Devotion for Men – zmiłuj się nad nami

Nasz dzisiejszy bohater, Devotion for Men, to tegoroczna męska premiera marki Dolce & Gabanna. Na Agar i Piżmo trafia jednak stosunkowo późno, na rynku perfumy te zadebiutowały bowiem jeszcze zimą (o ile to, czego doświadczyliśmy w Polsce w styczniu i lutym można w ogóle nazwać zimą). Za ich skomponowanie odpowiedzialny jest natomiast sam Olivier Cresp. Jeśli zaś chodzi o motyw przewodni, który towarzyszył powstaniu zapachu, to była nim miłość. I bezgraniczne oddanie (stąd nazwa). Za dość intrygujące, a zarazem lekko kontrowersyjne uważam natomiast odwołanie do Najświętszego Serca (Jezusowego), które pojawia się w opisie na oficjalnej stronie włoskiej marki. Z drugiej strony, wiara nadal odgrywa we Włoszech istotną rolę, bez zbędnej zwłoki przekonajmy się więc jaki wpływ miała na opisywaną dziś kompozycję.

     Ktoś mógłby określić początek recenzowanych perfum jako mocno niszowy. A ktoś inny jako po prostu straszny. Zbudowano go bowiem w oparciu o dwie moim zdaniem silnie gryzące się ze sobą nuty. W zasadzie podczas pierwszego testu Devotion for Men otwarcie zapachu wywołało u mnie niemałą konsternację. I grymas dezaprobaty. Wypadało by jednak powiedzieć co takiego znajduje się w głowie kompozycji. A pojawiają się w niej aromaty cytryny oraz czarnej kawy. Przy czym ten pierwszy jest naprawdę intensywny. Niesie ze sobą spory ładunek świeżości. Jest w nim także coś wyraźnie kwaskowego. Co stoi w opozycji do zdecydowanie bardziej surowego zapachu kawy. Która w dziele Olivier’a Cresp’a przedstawiona jest pod postacią przypominającą americano. Jej woń jest ciemna i gęsta. I mimo, że według mnie ani trochę nie pasuje do akordu cytrusowego, to oba elementy towarzyszą nam również w sercu Devotion.

     A skoro już o środkowej fazie opisywanych perfum mowa… Obok wymienionych wcześniej nut pojawiają się w niej jeszcze dwa inne wątki. Przy czym pierwszy z nich określiłbym jako à la morski. Nie doświadczymy tu bowiem morskiej bryzy ani tym bardziej przedawkowania Calone, odnajdziemy natomiast coś, hmm… słonawo-wodorostowego? Jednocześnie, kompozycja zyskuje na przestrzenności. Z kolei dominujący akord kawy nabiera jakby przyprawowego oblicza. Nie jestem w stanie powiedzieć czym go doprawiono (kardamon? a może pieprz?), uważam jednak, że zyskuje on na pikanterii. Podnosi się także jego temperatura. Przez co całość staje się cieplejsza i nieco słodsza. Nadal jednak nie trafia w mój gust. Ogólnie, cały czas postrzegam ją jako dość dziwną. Choć już nieco mniej niż na początku. Szczególnie, że w swojej bazie Devotion for Men jeszcze trochę się tonują. Na ostatnim etapie tych perfum wyczuć zaś możemy obecność paczuli. Która niewątpliwie podkreśla ich męski charakter. Jej aromat jest też nieco trawiasty, a nieco ziemisto-drzewny. Nie wzbudza już jednak tak wielkich kontrowersji. Przyzwoicie wieńczy stworzone przez Olivier’a Cresp’a pachnidło.         

     Przyszła pora by poświęcić chwilę uwagi parametrom użytkowym Devotion for Men. A te, wbrew temu co czytałem w Internecie, w moim wypadku okazały się całkiem dobre. Projekcja tych perfum nie jest może tytaniczna, według mnie nie odbiega jednak od średniej. Zwłaszcza przez pierwsze dwie godziny zapach jest naprawdę dobrze wyczuwalny na ciele. Ale nawet po upływie tego czasu nie staje się anonimowy. Uważam, że jest również dość trwały. Podczas testów znikał z mojej skóry dopiero po upływie mniej więcej 7-8 godzin od aplikacji. Warto jednak pamiętać, że mamy w tym przypadku do czynienia z wodą perfumowaną.

     No to jeszcze parę słów o flakonie opisywanej dziś kompozycji. A ten może zwracać uwagę. Przede wszystkim za sprawą umieszczonego na jego froncie metalowego wizerunku wspomnianego na wstępie Najświętszego Serca. W które wpisano symbolizujące włoską markę litery D oraz G. Poza tym w oczy rzuca się również brak jakichkolwiek innych oznakowań. Nie ma nawet nazwy zapachu. Natomiast co do pozostałej części wzoru, to buteleczka Devotion jest prostopadłościenna i wykonana z przeźroczystego szkła. Które ze sprawą zamkniętej w jej wnętrzu bursztynowej cieczy wydaje się lekko pomarańczowe. Całość uzupełniona zaś została o karbowaną metalową zatyczkę, która dobrze komponuje się z resztą flakonu.     

     Pewnego razu mój kolega pomylił kartony i zamiast mleka wlał sobie do kawy sok pomarańczowy. Zorientował się co zrobił, ale mimo wszystko zdecydował się spróbować licząc, że może jednak  będzie dobre. Nie było. I podobnie jest z Devotion for Men. Początkowe połączenie kawy i cytryny uważam za silnie dysonansowe. W zasadzie niemal natychmiastowo zniechęca mnie ono do tych perfum. I choć doceniam oryginalność kompozycji, jak również jej spora naturalność, to uważam, że całości brak balansu. Ten zapach jest po prostu niespójny. Obecne w nim nuty zamiast wspólnie grać na końcowy efekt, kłócą się ze sobą tworząc barwny, ale jednak trochę chaotyczny kolaż. Natomiast biorąc pod uwagę mainstreamowy charakter marki Dolce & Gabanna trudno mi jednoznacznie wskazać kto jest adresatem zapachu. Myślę, że niejeden młody chłopaczek po sięgnięciu po stojący na sklepowej półce flakon Devotion i zaaplikowaniu na siebie tych perfum uciekał w popłochu błagając o zmiłowanie.   

Devotion for Men
Główne nuty: Kawa, Cytrusy.
Autor: Olivier Cresp.
Rok produkcji: 2025.
Moja opinia: Nie polecam. (3/7)