L’Eau de Neroli – radość życia

Tegoroczne lato zainspirowało mnie do testów różnych perfum cytrusowych. Wśród nich znalazły się zaś te będące bohaterem dzisiejszego wpisu. L’Eau de Neroli od diptyque. Do francuskiej marki mam raczej pozytywne nastawienie, ciekaw byłem zatem, co mają do zaoferowanie w powyższym temacie. Z opisu na stronie dowiedzieć się można między innymi, iż za inspiracje do stworzenie zapachu posłużyły Olivier’owi Pescheux sady Kalabrii. I unoszące się w nich w trakcie zbiorów aromaty. Obraz rozwieszonego między drzewami hamaka niemal sam nasuwa mi się na myśl. Szczęściem było by znaleźć się teraz w takim sadzie. Póki co, przekonajmy się jednak na ile wiernie jego zapach odwzorowany został w L’Eau de Neroli. 

L'Eau de Neroli.jpg

Pierwsze sekundy po aplikacji recenzowanych perfum na skórę wydały mi się bardzo surowe. Czuć chłodny, cytrusowy aromat, w którym dominuje nuta bergamotki. Towarzyszy jej zaś estragon, którego woń dodaje kompozycji szczyptę ziołowej pikanterii. Łatwo zauważyć klasycznie koloński charakter dzieła diptyque. Po chwili ujawnia się zaś pomarańczowa słodycz petitgrain. Które niesie też ze sobą pewne zielone akcenty. Wątek cytrusowy dodatkowo wzmocniony został zaś przy pomocy werbeny cytrynowej. Zebrane razem, wszystkie te nuty sprawiają, że głowa L’Eau de Neroli sprawia wrażenie niezwykle świeżej, czystej i lekko eleganckiej. A całość, choć z początku chłodna, w miarę upływu czasu stopniowo się ociepla.

L'Eau de Neroli.jpg

W sercu zapachu na scenę wkracza tytułowe neroli. Choć wyczuwalne już w pierwszej fazie kompozycji, tam ustępowało jeszcze miejsca cytrusom. Jednak teraz przejmuje pełnię kontroli nad skomponowanymi przez Olivier’a Pescheux perfumami. Sprawia, że zapach staje się jasny i radosny. Promieniuje słoneczną aurą. Kojarzy się z latem i wakacjami. Jednocześnie ma w sobie także coś znajomego, jakby swojskiego. Buduje uczucie odprężenia. W L’Eau de Neroli neroli stanowi oś, wokół której obracają się pozostałe obecne tu nuty. A w środkowej fazie kompozycji znajdziemy też jeszcze klasyczny kwiat pomarańczy oraz pelargonię. Ta ostatnia swoim aromatem nawiązywać ma chyba trochę do ziołowego wątku z otwarcia dzieła diptyque. Wspólnie stanowią zaś tło pozwalające błyszczeć naszemu głównemu bohaterowi. Stopniowo, ale coraz wyraźniej zaczyna uwidaczniać się również słodko-gorzki aromat wosku pszczelego. Zwiastuje on nadejście bazy L’Eau de Neroli. A w niej znajdziemy także inny klasyczny składnik wielu wód kolońskich, tj. drewno cedrowe. Nadaje ono zapachowi głębi oraz wyrazistości. Pozwala też nieco dłużej utrzymać go na skórze. Podobnie jak i pojawiające się w końcówce piżmo, które bardzo dobrze wpisuje się czysty i świeży charakter recenzowanych perfum.    

Poświećmy teraz nieco uwagi parametrom użytkowym L’Eau de Neroli. Muszę przyznać, że jak na wodę kolońską to są one naprawdę niezłe. Przede wszystkim zapach projektuje bardzo wyraźnie. Przez większość czasu nie miałem najmniejszego problemu, by wyczuć go na sobie. I myślę, że osoby w moim najbliższym otoczeniu również. Nieco słabiej wypada natomiast trwałość kompozycji, choć i tu tragedii nie ma. Dzieło diptyque utrzymuje się na skórze przez ok. 5-6 godzin. Nie sądzę więc by w tym akurat wypadku było się na co skarżyć.   

L'Eau de Neroli.jpg

To może jeszcze parę słów o flakonie recenzowanych dzisiaj perfum. A ten jest dość nietypowy. Swoim kształtem różni się bowiem od tego, do czego przyzwyczaiła nas francuska marka. Buteleczka jest bowiem walcowata. A jej front zdobi przeźroczysta etykieta. I ona akurat jest już bardziej w stylu diptyque. Na znajdującej się na niej grafice widzimy nagą kobietę odpoczywającą w hamaku. W oddali majaczą zaś (rzymskie?) ruiny. Moim zdaniem obrazek ten ma w sobie coś sielankowego. I dobrze pasuje do klimatu kompozycji. Wracając jednak do samego flakonu, pragnę dodać, iż zwieńczony od został czarną, plastikową zatyczką. A przez jego przeźroczyste ścianki, dostrzec można wypełniająca go bladożółtą ciecz.

Przyznaję, że mam słabość do neroli. Nie znaczy to jednak, że wszystkie perfumy z tą nutą w temacie mi się podobają. Ale L’Eau de Neroli tak. Zapach, choć prosty, posiada niezaprzeczalny urok. Jest lekki, jasny i pogodny. Biały, choć momentami zielony. A tytułowe neroli błyszczy w nim na pierwszym planie. Słodkie, delikatnie kremowe i nektarowe, ale wcale nie kobiece. To zresztą kolejna zaleta recenzowanych perfum. Tak samo dobrze pasują obu płciom. Stanowią również bardzo dobry wybór na cieplejsze pory roku, szczególnie późną wiosnę i wczesne lato. Obcowanie z kompozycją diptyque przyniosło mi sporo przyjemności i przyczyniło się do wzrostu mojej sympatii do francuskiej marki. I z pełnym przekonaniem Was również zachęcam do testów.      

L’Eau de Neroli
Główna nuta: Neroli.
Autor: Olivier Pescheux.
Rok produkcji: 2008.
Moja opinia: Polecam. (6/7)