Himalaya – w najwyższych górach świata

Dziś na Agar i Piżmo znów gości brytyjska marka Creed. A dzieje się tak za sprawą perfumerii Arcadia ze Szczecina, która sprezentowała mi niewielką próbkę perfum o nazwie Himalaya. Kompozycji zainspirowanej - jak już się pewnie domyśliliście – najwyższym łańcuchem górskim na Ziemi. A konkretniej, wyprawą jaką Oliver Creed odbył do Tybetu. A zatem spodziewałbym się czegoś odważnego i z pazurem. Zresztą oficjalna strona marki również wspomina o przygodowym charakterze zapachu, jego świeżości oraz surowości. Ciekawi czy i ja podobnie postrzegam Himalaya? Jeśli tak, to zachęcam do lektury dalszej części niniejszej recenzji. 

Himalaya.jpg

Początek zapachu jest dość chłodny. I jakby metaliczny. Podejrzewam w nim obecność aldehydów, jednak oficjalna strona Creed milczy na ten temat. Wskazuje za to na sporą ilość cytrusów w głowie Himalaya. I faktycznie, otwarcie jest zauważalnie rześkie i lekko kwaskowe. Czuć w nim przede wszystkim bergamotkę i grejpfruta. Tej dwójce towarzyszy zaś jeszcze cytryna. A całość osłodzona została delikatnym aromatem mandarynki. Mimo to pierwsza faza recenzowanych perfum jakoś nie przypadła mi do gustu. Jest też zdecydowanie mniej intensywna niż mogłoby to wynikać ze spisu nut. Cytrusy są tu przytłumione, trochę tak jakby znajdowały się za szklaną szybą. Mamy świadomość ich obecności, jednak nie czujemy ich tak jak powinniśmy. Dlatego początek Himalaya wydał mi się raczej mało atrakcyjny.

Himalaya.jpg

Zanim przejdę do opisu tego, co dzieje się w sercu zapachu, chciałbym podzielić się z wami jednym spostrzeżeniem. Otóż prezentowana dziś na blogu kompozycja wydaje mi się bardzo monolityczna. A obecność wielu wymienionych na stronie Creed składników jest trudna do zauważenia. Niemniej, w środkowej fazie Himalaya dość prominentną rolę odgrywa sandałowiec. Jego drzewne tony nadają całości nieco bardziej orientalnego charakteru. Zbliżają nas do Nepalu. Aby jeszcze spotęgować to wrażenie, w swojej środkowej fazie dzieło Creed wzbogacone zostało przyprawami. Ja czuję tu jedynie nieco czarnego pieprzu, ale podobno jest tu też jego różowa odmiana. A także gałka muszkatołowa. Już od samego początku wyczuwałem za to pewien bardziej zielony akord. Długo nie potrafiłem go jednak zidentyfikować. Dopiero z czasem uświadomiłem sobie, że pochodzi on od zielonej herbaty. Jej specyficzna świeżość i delikatna ziołowość kojarzą mi się trochę z wysokogórskimi łąkami. Oprócz niej w sercu Himalaya deklarowana jest jeszcze obecność cedru i wetywerii. Podobnie jak sandałowiec, odpowiadają one za drzewną stronę kompozycji. Nie są jednak zbytnio wyczuwalne. Łatwo natomiast uświadomić sobie obecność budującego bazę opisywanych perfum piżma. Jego czysty i mydlany charakter jest tu widoczny gołym okiem (nosem?). Odgrywa ono kluczową rolę na ostatnim etapie dzieła Creed. Aby trochę uatrakcyjnić końcówkę wprowadzono też do niej szarą ambrę. Wytrawną i lekko słoną. Zupełnie nie czuję tu za to deklarowanego bobu tonka.

Czas by napisać kilka słów o parametrach użytkowych Himalaya. Zacznijmy tradycyjnie od projekcji. Moim zdaniem moc perfum Creed nie jest zbyt duża. Zapach rozmywa się w powietrzu wokół użytkownika. Niby jest, ale nie czuć go zbyt wyraźnie. Zalecałbym więc obfitszą aplikację. Nie mogę natomiast powiedzieć nic złego o trwałości kompozycji. Od chwili aplikacji utrzymuje się na skórze przez 7-8 godzin. To dobry wynik biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

Himalaya.jpg

Jesteście ciekawi, co sądzę o flakonie recenzowanych perfum? Moim zdaniem zwraca on uwagę. Choć diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach. Przede wszystkim wzrok przykuwa jego srebrna barwa. Cała buteleczka jest nią jednolicie pokryta. I to już może podobać się trochę mniej. Brak tu bowiem jakichś elementów charakterystycznych. Wypisane białą czcionką na froncie informacje, w tym nazwa zapachu, zlewają się z tłem. Z większej odległości praktycznie nie da się ich przeczytać. To moim zdaniem spory minus. Co nie zmienia faktu, że ten flakon mi się podoba. Jest bardzo minimalistyczny. No i jego kształt też do mnie przemawia.

Mimo niezłego wykonania i naturalnego charakteru, Himalaya to perfumy, której jakoś mnie do siebie nie przekonały. Szczerze mówiąc wydały mi się po prostu nudne. Owszem, zapach jest czysty i świeży. Może nawet trochę kojarzyć się z przejrzystym powietrzem Himalajów. Jednak co do zasady uważam go jednak za mało górski. Na pewno brak mu zapowiadanej surowości. Moje wyobrażenie przygody też jest zgoła odmienne. Natomiast Himalaya wydaje się kompozycją łagodną i spokojną. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że kojącą. I choć na pewno nie są to złe perfumy, to w mój gust zupełnie nie trafiły.

Himalaya
Główna nuta: Piżmo, Drewno sandałowe.
Autor: Olivier Creed, Erwin Creed.
Rok produkcji: 2002.
Moja opinia:  Może być. (4/7)

Perfumy Creed - Himalaya nabyć można online w perfumerii Arcadia:
https://www.perfumeria-arcadia.pl/creed-himalaya-edp-50ml-100ml

Himalaya.jpg