwania zapachu na ciele nie ma problemu, by wyczuć go wokół siebie. A mimo lekkiego i cytrusowego charakteru, dzieło Heeley’a posiada też dobrą trwałość. Podczas przeprowadzonych przeze mnie testów znikało ze skóry dopiero po upływie 7-8 godzin. Według mnie to przyzwoity rezultat jak na wodę perfumowaną.

Przyglądając się flakonowi bohatera dzisiejszego wpisu nie sposób nie zauważyć kilku różnic w stosunku do pozostałych perfum z francuskiej marki. Po pierwsze, na etykiecie podkreślono fakt, że Note de Yuzu powstał przy współpracy z Maison Kitsuné. Nazwa firmy widnieje na froncie buteleczki tuż nad nazwą Heeley. Przyjrzyjcie się też czcionce, którą wypisano tytuł kompozycji. Litera O przypomina całą nutę. Jest to pewna gra słów. Francuskie słowo Note, stanowiące część nazwy recenzowanego zapachu, tłumaczy się bowiem jako nuta właśnie. I choć chodzi o nutę zapachową a nie muzyczną to jednak zgrabnie nawiązano do działalności, jaką prowadzi Kitsuné. Dodatkowo, niektóre litery mają złotą barwę. Samo wnętrze flakonu wypełnione jest zaś przez intensywnie żółtą ciecz. Jel barwa całkiem dobrze pasuje do aromatu, jaki wydziela yuzu.     

Note de Yuzu to perfumy, które zaskoczyły mnie nietypową jak na cytrusowy zapach złożonością. Mimo swojej pozornej prostoty, kompozycja jest przemyślana i bardzo dobrze skonstruowana. Do tego intensywnie orzeźwiająca. Nie powiedziałbym może, że mrozi skórę, ale na pewno niesie ze sobą silne wrażenie soczystej świeżości. I nie mam wątpliwości, że to zasługa tytułowego yuzu. Natomiast za sprawą wspomnianych soli i wodorostów skojarzyła mi się z innym dziełem Heeley’a, mianowicie Sel Marin. Jest jednak czystsza i bardziej przejrzysta. Dodatkowo, tutaj słono-drzewny temat pełni jednak drugoplanową rolę. Samo Note de Yuzu to zaś w moim odczuciu perfumy naprawdę udane. I dobrze sprawdzą się nie tylko latem. Może, podobnie jak rytuał yuzu-yu, odgonią u Was zimową chandrę? 

Note de Yuzu
Główne nuty: Cytrusy, Nuty Morskie.
Autor: James Heeley.
Rok produkcji: 2017.
Moja ocena: Polecam. (6/7)

Note de Yuzu 2.jpg