Go – sus w zielone

Zauważyłem, że perfumy Joop! cechują się bardzo zróżnicowaną kolorystyką. Miałem już okazję opisywać różowe, grantowe, bursztynowe i błękitne. A dziś przyszła kolej na zielone. Na bloga trafia bowiem recenzja Go. A więc kompozycji powstałej w 2006 roku za sprawą Sophie Labbé, autorki między innymi Jump. Z tym, że akurat ten zapach nie bardzo przypadł mi do gustu. Natomiast nasz dzisiejszy bohater opisywany jest jako dedykowany mężczyznom dynamicznym i ekstrawertycznym. Kochającym żyć w szybkim tempie. Po takich zapowiedziach spodziewałem się zatem perfum zarazem świeżych, jak i silnie energetyzujących. I może jeszcze dodatkowo podkręconych przyprawami. A jak jest w rzeczywistości?

Początkowy aromat Go wydał mi się zaskakująco delikatny. Pod tym względem zapach znacząco różni się od większości perfum oferowanych przez niemiecką markę. Jego otwarcie ma zaś raczej owocowy charakter. A dzieje się tak głównie za sprawą… rabarbaru! W dziele Joop! jest on naprawdę ewidentny. Przynajmniej dla mnie. Zauważam tu jego zieloną kwaskowość. Wzbogaconą o pewne słodsze tony. Mogące być efektem obecności gorzkiej pomarańczy w głowie opisywanej kompozycji. Wydaje mi się, że pojawia się w niej również jabłko, nie znalazłem go jednak w oficjalnym spisie nut. Natrafiłem natomiast na informację o pimento. I rzeczywiście, pierwsza faza Go ma w sobie jakąś delikatną pikanterię. Jest zielona i świeża. I to mimo wspomnianej już przeze mnie łagodności. Początek kompozycji określiłbym więc jako naprawdę przyjazny.

W miarę jak upływają kolejne minuty od aplikacji recenzowanych perfum na skórę, ich aromat zaczyna się zmieniać. Przy czym zmiana ta nie jest gwałtowna. Całość ewoluuje w bardzo spójny sposób. I tak, stopniowemu wzmocnieniu ulega wątek zielony. A dzieje się to głównie za sprawą wprowadzenia do zapachu nuty fiołka. Jego cierpki aromat nadaje Go elegancji. Oraz nieco bardziej męskiego charakteru. Do tej pory dzieło Joop! sprawiało bowiem wrażenia raczej uniseksowego. Nawet teraz przechył w męską stronę nie jest jednak znaczący. I to pomimo obecności geranium. Jego ziołowa woń, wzbogacona o pewne cytrusowe akcenty, dobrze komponuje się ze wspomnianym fiołkiem. Ten duet uzupełniony został zaś nutą cyprysa. Wytrawną, a nawet lekko dymną. Z tym, że wrażenia te osadzone są niejako w tle kompozycji. Zauważyć jednak można, że całość staje się bardziej drzewna. W ten klimat wpisuje się też zresztą budująca bazę zapachu jodła. Także i ona jest świeża i zielona. Wzbogaca jednak Go o pewną żywiczną słodycz. A skoro dotarliśmy już do ostatniej fazy opisywanych perfum, to wspomnieć również muszę o obecnym w niej piżmie. Nieco słodkie i raczej mydlane, nie specjalnie przypadło mi do gustu. Trochę psuje pozytywny do tej pory odbiór całości. Muszę jednak uczciwie przyznać, że końcówka nie jest wcale silnie syntetyczna. Kompozycja zachowuje w niej swój od początku dość naturalny charakter. 

Nadszedł moment, by przyjrzeć się parametrom użytkowym Go. Jak już zapewne zdążyliście się zorientować z poprzednich akapitów, zapach nie jest zbyt silny. Jego projekcja plasuje się poniżej średniej. Co było dla mnie pewnym zaskoczeniem. Szczególnie, ze chwilami musiałem wręcz szukać go na skórze. Zauważalnie lepiej wypada natomiast jego trwałość. Ta jest bowiem naprawdę niezła i wynosi około 6-8 godzin. Przy czym warto pamiętać, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

Wydaje mi się, że na uwagę zasługuje również flakon opisywanych dziś perfum. A zwłaszcza soczyście zielona barwa zamkniętej w jego wnętrzu cieczy. Bardzo dobrze pasuje ona do klimatu Go. Jednak i reszta wzoru może się podobać. Buteleczka jest smukła, z delikatnymi wcięciami po bokach. Na jej przedniej ściance wytłoczono zaś wykrzyknik. Stanowi od chyba nawiązanie do nazwy producenta. Którą też znajdziemy na froncie flakonu. Wypisano ją granatową czcionką . A tuż pod nią widnieje, tym razem w bieli, nazwa zapachu. Całość uzupełniona została jeszcze przez srebrną zatyczkę. Moim zdaniem taki design prezentuje się naprawdę nieźle i może skłonić do sięgnięcia po te perfumy.

Choć Go to perfumy, które niczym mnie nie zachwyciły, nie mogę też ich krytykować. Zapach sprawuje się bowiem lepiej niż przyzwoicie. Jest świeży, zielony i aromatyczny. A przy tym nienachalny. Powiedziałbym nawet, że pachnie dość klasycznie. Słodsze otwarcie czyni go przystępnym, zaś powolna, acz wyraźna ewolucja nadaje mu atrakcyjności. Do tego dochodzi jeszcze subtelna goryczka. Jednak na uwagę zasługuje również naturalność kompozycji. W tej cenie naprawdę rzadko udaje się bowiem znaleźć perfumy mało syntetyczne. Mały plusik wędruje zatem na konto Joop! Poza tym Go nie są jednak specjalnie oryginalne. Powielając schematy. Robią to jednak na tyle udanie, że nie sposób mieć im tego za złe. 

Go
Główne nuty: Rabarbar, Nuty zielone.
Autor: Sophie Labbé.
Rok produkcji: 2006.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)