Pink Quartz – imię róży

Ponieważ już za miesiąc Walentynki, pomyślałem, że przygotuję dla Was recenzję perfum kojarzących się z miłością. Mój wybór padł zaś na Pink Quartz od Olivier’a Durbano. A więc zapach z kolekcji dedykowanej kamieniom szlachetnym. Inspirowany, jak już się pewnie domyśliliście, różowym kwarcem. Czyli minerałem będącym symbolem zarówno miłości, jak i współczucia. Kojarzonym z wewnętrznym spokojem oraz szczęściem. Czego zatem spodziewać się po opisywanej dziś kompozycji? Trudno mi było odgadnąć. Spodziewałem się natomiast, że możemy tu mieć do czynienia z perfumami zbudowanymi wokół nuty różowego pieprzu. W rzeczywistości, główny bohater jest jednak zupełnie inny.

Już na wstępie zdałem sobie sprawę z wyraźnie kwiatowego klimatu Pink Quartz. Choć głowa recenzowanych perfum ma w sobie także coś cytrusowego. Pojawiają się w niej różowy (a jakże) grejpfrut oraz bergamotka. W efekcie głowa kompozycji jest dość świeża i zauważalnie lekka. Za sprawą obecności imbiru ma w sobie także coś subtelnie pikantnego. Kluczową rolę w otwarciu (i nie tylko) odgrywa jednak inna przyprawa. A jest nią szafran. Jego orientalna słodycz nadaje całości głębi. Od razu podkreśla także zmysłowy charakter Pink Quartz. A skojarzenia z Bliskim Wschodem są tu jak najbardziej na miejscu. Szczególnie, że w otwarciu pojawia się także sygnaturowe dla Oliviera Durbano olibanum. Z tym, że w recenzowanych dziś perfumach dymna nuta kadzidła nie jest dla mnie specjalnie wyraźna. Przynajmniej na początku.

Skoro już wspomniałem o kwiatowym klimacie Pink Quartz, to wypadałoby napisać skąd się on bierze. Jest to zasługa róży. Przy czym francuski jubiler sięgnął tu po jej dwie odmiany. W pierwszej kolejności pojawia się róża damasceńska. Wyraźnie słodka, nadaje ona kompozycji bardziej marmoladowego oblicza. Jest niemal apetyczna. Towarzyszy jej zaś drewno różane. Które stanowi zapowiedź nieco bardziej drzewnej bazy. Abyśmy jednak nie czuli się przytłoczeni nadmiarem słodyczy, w sercu opisywanego zapachu pojawia się też aromat palczatki imbirowej (palmarosa). Choć i on jest z zasady słodki i kwiatowy, to jednak ma w sobie pewną lekkość, która tonuje cięższy akord różany. Zresztą to właśnie serce wydaje mi się najbardziej intensywną fazą Pink Quartz. W miarę jak zbliżamy się do ostatniej fazy tych perfum, ich słodycz nieco maleje. Owszem, za sprawą absolutu róży indyjskiej całość nadal pozostaje różana, nabiera jednak przestrzenności. Wyraźniej czuć teraz także deklarowane na wstępie kadzidło. Obok niego odnajdziemy tu też jednak mirrę i benzoes. Baza stworzonej przez Olivier’a Durbano kompozycji ma więc wyraźniej żywiczny klimat. Za nieco ostrzejsze tony odpowiedzialne są natomiast szara ambra i paczula. Całość uzupełniono zaś białym piżmem. W efekcie końcówka zapachu jest dość świeża. Nie pozwala nam jednak zapomnieć o orientalnym charakterze Pink Quartz. Jest miękka i zmysłowa. Choć jak dla mnie chyba zanadto kobieca.

Poświęćmy też chwilę uwagi parametrom użytkowym recenzowanego pachnidła. Jak pod ich kątem prezentuje się nasz bohater? Jeśli chodzi o projekcję, to jest dobrze. Opisywany zapach posiada całkiem intensywny aromat. Myślę, że bez problemu czuć go będziecie na sobie w każdej jego fazie. Do tego dodać zaś możemy zupełnie przyzwoitą trwałość. Taką na poziomie 7-8 godzin. Pamiętać jednak musimy, że w przypadku dzieła Oliver’a Durbano mamy do czynienia z wodą perfumowaną.  

A jak prezentuje się flakon Pink Quartz? Jest to klasyczny wzór, typowy dla wszystkich perfum z kolekcji Parfums de Pierres Poémes. Tak więc buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła i ma kształt prostopadłościanu. W oczy od razu rzuca się natomiast jasnoróżowa barwa wypełniającej jej wnętrze cieczy. Pasuje ona zarówno do nazwy jak i charakteru prezentowanego zapachu. Ponadto, zauważalny jest brak etykiety. Markę perfum oraz nazwę linii, do której należą wypisano wprost na szkle. A użyto do tego czarnej czcionki. Co ciekawe, nigdzie nie ma natomiast informacji o nazwie kompozycji. Jest za to logo producenta. Aby uzupełnić wzór sięgnięto zaś po smukłą, srebrną zatyczkę w kształcie walca.     

Choć perfum opartych na duecie róża – szafran jest na rynku sporo, to wydaje mi się, że dzieło Oliver’a Durbano zasługuje na uwagę. Od intensywnego przyprawowego otwarcia zgrabnie przechodzi bowiem do subtelniejszej bazy. I choć to kompozycja słodka i wyraźnie kwiatowa, to jednak zawiera w sobie elementy pozwalające jej wyróżnić się na tle konkurencji. No i nie ma tu oudu. Natrafiłem natomiast na sporo porównań do Lyric od Amouage. Będę musiał to sprawdzić. Nie mam natomiast wątpliwości, że Pink Quartz to perfumy radosne, ale i wyrafinowane. Jedyny problem jaki z nimi mam to, że wydają mi się lekko dziewczęce. I choć doskonale wiem, że na Wschodzie róża jest podstawowym składnikiem wielu męskich pachnideł, to gdy wącham recenzowany zapach przed moimi oczami pojawia się obraz roześmianej dwudziestokilkulatki. W różowej sukience oczywiście.          

Pink Quartz
Główne nuty: Róża, Przyprawy.
Autor: Olivier Durbano.
Rok produkcji: 2010.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)