Musc Ravageur – ujarzmić bestię

     Dziś na Agar i Piżmo mam przyjemność przedstawić jedne z najbardziej kultowych zapachów z piżmem w temacie. Mowa oczywiście o Musc Ravageur z kolekcji Editions de Parfums Frédéric’a Malle. Obok Muscs Koublaï Khän marki Serge Lutens chyba żadne inne perfumy piżmowe na świecie nie mogą pochwalić się aż tak dużą popularnością. To także jedno z najbardziej rozpoznawalnych dzieł Maurice’a Roucel’a. Przy okazji wpisu poświęconego francuskiemu twórcy wspominałem zaś, że nie uznaje on jednak Musc Ravageur za typowego piżmowca. Tym bardziej cieszę się więc, że kilkumililitrowa próbka trafiła w moje ręce. Dzięki temu mogłem wyrobić sobie własne zdanie w tej kwestii. Natomiast zgodnie z opisem na oficjalnej stronie producenta recenzowana dziś kompozycja jest dzika i seksowna. Przekonajmy się zatem jak jest naprawdę.

Musc Ravageur.jpg

     Już od samego początku Musc Ravageur jest zauważalnie słodki. To przede wszystkim zasługa obecnego na tym etapie kompozycji cynamonu. Otwiera on kompozycje i nadaje kierunek jej początkowi. W duecie z nim znajdziemy zaś tangerynkę. Jej owocowy aromat jest słodki, choć posiada też pewien gorzki, bardziej cytrusowy odcień. W wykreowanej przez powyższą dwójkę słodyczy już na wstępie czai się jednak coś drapieżnego. To wrażenie oddane tu zostało przy pomocy... lawendy. Choć osadzony w tle, jej ostrzejszy aromat wywiera swoje piętno na kompozycji Roucel’a. Nie jest ani chłodny ani czysty. Wręcz przeciwnie, w Musc Ravageur lawenda wprowadza jakiś brudny, szary podtekst. Tak naprawdę drugim, obok cynamonu, najważniejszym graczem w głowie recenzowanych dziś perfum są jednak goździki. Za pierwszym razem ich lekko lekarska gorycz nie była jednak dla mnie aż tak ewidentna. Dopiero z czasem jej odnalezienie stało się łatwiejsze. Także i one przesądzają o orientalnym i przyprawowym charakterze kompozycji. Ponadto, głowa zapachu dodatkowo okraszona została niewielka ilością bergamotki. Podobnie jak w przypadku goździków, jej jasny aromat stal się dla mnie bardziej wyczuwalny dopiero w trakcie kolejnych testów Musc Ravageur. Na swoje usprawiedliwienie dodam jednak, że w stworzonych przez Roucel’a perfumach od początku naprawdę dużo się dzieje i potrzeba czasu, aby wszystko to sobie jakoś poukładać.

Musc Ravageur

     Zaledwie w kilka minut po aplikacji zapachu na skórę uwidaczniać zaczyna się jeden z jego kluczowych elementów. Jest nim wanilia. Współtworzy ona słodką stronę Musc Ravageur, stanowiąc jednocześnie jeden z głównych punktów wspólnych między recenzowaną dziś kompozycją a kultowym Shalimar od Guerlain. Kremowa i puszysta, naprawdę może się podobać. Jej słodycz opleciona zaś została wokół drzewnego szkieletu, na który składają się cedr, sandałowiec i gwajakowiec. Coraz śmielej do głosu zaczyna dochodzić też piżmo. W wykonaniu Roucel’a jest ono puszyste i zmysłowe. A jednak jest w nim też coś animalnego. Jakieś zwierzęce ciepło. Wyraźnie dominuje bazę kompozycji. Na ostatnim etapie Musc Ravageur za sprawą bobu tonka powracają też jednak słodsze waniliowe akcenty. Aż chciałoby się, by ten zapach trwał w nieskończoność.

     Jak przystało na Piżmowego Niszczyciela, Musc Ravageur posada naprawdę dobre walory użytkowe. Szczególnie jego projekcja zasługuje na uznanie. Choć zapach nie szaleje w powietrzu to jednak otacza swojego użytkownika wyraźnym waniliowym obłoczkiem. A jego zmysłowa i seksowna aura niewątpliwie przyciąga uwagę otoczenia. Również trwałość kompozycji jest naprawdę dobra. Recenzowany dziś zapach ma postać eau de parfum i utrzymuje się na skórze przez 9 do 11 godzin. Tak przynajmniej było w moim wypadku.

Musc Ravageur

     Maurice Roucel. To jego nazwisko widnieje na flakonie prenentowanych w niniejszym wpisie perfum. W tym miejscu chciałbym przypomnieć, że ideą stworzonej przez Frédéric’a Malle kolekcji Editions de Parfums było wyciągnięcie twórców perfum z cienia i postawienie ich na pierwszym planie na równi z tworzonymi przez nich kompozycjami. Nie wszystkie zapachy w tej linii zasługują jednak na to, by sławić ich autorów. Musc Ravageur zdecydowanie jednak zalicza się do tych wybitnych. Dlatego właśnie na czarnej etykiecie tuż nad wypisaną czerwonymi zgłoskami nazwą perfum przeczytać możemy nazwisko Roucel’a. Walcowaty flakon oraz czarna zatyczka dopełniają zaś końcowego efektu. Ten flakon to po prostu klasa.

     Po zapoznaniu się z recenzowanymi dziś perfumami nie mogę nie zgodzić się z Maurice’m Roucel’em. Musc Ravageur to nie piżmowiec, ale bardzo zmysłowy, orientalny przyprawowiec, z zauważalną nutą piżma. Zwierzęce akcenty stanowią ważny element kompozycji, nie przesądzają jednak o jej charakterze. Zapachowi bliżej do kategorii gourmand, choć moim zdaniem perfumy te skutecznie bronią się przed jakimkolwiek zaszufladkowaniem. Pod tym względem trudno również przypisać Musc Ravageur do jakiejkolwiek płci. Chciałbym czuć go na szyi ukochanej dziewczyny, choć jednocześnie nosząc go sam czułem się więcej niż komfortowo. Pod tym względem dzieło Roucel’a uznać należy za co najmniej niezwykłe. A do tego z pozoru naprawdę proste. Minusem może być natomiast niewielki rozwój kompozycji na skórze. Owszem, Musc Ravageur ewoluuje, robi to jednak w bardzo ograniczonym zakresie i niezwykle leniwie. Niemniej, biorąc pod uwagę to, jak złożony jest od samego początku, nie jest to duży mankament. Ot, takie sześć minus.

Musc Ravageur
Główne nuty: Piżmo, Przyprawy.
Autor: Maurice Roucel.
Rok produkcji: 2000.
Moja opinia:  Gorąco polecam! (7/7)

Musc Ravageur 3.jpg