Avignon – dym w mieście papieży

Jeśli chodzi o kadzidło, to na blogu pojawiło się już całkiem sporo perfum z tą nutą w temacie. W tym słynne Cardinal Heeley’a oraz MontaleFull Incense. Dziś natomiast recenzja ostatniego zapachu z Wielkiej Trójki. A więc Avignon japońskiej marki Comme des Garçons. Kompozycja ta powstała w 2002 roku, a jej autorem jest sam Bertrand Duchaufour. Umieszczona została zaś w Serii 3, poświęconej głównym naukom duchowym świata. I jak już na pewno sami się domyśliliście, Avignon inspirowany jest katolicyzmem. Sama nazwa pochodzi zaś od miasta we Francji, będącego siedzibą papieży w okresie tak zwanej niewoli awiniońskiej (1309-1377). I niezwykle ważnego dla rozwoju wspomnianej religii. Bez dalszej zwłoki przekonajmy się zatem jak pachną te stworzone przez Duchaufour’a perfumy.

Początek zapachu wydał mi się raczej chłodny. Nie pozostawia natomiast najmniejszych wątpliwości co do tego, kto jest głównym bohaterem Avignon. Kadzidło frankońskie wyczuwalne jest tu praktycznie od pierwszej sekundy. I tak, bezsprzecznie kojarzy się ono z kościołem. To niemal dokładnie ten sam aromat, który podczas sakralnych uroczystości dobywa się z kadzielnicy. Jest wiec dymnie, nieco słodko, a nieco kwaskowo. A ponieważ jestem posiadaczem flakonu Cardinal, to zdecydowałem się poświęcić jeden dzień na testy równoległe. Od razu zauważyłem, że otwarcie recenzowanych dziś perfum jest intensywniejsze. Jakby gęstsze. A także bardziej wytrawne. Obok kadzidła, istotną rolę odgrywa w nim także mirra. Ta dwójka uzupełniona zaś została przez ziołowo cierpką, nieco apteczną, woń rumianku. Dodać też muszę, ze pierwsza faza opisywanej kompozycji wydała mi się na swój sposób ciemna. Nie mroczna, ale jest w niej coś, co kojarzy się z zapadającym zmierzchem.

Im więcej czasu mija od aplikacji Avignon na skórę, tym te perfumy stają się łagodniejsze. A początkowe kłęby kadzidlanego dymu nieco się rozpraszają, tworząc teraz delikatną mgiełkę. Za sprawą żywicy elemi całość staje się bardziej balsamiczna. A swoją obecność silniej zaznaczają nuty drzewne. Całkiem wyraźnie czuję tu cedr. Jego wytrawny, ołówkowy aromat bardzo dobrze wpisuje się w ogólny klimat stworzonego przez Bertranda Duchaufour’a pachnidła. Towarzyszy mu zaś słodsze drewno różane. A cała kompozycja nabiera elegancji. Staje się też cieplejsza. I taka pozostaje również w swej bazie. Która wzbogacona została o zmysłową nutę wanilii. Nie jest ona dominująca, nadaje jednak Avignon pewnej miękkości. W co po części wkomponowuje się także aromat labdanum. Kontynuuje ono wątek żywiczny, wcześniej reprezentowany przez nuty mirry i elemi. Ponadto, w końcówce pojawia się jeszcze paczula. Choć nie odgrywa tu ona istotnej roli, to jednak przypomina nam o wytrawnym charakterze recenzowanej kompozycji. Dodatkowo, zwróciłem również uwagę na fakt, iż ostatnia faza zapachu wydaje się znacznie lżejsza niż jego początek.

Poświećmy teraz chwilę uwagi parametrom użytkowym Avignon. Początkowy aromat tych perfum jest naprawdę intensywny. Jednak z czasem zauważalnie słabnie. Mimo tego, nadal uważam, że moc tej kompozycji nie jest zła. Mimo upływu godzin dzieło Comme des Garçons pozostaje wyczuwalne. Zresztą na jego trwałość również nie można się skarżyć. Ta jest moim zdaniem dość dobra i na mojej skórze wynosi 7-8 godzin. Muszę przy tym zaznaczyć, ze opisywane dziś pachnidło występuje pod postacią wody perfumowanej. 

To jeszcze parę słów o flakonie recenzowanych dziś perfum. Jego wzór jest wspólny dla wszystkich zapachów w Serii 3. Z tym, że szczegółami każdy nieco się różni. I tak, w przypadku naszego dzisiejszego bohatera mamy do czynienia z pokrytą czarną farbą buteleczką, która swoim kształtem przypomina nieco puszkę dezodorantu. W jej centralnym punkcie znajduje się wypisane białą czcionką słowo INCENSE (ang. kadzidło) wskazujące na temat przewodni całej linii. Tuż pod nim, na czerwono, wypisano natomiast nazwę zapachu. U podstawy znajdziemy zaś markę producenta oraz oznaczenie wspomnianej już serii. Całość uzupełniono jeszcze o kontrastowo srebrną zatyczkę.   

Stali czytelnicy bloga dobrze wiedzą, że jestem dużym miłośnikiem kadzidła. Wysoka ocena, którą wystawiłem Avignon była zatem do przewidzenia. Odkładając jednak osobiste preferencje na bok, wydaje mi się, że dzieło Comme des Garçons to po prostu bardzo dobre perfumy. Przede wszystkim na uznanie zasługuje to, jak bardzo są sugestywne. Myślę, że każdemu, kto w swoim życiu zaliczył choćby epizod z religią chrześcijańską (nie ograniczałbym się tu jedynie do katolicyzmu) natychmiast skojarzą się z kościołem. Kadzidlany aromat odwzorowany jest w nich wyjątkowo wiernie. Podoba mi się również wytrawność kompozycji. Dzięki niej całość sprawia wrażenie eleganckiej oraz wyrafinowanej. Innym ciekawym zabiegiem jest zaś odwrócenie ewolucji zapachu. Standardowo, większość perfum z czasem staje się cięższa i/lub zawiesista. Ale nie Avignon. W miarę jak mijają kolejne godziny, kompozycja Duchaufour’a nabiera lekkości i wyraźnie się rozjaśnia. Tak więc, biorąc pod uwagę wszystkie wymieniowe czynniki, uważam, że recenzowane perfumy w pełni zasługują na przyznaną im ocenę. 

Avignon
Główna nuta: Kadzidło.
Autor: Bertrand Duchaufour.
Rok produkcji: 2002.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)