Prezent dla niej – Libre

Rzadko bo rzadko, czasem jednak zdarza mi się przypomnieć sobie o cyklu Prezent dla niej. A wtedy pojawia się dylemat co polecić. Szczególnie, że perfum dedykowanych kobietom jest na rynku znacznie więcej niż tych dla mężczyzn. Ostatecznie, tym razem postanowiłem sięgnąć po zapach, który debiutował stosunkowo niedawno, bo w 2019 roku. A mimo to już zdążył zgromadzić całkiem sporą rzeszę miłośniczek. Przedstawiam zatem Libre marki Yves Saint Laurent. Kompozycję, za której stworzenie odpowiedzialny jest duet Anne Flipo (a więc autorka między innymi recenzowanych przeze mnie kilka dni temu Synthetic Jungle od Frédéric’a Malle) oraz Carlos Benaim (Polo Green, Eternity for Men). I która opisywana jest jako apoteoza wolności. Sprawdźmy!

     Już sam początek Libre wskazuje na silnie kobiecy charakter tych perfum. Jest słodko i kwiatowo. Ale nie przesadnie. W głowie kompozycji czuć soczysty, a przy tym delikatnie landrynkowy aromat mandarynki. Przydaje on pierwszej fazie dzieła YSL subtelnie owocowego aromatu. Tuż obok pojawia się zaś neroli. I to ono w moim odczuciu odpowiada za promienisty charakter otwarcia. Eleganckie, ale i świeże, jest niczym łagodny podmuch wiatru w gorący dzień. Już teraz muszę bowiem zauważyć, że Flipo i Benaim stworzyli pachnidło, które ma w sobie pewną płomienistość. Z tym, że efekt ten silniej uwidacznia się w jego sercu. Z początku Libre jest natomiast rześkie, wyczuwam w nim nawet coś lekko musującego.

     W świeży, a zarazem słodki klimat opisywanej kompozycji wpisuje się również lawenda. I to właśnie ona jest jedną z głównych nut serca. Co osobiście uznaję za naprawdę ciekawe zagranie. Nutę tę dużo częściej spotkać możemy w perfumach dla mężczyzn niż dla kobiet. Dlatego jej obecność w środkowej fazie dzieła YSL uważam za co najmniej intrygującą. Szczególnie, że wnosi ona do zapachu pewne ostrzejsze akcenty. Nie wkraczamy może do salonu golibrody, choć kierunek jest podobny. Z tym, że aby nieco złagodzić to wrażenie, a także przypomnieć nam o kobiecym charakterze recenzowanych perfum, Flipo i Benaim sięgnęli po kolejne nuty białokwiatowe. A konkretnie jaśmin i kwiat pomarańczy. Oba te składniki są tu dobrze wyczuwalne. Nadają całości zmysłowego ciepła oraz seksapilu. Kompozycja staje się bardziej uwodzicielska. Erotyczna. A ja daję się jej uwieść. Nie będę jednak szczegółowo opowiadał o obrazach jakie na tym etapie pojawiają się w mojej głowie. Zwłaszcza, że powoli zbliżamy się do bazy zapachu, w której klimat znów lekko się zmienia. W ostatniej fazie Libre pojawia się sporo wanilii. Przy czym twórcy sięgnęli tu po Vanilla Bourbon Pure Jungle Essence™. O opatentowanej przez Mane metodzie ekstrakcji Pure Jungle Essence™ wspominałem już kiedyś przy okazji recenzji Eau de Cèdre Giorgio Armani’ego. Z tym, że tam akurat chodziło o kardamon. Natomiast w dziele YSL uzyskana w tej sposób waniliowa nuta nadaje całości jedwabistości. I niezaprzeczalnego powabu. Do czego po części przyczynia się również obecne w bazie piżmo. Jednocześnie, obecność ambry podtrzymuje ciepły klimat tych perfum. Zaś lekko słonawa szara ambra odpowiada za nieco bardziej drapieżną stronę kompozycji.

     A jak prezentują się parametry użytkowe Libre? Zobaczmy. Jeśli chodzi o moc tych perfum, to powiedziałbym, że jest ona umiarkowana. Z początku zapach projektuje dość wyraźnie, z czasem troszkę jednak słabnie. Nie chowa się jednak tuż przy skórze. Po prostu skraca swój ogon. Nadal jednak nie powinniśmy mieć problemów, by czuć go na sobie. Jeśli zaś dodamy do tego całkiem niezłą trwałość (8-9 godzin), to nie sądzę by znalazły się powody by narzekać na walory użytkowe tych perfum. Muszę przy tym jednak zaakcentować, że dzieło YSL występuje pod postacią wody perfumowanej.

     Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie również flakon recenzowanych perfum. Postrzegam go jednocześnie jako elegancki i nietypowy. Prostopadłościenna buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła, grubszego u podstawy. Jej dolna część opleciona zaś została złotymi literami Y, S i L układającymi się w logo francuskiej marki. Znamienny jest także brak etykiety. Do tego dodać zaś jeszcze musimy plastikową, czarną zatyczkę o ściętym szczycie. Oraz obleczoną złotem podstawę atomizera. W efekcie całość prezentuje się naprawdę kobieco i zdecydowanie przyciąga spojrzenia.

     Sukces, jaki na światowym rynku perfum odniosły Libre jest niepodważalny. A jednocześnie trochę zaskakujący. Przynajmniej dla mnie. Mimo wyraźnych kwiatowych aromatów, dzieło YSL nie jest typową kompozycją dla kobiet. Co prawda nigdy nie określiłbym go mianem niszowego, uważam je jednak za dość oryginalne. Przede wszystkim za sprawą tak silnego zaakcentowania stereotypowo męskiej nuty lawendy. Okazuje się jednak, że i w zapachach z etykietką pour femme może ona odgrywać kluczową rolę. Do tego skomponowane przez Anne Flipo i Carlos’a Benaim’a pachnidło jest kobiece i bardzo seksowne. A przy tym całkiem uniwersalne. Według mnie pasować będzie zarówno dwudziestoletnim dziewczynom, jak i paniom 50 plus. Co samo w sobie również jest na swój sposób intrygujące. Poza tym  Libre mają w sobie również sporo świeżości oraz elegancji. A także pewną fascynującą delikatność. Która sprawia, że całość jest dla mnie tym bardziej pociągająca. Bardziej niż z wulgarną urodą, mamy tu do czynienia z subtelnym urokiem, który powoli, krok po kroku coraz bardziej zniewala.

Libre
Główne nuty: Białe kwiaty, Lawenda.
Autor: Anne Flipo, Carlos Benaim.
Rok produkcji: 2019.
Moja opinia: Polecam. (6/7)