Attitude – brunet wieczorową porą

Dziś kontynuuję swoją przygodę z marką Armani. Na bohatera niniejszego wpisu wybrałem zaś perfumy, które zostały już wycofane z rynku. A więc Attitude z 2007 roku. Zapach skomponowany przez trójkę niezwykle utalentowanych twórców. Alberto Morillas’a, Olivier’a Cresp’a oraz Annick Ménardo. Mimo, iż zazwyczaj tego typu kolaboracje przynoszą rozczarowujące efekty, to jednak tym razem moja ciekawość została silnie pobudzona. Przyczynił się do tego również deklarowany spis nut, które odnajdziemy w opisywanym pachnidle. O nich jednak później. Sama kompozycja reklamowana była natomiast jako męska i elegancka. Czyli standard. Przekonajmy się jednak co naprawdę kryje się we wnętrzu flakonu Attitude.

Otwarcie recenzowanych perfum jest dość wyraziste. A składa się tylko z dwóch nut. Przy czym obie są tu naprawdę dobrze wyczuwalne. Jedną z nich jest kawa. Aromatyczna, choć niezbyt ciemna. Czuć jednak jej charakterystyczną goryczkę. Zresztą, choć umieszczony w głowie, kawowy temat towarzyszyć nam będzie aż do późnej bazy opisywanego pachnidła. Natomiast drugą nutą budującą jego otwarcie jest sycylijska cytryna. Rozjaśnia ona zapach i nadaje mu więcej świeżości. Wspólnie z kawą służy do pobudzenia naszych zmysłów. Choć osobiście nie jestem zbyt wielkim zwolennikiem takiego połączenia aromatów. Nie mogę natomiast nie przyznać, że zwraca ono uwagę.

Głowa Attitude, choć interesująca, nie do końca przekonała mnie do stworzonej przez trio Morillas - Cresp – Ménardo kompozycji. Ale już następująca po niej faza serca zyskała moją przychylność. Choć również i ona jest naprawdę prosta. Ponownie mamy tu do czynienia tylko z dwiema nutami. I tak, na scenę wkracza lawenda. Z jednej strony słodka, z drugiej ziołowo wytrwana. Ciekawie kontrastuje z początkowym aromatem dzieła Armani’ego. Jest w niej coś eleganckiego. A także subtelnie pylistego. I ciepłego. Choć to ostatnie wrażenie może akurat być wynikiem obecności kardamonu w środkowej fazie recenzowanych perfum. Przydaje on całości delikatnej zieleni oraz bardziej przyprawowego klimatu. Choć na pewno nie określiłbym Attitude jako zapachu kulinarnego. Pewne orientalne konotacje tu jednak odnajduję. I nieco się one nasilają w miarę jak docieramy do bazy kompozycji. A choć w porównaniu do poprzednich etapów pojawia się w niej trochę więcej elementów, to główne role znów odgrywają dwie nuty. Przynajmniej według mnie. Tak więc w końcowej fazie opisywanego pachnidła odnajdziemy wyraźnie drzewny aromat cedru. Podobnie jak i poprzedzająca go lawenda, także i on łączy w sobie elementy słodyczy i wytrawności. Nadaje też kompozycji męskości. Spotęgowanej jeszcze za sprawą paczuli. Jej ostrzejsze tony wybijają się na tle pozostałych nut. Nadal czuć także kawę. Choć za sprawą ambry i opoponaksu całość nabiera bardziej żywicznego charakteru. Spotęgowaniu ulega także wrażenie bijącego od Attitude ciepła. Klimat tych perfum staje się silniej zimowo-wieczorowy. Wydaje mi się, że w końcówce wyczuwam też szczyptę wanilii i że to ona odpowiada za bardziej zmysłowy finisz dzieła Armani’ego. W oficjalnym spisie ta nuta jednak nie występuje.      

Zobaczmy teraz jak nasz dzisiejszy bohater prezentuje się pod kątem parametrów użytkowych. Gdy chodzi o projekcję, to nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Zapach posiada moc powyżej przeciętnej. Stosunkowo łatwo wyczuć go na sobie. A i osoby w naszym otoczeniu nie powinny mieć z tym problemu. Tylko minimalnie słabiej wypada trwałość kompozycji. A plasuje się ona w przedziale 7-9 godzin. Co uznaję za satysfakcjonujący rezultat. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Attitude występuje pod postacią wody toaletowej.

Poświęćmy też chwilę uwagi flakonowi recenzowanych dziś perfum. Czy i Wam jego wzór skojarzył się z zapalniczką do papierosów? Chroniąca atomizer srebrna zatyczka zamocowana jest na zawiasie, w efekcie czego w mojej wyobraźni pojawia się obraz zapalniczki Zippo. Natomiast podstawa buteleczki pokryta jest ochronną warstwą czarnego plastiku. W którym wytłoczono, ułożone jeden nad drugim, romby. Znamienny jest także brak jakichkolwiek oznakowań. Na flakonie nie znajdziemy bowiem ani informacji o nazwie zamkniętego w nim zapachu, ani o jego producencie. Pod tym względem całość prezentuje się dość minimalistycznie. Ale i tak mi się podoba.     

Wydaje mi się, że jedną z cech charakterystycznych Attitude jest to, jak dobrze czuć poszczególne budujące te perfumy nuty. Niemal każdy z obecnych tu elementów otrzymał od twórców swoje pięć minut. Przełożyło się to zaś na intrygującą ewolucję. W skutek której każda faza zapachu oferuje nam nieco inne doznania. Całość pozostaje jednak spójna. Ujmuje ciepłym, a zarazem męskim i eleganckim aromatem. Który doskonale pasuje na romantyczną kolację z ukochaną. Attitude ma bowiem w sobie coś uwodzicielskiego. To pachnidło zbierające komplementy płci przeciwnej. Naprawdę nie rozumiem decyzji o jego wycofaniu z rynku. Całość jest przecież na tyle przystępna, że przy odpowiedniej kampanii reklamowej powinna sprzedawać się jak ciepłe bułeczki. A jednak coś nie wypaliło i dziś dzieło Armani’ego dostępne jest już tylko z drugiej ręki. Zachęcam jednak by trochę go poszukać. Warto.    

Attitude
Główne nuty: Kawa, Nuty Drzewne.
Autor: Alberto Morillas, Olivier Cresp, Annick Ménardo.
Rok produkcji: 2007.
Moja opinia: Polecam. (6/7)