Coromandel – synergia przeciwieństw

Dziś na blogu kolejne spotkanie z serią Les Exclusifs de Chanel. Po Sycomore i Cuir de Russie przyszła zaś kolej na Coromandel. A więc perfumy oryginalnie stworzone w 2007 roku jako woda toaletowa, a od 2016 roku występujące w wersji eau de parfum. Za ich skomponowanie odpowiedzialni są natomiast Jacques Polge oraz, znany głównie ze współpracy z Serge’m Lutens’em, Christopher Sheldrake. Sama nazwa zapachu pochodzi zaś od lakierowanych ozdobnych parawanów stanowiących część kulturalnego dziedzictwa Chin. Jak głosi informacja na oficjalniej stronie Chanel, Coco była ich zagorzałą kolekcjonerką. Czy zatem będziemy tu mieli do czynienia z pachnidłem o silnie orientalnym charakterze?  

Głowa Coromandel zbudowana została w oparciu o cytrusy. Sam zapach na pewno cytrusowy jednak nie jest. Niemniej, w jego otwarciu odnajdziemy rześki aromat pomarańczy. Jest ona delikatnie słodka, pachnie przyjemnie i zachęca do dalszego obcowania z dziełem Chanel. W czym wspiera ją odrobina zielonego petitgrain. O którym wspominam nie bez powodu. Już w pierwszej fazie kompozycji dość łatwo bowiem wyczuć wątek zielono-ziołowy. O nim będzie jednak później. Wspomniane petitgrain pozwala natomiast zgrabnie go wprowadzić. Początek recenzowanych perfum okraszony został także pewną ilością neroli. W efekcie sprawia on wrażenie subtelnie pudrowego. A przy tym całkiem eleganckiego. Testując Coromandel miałem wrażenie, że otwarcie zapachu to prawdziwy prolog do tego, co czeka nas w jego sercu i bazie. Przygotowuje nas na spotkanie z głównymi bohaterami. Nie traćmy zatem czasu i przekonajmy się, co dzieje się w kolejnych fazach stworzonego przez duet Polge – Sheldrake pachnidła.

Już po około pięciu minutach od aplikacji opisywanej kompozycji na skórę, staje się ona zauważalnie słodsza. I to mimo, że na pierwszy plan wysuwa się w niej paczula. Poświećmy jej więc chwilę uwagi. W Coromandel jej aromat jest naprawdę silny. Dominuje pierwszą część zapachu. Ostry, nieco ziemisty, a nieco kwaskowy. Momentami  przybiera nawet lekko skórzany charakter. Z wyraźnymi aptecznymi niuansami. A jednak nie odrzuca. Przeciwnie, w dziele Chanel paczula przestawiona została w taki sposób, że postrzegam ją jako hipnotyczną. A także elegancką. Być może wynika to z faktu, że osadzono ją w otoczce z kwiatów. W środkowej fazie recenzowanych perfum odnajdziemy też bowiem różę i jaśmin. Stąd wspomniana już słodycz. Co ciekawe, ja wyczuwam tu również przyprawową nutkę cynamonu. Za kremowy charakter kompozycji odpowiada natomiast korzeń irysa. Zaś w miarę jak zbliżam się do bazy, paczula ustępuje miejsca woni olibanum. Dymnej, ale przy tym całkiem jasnej. Z pewnymi kwaskowi akcentami. Może niezbyt otulającej, ale także nie surowej. Co zawdzięczamy obecności benzoesu. Odpowiada on według mnie za bardziej pudrowy charakter ostatniego etapu Coromandel. Na którym pojawia się jeszcze jeden bardzo istotny składnik. A konkretnie biała czekolada. Słodka i cóż… czekoladowa. Niezwykle udanie wkomponowuje się w klimat recenzowanych perfum. Nadaje im powabu i zmysłowości. A to wszystko otoczone zostało jeszcze woalem z ambry, piżma i nut drzewnych. Mmm…

To teraz parę słów o parametrach użytkowych dzieła Chanel. A z tymi jest naprawdę dobrze. Jeśli chodzi o projekcję to nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Prezentowane perfumy posiadają wyraźny aromat, który ciągnie się za nami niczym ogon. Osoby w naszym otoczeniu niewątpliwie zdadzą sobie z niego sprawę. Nie powinien on jednak być dla nich uciążliwy. Niemniej, po stronie plusów zapisuję też i trwałość kompozycji. A ta wynosi około 8-9 godzin. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną, myślę, że nie ma powodu do bycia rozczarowanym.

Nim przejdę do podsumowania, jeszcze krótko o flakonie opisywanych perfum. Mamy tu do czynienia z klasycznym wzorem linii Les Exclusifs. Prostopadłościenna butelka wykonana jest więc z przeźroczystego szkła. Przez które dostrzec można zamkniętą wewnątrz bladopomarańczową ciecz. Natomiast front zdobi biała etykieta z wypisanymi na czarno nazwą zapachu oraz marką producenta. Tej samej barwy co czcionka jest również, osłaniająca srebrny atomizer, cylindryczna zatyczka. Całość prezentuje się przyzwoicie, mojego zachwytu jednak nie wzbudza.

Muszę przyznać, że testy Coromandel przyniosły mi sporo frajdy. Jest to bowiem zapach zdecydowanie nieoczywisty. W którym połączenie ostrych tonów paczuli i słodkich żywic oraz białej czekolady tworzy niezwykle sensualny obraz. Wzbogacony jeszcze dymną wonią kadzidła frankońskiego. Kompozycja żyje na skórze, zmienia się i stopniowo otwiera przed nami. Jest elegancka i uwodzicielska zarazem. Daje przy tym duże poczucie komfortu. Czuć również wysoką jakość jej wykonania. Fakt, że stanowi część serii Les Exclusifs nie może zatem dziwić. Stopień wyrafinowania tych perfum jest naprawdę wysoki. W dodatku całość nie przechyla się ku żadnej z płci. Tak samo dobrze pasuje mężczyźnie, jak i kobiecie. Zachęcam zatem byście, w miarę możliwości, zapoznali się z tym niezwykłym dziełem Chanel.

Coromandel
Główne nuty: Paczula, Żywice, Kadzidło.
Autor: Jacques Polge, Christopher Sheldrake.
Rok produkcji: 2016.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)