Yoyogi – w tokijskim parku

Yoyogi to park w Tokio, w dzielnicy Shibuya. Jest to jednak również nazwa perfum marki Comme des Garçons, należących do kolekcji powstałej we współpracy z magazynem Monocle. Na Agar i Piżmo pojawiła się już kiedyś recenzja jednego zapachu z tej serii, konkretnie Hinoki. A dziś przyszła pora na kolejną. Przy czym, o ile Hinoki były pierwszymi perfumami w tej linii (Scent One), to Yoyogi są na ten moment ostatnimi (Scent Four). Za inspirację do ich stworzenia posłużyła zaś wizja porannego joggingu po tytułowym parku. Jako, że lubię biegać, a do tego jestem też entuzjastą Comme des Garçons, to postanowiłem zapoznać się z tą kompozycją.

Jeśli chodzi o otwarcie Yoyogi, to sprawia ono wrażenie wyraźnie zielonego. A dzieje się tak głównie za względu na obecną tu nutę trawy. Na której wciąż jeszcze skrzy się poranna rosa. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że w pierwszej fazie opisywanych perfum da się wyczuć coś charakterystycznie mokrego. Zapach nie jest morski, ale ma w sobie pewne wodniste akcenty. Stąd skojarzenie z rosą. Jednocześnie głowa kompozycji jest świeża i pobudzająca. A także jasna. I na swój sposób chłodna. W jej tle migoczą zaś dwa inne akordy, które na dalszych etapach definiować będą charakter stworzonego przez Nathalie Gracia-Cetto dzieła. Przy czym w otwarciu silniej wyczuwam wątek ziołowy. Reprezentowany tu przez… rumianek! Składnik ten rzadko pojawia się w perfumach, stąd jego obecność w Yoyogi naprawdę mnie zaintrygowała. Wnosi on do kompozycji zauważalny ładunek słodyczy. Sprawia też, że pachnie ona znajomo i przyjemnie.

Wprowadzona za sprawą rumianku słodycz w sercu zapachu zbalansowana została przez ostrzejszą nutę piołunu. Stanowi ona zapowiedź obecnego w dziele Comme des Garçons wątku drzewnego. Jest bardziej wytrawna. Czuć w niej nawet pewne anyżowe akcenty. Dzięki którym dobrze komponuje się zarówno ze słodszą jak i z chłodniejszą stroną recenzowanych perfum. Muszę natomiast zauważyć, że w swojej środkowej fazie Yoyogi wydały mi się bardziej syntetyczne. Co może być spowodowane zastosowaniem w ich składzie sporej ilości Iso E Super. Dzięki temu składnikowi całość pozostaje jasna, nabiera też więcej kadzidlanego charakteru. To właśnie wątek dymny jest bowiem drugim, sygnalizowanym przeze mnie w poprzednim akapicie, głównym motywem recenzowanej kompozycji. W zasadzie przy pierwszej aplikacji opisywane pachnidło skojarzyło mi się z Hinoki. Dopiero z czasem zacząłem zaś dostrzegać jak bardzo oba zapachy się od siebie różnią. Natomiast tym, co je łączy jest obecność cyprysa w ich składzie. W obu przypadkach jest ona bardzo prominentna, w każdym ma jednak nieco inny charakter. I tak, w Yoyogi służy on do podkreślenia zielonej strony tych perfum. Owszem, jest wytrawny a także lekko żywiczny, ale przede wszystkim rześki. W czym pomaga też pojawiająca się tu wetyweria. Natomiast zieloną i męską stronę zapachu wzmocniono przy pomocy mchu dębowego. Wyczuwam także sosnę, choć o niej akurat większość źródeł milczy. Na oficjalnej stronie japońskiej marki znaleźć można natomiast wskazanie, że odnajdziemy tu jeszcze aromaty tui i paczuli.

Zweryfikujmy teraz jak Yoyogi wypada pod względem swoich parametrów użytkowych. Na początek przyjrzyjmy się mocy tych perfum. Według mnie projektują one nieco silniej niż przeciętnie. Ich aromat nie jest ewidentny, ale przez większość czasu nie ma problemu, by czuć go na sobie. A skoro już o czasie mowa. Jak prezentuje się trwałość opisywanej kompozycji? Odpowiedź brzmi: naprawdę dobrze. Choć mamy tu do czynienia w wodą toaletową, to jednak z mojej skóry znika ona dopiero po upływie 10-12 godzin. To wynik, który uznać należy za sukces.

To teraz jeszcze rzut oka na flakon opisywanego zapachu. Jego wzór wydaje mi się dość prosty. Wykonana z przeźroczystego szkła butelka jest prostopadłościenna, a w jej wnętrzu widać bladożółtą ciecz. W dolnej części frontowej ścianki umieszczono zaś okrągłą etykietę koloru wojskowej zieleni. Na swój sposób pasuje ona do klimatu kompozycji. Białymi literami wypisano na niej nazwę recenzowanych perfum, ich stężenie oraz wskazanie, że powstały w kooperacji z magazynem Monocle. Brak natomiast oznaczenia wskazującego, że to dzieło Comme des Garçons. A całość zwieńczona została jeszcze walcowatą srebrną zatyczką.      

Uważam, że Yoyogi to dość ciekawe perfumy. Z jednej strony wytrawne i dymne, ale jednocześnie z wyczuwalną słodyczą. W efekcie zapach sprawia wrażenie męskiego, ma jednak w sobie jakąś subtelność. Może się podobać. Myślę również, że z rana tytułowy park naprawdę może pachnieć podobnie. W kompozycji czuć świeżość oraz zieleń, nie mamy tu jednak do czynienia z typowym świeżakiem. Dzieło Comme des Garçons jest bardziej zniuansowane. A jednak mam uczucie, że wąchałem już pachnidła w podobnym klimacie. Na plus zaliczyłbym za to sporą uniwersalność tych perfum. Jak również ich pozorną prostotę. Yoyogi mają bowiem w sobie coś, co sprawia, że mogą trafić w gust zarówno wyrafinowanego perfumomaniaka jak i przeciętnego Kowalskiego. A o to wcale nie łatwo.

Yoyogi
Główne nuty: Cyprys, Rumianek.
Autor: Nathalie Gracia-Cetto.
Rok produkcji: 2019.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)