Uwaga, klasyk! – Eight & Bob

Dziś na blogu zapach owiany legendą. Zgodnie z którą do ogromnej popularności Eight & Bob w latach 30’ XX wieku przyczynił się sam Jonh Kennedy. Jak głosi historia, podczas wakacji na Lazurowym Wybrzeżu przyszły prezydent USA poznał młodego paryskiego arystokratę  Albert’a Fouquet’a, od którego otrzymał próbkę perfum jego autorstwa. Zapach spodobał mu się do tego stopnia, że już będąc w stanach napisał do Fouquet’a list z prośbą o osiem kolejnych próbek dla znajomych oraz jedną dodatkową dla Bob’a (czyli swojego brata – imię Robert zdrabnia się w Stanach do Bob). Młody Francuz odesłał więc Kennedy’emu paczkę, nie rozumiejąc dowcipu opisał ją jednak jako Eight + Bob, co z kolei ówczesny student Harvard’u odebrał jako nazwę kompozycji. Która to nazwa przyjęła się i rozpowszechniła na świecie. Tyle, jeśli chodzi o legendy. Natomiast co do samych prezentowanych dziś perfum, to opisywane są one jako klasyczne i wyrafinowane. Sprawdźmy więc czy faktycznie tak jest.   

Eight & Bob otwierają się dość klasycznie. Co jednak wcale mi nie przeszkadza. Lubię perfumy o tradycyjnym charakterze. Natomiast w recenzowanym dziś zapachu początkowo na pierwszy plan wybijają się cytrusy. A konkretnie cytryna i bergamotka. Ich aromat jest naprawdę intensywny. Powiedziałbym nawet, że przeszywający. Cytrusowa gorycz stymuluje nasze zmysły. Efekt pobudzenia wzmocniony został zresztą przy pomocy przypraw. Zwłaszcza imbiru. Czuć tu jego typową pikanterię. Jednocześnie, w opisywanej kompozycji od początku jest też coś eleganckiego. Co z czasem ulega jeszcze wzmocnieniu. Dodatkowo, otwarcie zapachu, choć wyraziste, jest również naprawdę przystępne. Możliwe, że za jego przyjaźniejszą stronę odpowiedzialny jest pojawiający się w głowie kardamon. Myślę, że to on po części odpowiada także za wyczuwaną przeze mnie chłodną elegancję.

W miarę jak przemija pierwsza faza kompozycji, mocy nabiera wątek drzewny. Ja zaś najszybciej uświadamiałem sobie obecność drewna gwajakowego. Jego gorzkawy i dymny aromat stanowi pomost między głową a sercem Eight & Bob. Dodaje także męskiego rysu. Przy czym wytrawna strona zapachu podbudowana została jeszcze przy pomocy drewna cedrowego. Bardzo dobrze wpisuje się ono w klasyczny klimat recenzowanego pachnidła. Aby jednak nie było za nudno, Fouquet wzbogacił środkowy etap swojego dzieła o nutę orzechów laskowych. Moim zdaniem ginie ona jednak trochę w otoczeniu drzewnych aromatów. Tego samego nie można natomiast powiedzieć o labdanum. Jego słodko-balsamiczna woń przesuwa całość w kierunku żywicznym. Otwiera też drogę dla nut bazy. Spośród których dla mnie najwyraźniejsza jest wanilia. Za jej sprawą ostatnia faza Eight & Bob, choć nadal drzewna, staje się też słodka i zmysłowa. Ciekawym zabiegiem jest natomiast zestawienie tego akordu ze słonawą nutą szarej ambry. Która nadaje kompozycji nieco zwierzęcej dzikości, zasygnalizowanej już po części przy pomocy labdanum. W ten efekt wpisuje się również pojawiająca się w końcówce paczula. Wszystkie ostre krawędzie zapachu zostały jednak wygładzone za sprawą drewna sandałowego.      

Wypada mi też wspomnieć o parametrach użytkowych recenzowanych perfum. Wypada, ponieważ są one naprawdę dobre. Zwłaszcza ich moc. Od samego początku Eight & Bob projektują bardzo wyraźnie. Nie ma najmniejszego problemu, aby czuć je na sobie. A choć z czasem oczywiście słabną, to jednak spadek ich siły nie jest duży. Przez cały czas otacza nas aromatyczna aura. Która na ciele utrzymuje się przez całkiem długi czas. Również trwałość kompozycji jest bowiem naprawdę dobra. A wynosi około 8-9 godzin. Zaznaczam przy tym, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.   

Rzućmy jeszcze okiem na flakon opisywanego dziś pachnidła. Podobnie jak i sam zapach, także jego buteleczka prezentuje się dość tradycyjnie. Wykonana jest z przeźroczystego szkła a jej front ma kształt kwadratu. Na nim widzimy zaś białą etykietę z wypisaną nazwą EIGHT & BOB. Napis ten wykonano w kolorze czarnym. Nieco niżej, tym razem na szaro, umieszczono zaś oznaczenie koncentracji, jaką posiada zamknięta we flakonie bladożółta ciecz. Całość uzupełniono jeszcze o wykonaną z plastiku, czarną, cylindryczną zatyczkę. Skutek jest taki, że buteleczka wygląda naprawdę klasycznie. Co nie znaczy, że nie może się podobać. Dodatkowo, na uwagę zasługuje także imitujące książkę pudełko, w którym dystrybuowana jest ta kompozycja.

Po zakończeniu testów Eight & Bob stwierdzam, że nie miałbym nic przeciwko, aby te perfumy znalazły się w mojej kolekcji. Z tym, że raczej nie używałbym ich na co dzień. Prawdą jest bowiem, że recenzowany zapach jest elegancki i wyrafinowany. Mimo dystyngowanego stylu, odbieram go jednak jako przyjazny. Obcowanie z tą kompozycją daje poczucie komfortu. Podoba mi się także jej wyraźna, ale przy tym bardzo płynna ewolucja. Od cytrusowo-przyprawowego otwarcia gładko przechodzimy do słodkiej, drzewnej i zmysłowej bazy. Całość zachowuje przy tym swój męski charakter. Z tym, że w Eight & Bob mężczyzna to nie nieokrzesany dzikus, ale pewny siebie arystokrata. Jakich wielu na Lazurowym Wybrzeżu niewątpliwie spotkał JFK.  

Eight & Bob
Główne nuty: Przyprawy, Nuty Drzewne.
Autor: Albert Fouquet/brak danych.
Rok produkcji: 1937/2012.
Moja opinia: Polecam. (6/7)