H24 – świeżość całą dobę?

Recenzowane dziś perfumy to jedna z głośniejszych premier 2021 roku. A także z bardziej kontrowersyjnych. H24 to bowiem zapach, który podzielił krytyków. Jedni się nim zachwycają, inni opisują jako przyjemny i poprawny. I jak się domyślacie, taki rozdźwięk tylko zaognił moją ciekawość. Ponadto, to pierwsza od czasów Terre d’Hermès (czyli od 15 lat) oryginalna (czyli nie flanker) męska kompozycja francuskiej marki. Koło takiego pachnidła nie można przejść obojętnie. Natomiast materiały prasowe określają je jako współczesne a także high-tech. Zastanowiło mnie też czy za tym ostatnim określeniem nie kryje się jakaś wskazówka co do tworzących H24 nut. Odpowiedzi poszukamy zaś w dalszej części niniejszego wpisu.   

Początek zapachu wydał mi się wyraźnie owocowy. Mimo, iż oficjalnie żadne owoce się w nim nie pojawiają. Czuć jednak ich charakterystyczną słodycz. Trochę jakby melon, a trochę jabłko. I do tego subtelna gorycz grejpfruta. Wzbogacone jeszcze o charakterystyczny aromat rabarbaru. Muszę przyznać, że przy pierwszej próbie takie otwarcie nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia. Wydało mi się przyjemne, ale mało ambitne. Dopiero po kolejnych testach zacząłem bardziej doceniać jego złożoność. Obecne tu nuty tworzą bowiem dość unikatową mieszankę. Barwną, a nawet jaskrawą. Głowa H24 jest owocowa, ale i wyraźnie zielona. A do tego świeża, ale w bardzo specyficzny sposób. Nie sportowo morska i nie cytrusowo rześka. Za to jakby soczysta. I do tego ziołowa. Co prowadzi nas bezpośrednio do serca kompozycji.

Jeśli chodzi o środkową fazę recenzowanych dziś perfum to króluje w niej szałwia. W zasadzie to nuta ta jest dla mnie sygnaturowa dla całego dzieła Christine Nagel, a nie tylko jego środka. To jej zawdzięcza ono swoją świeżość. Ziołowa zieleń jest jednak lekka. A za jej sprawą H24 nawiązywać ma do tradycji fougère. Tyle, że szałwia przedstawiona jest tu dość specyficznie. Do budowy kompozycji wykorzystano bowiem opatentowaną przez Givaudan aromamolekułę Sclarene. Jej aromat jest ziołowy, ale przy tym jakby wilgotny. Zawiera też w sobie wyraźne metaliczne akcenty. Niektórzy mówią, iż silnie kojarzy się z zapachem bijącej od rozgrzanego żelazka pary wodnej. Osobiście nigdy nie miałem okazji wąchać Sclarene w czystej postaci, jednak w H24 wyczuwam podobne niuanse. Nie jestem tylko pewien czy mi się one podobają. Na pewno nadają jednak kompozycji nowoczesnego wydźwięku. Podobnie jak The Candy Perfume Boy zauważam tu też pewne podobieństwa do Penhaligon’s – Sartorial. Nie chodzi przy tym o całość opisywanych perfum, ale o podejście do tego metaliczno-żelazkowego akordu. Tyle, że w dziele Hermès’a zauważyć można jeszcze jedną rzecz. A mianowicie, że jego serce i baza wydają się też lekko pudrowe. Jest to zasługa obecnego tu narcyza. Wnosi on do zapachu ładunek kwiatowego ciepła. Który w bazie kontynuowany jest za sprawą słodkiego drewna różanego. H24 nabiera zatem zmysłowości i męskości.

To teraz o parametrach użytkowych recenzowanych perfum. Jeśli chodzi o projekcję, to moim zdaniem nie można im nic zarzucić. Zapach jest dobrze wyczuwalny przez użytkownika, a i osoby w jego najbliższym otoczeniu nie powinny mieć problemu z uzmysłowieniem sobie aromatu H24. Pod tym względem kompozycja wpisuje się więc w panujące obecnie standardy. Jeszcze lepiej prezentuje się natomiast jej trwałość. Choć mamy tu do czynienia z wodą toaletową, to jednak z mojej skóry znika ona dopiero po upływie 8-9 godzin. Może nie są to 24h, jak mogłaby sugerować nazwa, jednak to wciąż bardzo dobry rezultat.

  A jak prezentuje się flakon najnowszego dzieła Hermès’a? Według mnie jest on zaskakująco niepozorny. Jego wzór jest bowiem naprawdę prosty. Jeśli spojrzymy z lotu ptaka, to buteleczka ma kształt rombu o delikatnie zaokrąglonych krawędziach. Wykonana jest zaś z przeźroczystego szkła przez które widać znajdującą się wewnątrz bladozieloną ciecz. Natomiast jeśli przyjrzymy się frontowej ściance to zobaczymy na niej tylko nazwę recenzowanych perfum. Brak natomiast informacji o ich marce czy koncentracji. Jedynym wyraźniejszym akcentem jest zaś wieńcząca flakon srebrna zatyczka.    

Otwarcie przyznam, że H24 to perfumy, których ocena sprawiła mi niemały problem. Z jednej strony nie można odmówić im oryginalności. Naprawdę mają w sobie coś nowatorskiego i wyróżniają się na tle konkurencji. Tyle, że zupełnie nie trafiają w mój gust. Postrzegam je jako przyjemne, ale nic ponadto. Ani owocowa słodycz ani ziołowa zieleń nie sprawiają, że chciałbym nabyć flakon. Nie zrozumcie mnie źle. Doceniam sposób, w jaki Christine Nagel skomponowała opisywany zapach, jednak koncepcja ta jest daleka od tego, czego ja poszukuję w męskich perfumach. Mimo swojej innowacyjności wydaje się na swój sposób bezpieczny. Może jednak sami wyrobicie sobie opinie na ten temat?     

H24
Główna nuta: Szałwia.
Autor: Christine Nagel.
Rok produkcji: 2021.
Moja opinia: Może być. (4/7)