Antaeus pour Homme – archetyp męskości

     Roja Dove, słynny brytyjski perfumiarz, zapytany w jednym z wywiadów o 5 męskich zapachów, którym nie oprze się żadna kobieta bez wahania wskazał na Aramis, Santos, Terre d’Hermès, Reckless pour Homme oraz Antaeus pour Homme. I właśnie te ostatnie perfumy są bohaterem dzisiejszego wpisu. Stworzona przez Jacques’a Polge’a dla Chanel kompozycja zainspirowana została postacią mitycznego tytana. Anteusz (ewentualnie Antajos) był synem Posejdona i Gai, który zasłynął jako niepokonany wojownik, bowiem za każdym razem, gdy dotknął ziemi odzyskiwał siły. Zginął z ręki Heraklesa, który wyrzucając go w powietrze nie pozwolił mu na kontakt z ziemią. Tyle historii. A jak pachnie Antaeus w wydaniu Polge’a? Czy stanowi połączenie nut morskich i ziemnych, jak mógłby sugerować rodowód bohatera? Sprawdźmy.

     Sam początek zapachu jest aromatyczny i intensywnie skórzany. Nasuwa pewne skojarzenia z klasykiem jakim jest wyżej wspomniany Aramis. Co ciekawe, nuta skóry nie jest wymieniana ani przez Fragranticę ani przez Basenotes. Pojawia się jednak w wielu recenzjach. W Antaeus pour Homme pachnie ona dojrzale, widać, że wygarbowana została jak należy. Tuż obok pojawiają się zielone akordy ziołowe. Szałwia muszkatołowa jest cierpka i nadaje perfumom świeżości i czystości. Wtórują jej lawenda i mirt. Ożywcze działanie cytrusów (cytryna, bergamotka i limona) spotęgowane zaś zostało poprzez obecność bardziej wytrawnej kolendry. Swoją obecność zaznacza też kadzidlano-żywiczna mirra. Od samego początku widać jak złożona i wielowarstwowa jest ta kompozycja. W tym miejscu zaznaczyć jednak należy, że ja testowałem wersję aktualnie dostępną na sklepowych półkach. Ta vitage była podobno jeszcze lepsza i bogatsza, a także jak sądzę nieco mniej syntetyczna.

     Serce Anteus pour Homme jest kwiatowe. Trochę słodsze, ale utrzymane w męskim stylu. Bardzo ważną rolę odgrywa w nim róża. To ona nadaje kompozycji słodki ton. Doskonale komponuje się też z pojawiającym się na tym etapie drewnem sandałowym. Za ich sprawą zapach przesuwa się w bardziej orientalne rejony. Delikatności i jakby wieczorowego sznytu nadaje natomiast jaśmin. Zresztą to właśnie kwiaty mają symbolizować wrażliwość tytułowego tytana. Balans perfumom zapewnia natomiast tymianek. Nie sposób nie wspomnieć też o indonezyjskiej paczuli. W dziele Polge’a jest ziemista, a do tego jakby kwaśna i cielesna. Moim zdaniem to właśnie ona - po róży - gra drugie skrzypce w sercu zapachu. W bazie mamy już natomiast przewagę nut drzewnych i animalnych. Zdominowana jest ona przez mech dębowy ze spora domieszką labdanum. Do tego dochodzi jeszcze wosk pszczeli. W rezultacie do naszych nozdrzy dobiega aromat zbliżony do akordu ambrowego. To, co go jednak wyróżnia to wspomniane nuty zwierzęce. Choć obecność kastoreum (wydzieliny z gruczołów przyodbytniczych bobra) w składzie Anteusa nie jest już podobno tak znacząca jak dawniej to wciąż nie sposób jej przeoczyć. Nadaje ono kompozycji ostrości (coś jakby uryna?), drapieżności i zmysłowości. Podkreśla - nieco przytłumioną przez słodsze nuty – męskość. Aż szkoda, że baza jest przy tym w tak znacznym stopniu syntetyczna…

     Mocną stroną recenzowanych dziś perfum są ich parametry użytkowe. Pod względem mocy zapach nie może się podobno równać z wersją oryginalną, ale i tak projektuje całkiem przyzwoicie. Ja przez większość czasu nie miałem problemu z wyczuciem go wokół siebie. Do tego dochodzi jeszcze bardzo dobra trwałość. Mający stężenie wody toaletowej Anteus utrzymywał się na mojej skórze przez solidne 8-10 godzin.

     Prezentowane dziś na blogu perfumy posiadają bardzo prosty flakon. W zasadzie określiłbym go nawet jako banalny. Niczym specjalnym się nie wyróżniają. Ot, czarny prostopadłościan z wypisaną nazwą zapachu i producenta. Czcionka użyta w napisie „CHANEL” jest przy tym większa od tej zastosowanej w nazwie zapachu. Od razu widać co bardziej się liczy. Pomimo tego w flakonie Antaeusa jest jednak coś męskiego. Może to właśnie zasługa tej czarnej barwy? Sam nie wiem.

     Podczas jednego z testów Antaeus pour Homme mój tata wszedł do pokoju, w którym akurat siedziałem i zapytał co tak ładnie pachnie. Zapach ten niewątpliwie może się podobać a aktualna wersja przynajmniej częściowo zachowuje retro charakter oryginału. Nie jest jednak tak intensywna ani tak naturalna. Bez wątpienia wciąż jest natomiast kompozycją co najmniej zmysłową. Do tego posiada wyraźną i ciekawą ewolucję. Wąchając Anteusa jestem w stanie zrozumieć czemu perfumy te kiedyś uznawane były za wielkie. Szkoda, że z tej wielkości zostały częściowo odarte przez reformulację. Swoją drogą to ciekawe jak zmiana formuły może zniszczyć lub uratować zapach. Innymi negatywnymi przykładami ingerencji w skład kompozycji, z którymi zetknąłem się do tej pory mogą być chociażby Calvin Klein - Eternity for Men czy Mûre et Musc spod szyldu L’Artisan Parfumeur. Natomiast na ostatnich zmianach zyskały między innymi Santos od Cartier’a czy przeformułowany przez Jean-Claude’a Ellenę na zlecenie Hermès’a Eau d’Orange Verte. Wracając jednak do naszego bohatera chciałbym powiedzieć, że pomimo zmian pozostaje on interesująca kompozycją o bardziej uniwersalnym niż dawniej charakterze. Niemniej moim zdaniem wciąż ciężko mu będzie trafić w gusta młodszej klienteli.   

Antaeus pour Homme
Główne nuty: Skóra, Kwiaty.
Autor: Jacques Polge.
Rok produkcji: 1981.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)