Paradigme – słodki, drzewny kleik
Poza serią Les Infusions, od czasów L’Homme, to jest od roku 2016, marka Prada nie przedstawiła światu nowego oryginalnego zapachu dla mężczyzn. Taki stan rzeczy zmianie uległ dopiero niedawno. A stało się to za sprawą pojawienia się na rynku Paradigme. Za skomponowanie tych perfum odpowiedzialny jest zaś tercet Bruno Jovanovic, Marie Salamagne, Nicolas Bonneville. Przy czym do tej pory nie miałem styczności jedynie z twórczością tego ostatniego. Samo pachnidło przedstawiane jest natomiast jako odważne i wyrafinowane. A także łamiące konwencje i pozwalające w pełni wyrazić siebie. Biorąc pod uwagę moją sympatię do estetyki zapachów Prady, nie mogłem więc nie skusić się na testy.
Właściwą cześć dzisiejszej recenzji chciałbym rozpocząć od dwóch spostrzeżeń. Po pierwsze, moim zdaniem Paradigme to perfumy, które prawie nie posiadają ewolucji. Naprawdę trudno w ich przypadku mówić o trójpodziale na głowę, serce i bazę. Jeśli już, to mamy tu do czynienia z mikro-fazami. Natomiast moja druga obserwacja jest taka, że zapach od samego początku jest wyraźnie słodki i syntetyczny. Co nie rokuje za dobrze. Ale po kolei. Według oficjalnego spisu nut w głowie prezentowanej kompozycji odnaleźć możemy kalabryjską bergamotkę oraz piżmo. Obecność tego drugiego na tak wczesnym etapie może zaskakiwać. Wyjaśnia jednak wyczuwane przeze mnie chemiczne aromaty. Nie można mieć wątpliwości, że nie sięgnięto tu po składnik wysokiej jakości . W dodatku zapach, który czujemy jest bardzo generyczny i nie wyróżnia się absolutnie niczym szczególnym. Jeśli zaś chodzi o wspomnianą bergamotkę, to rzeczywiście, w tle dzieła Prady doszukać się można wątku cytrusowego. Z tym, że kojarzy się on raczej z tanimi odświeżaczami powietrza niż z soczystą wonią dojrzewających pod włoskim niebem owoców. Idźmy jednak dalej.
Deklarowana faza serce w przypadku Paradigme składa się tylko z jednej nuty. Choć tak jakby z dwóch. Zbudowano ją bowiem w oparciu o geranium. Przy czym trio Jovanovic, Salamagne i Bonneville sięgnęło tu po jego dwa gatunki: bourbon oraz popularną pelargonię. A jaki jest tego efekt? Moim zdaniem niespecjalnie interesujący. Czuć tu trochę zieleni, trochę ziołowej wytrawności i nieco cytrusów. Całość utrzymuje również swój słodki charakter. Do tego sprawia zaś wrażenie lekko przykurzonej. Co w pewnych okolicznościach mogłoby być nawet ciekawe, jednak nie w tym zestawieniu. Powoli kompozycja zaczyna także przybierać bardziej ambrowego wyrazu. Co nie może dziwić biorąc pod uwagę zadeklarowane w jej bazie nuty. Wśród których znajdziemy benzoes, balsam peru i drewno gwajakowe. Przy czym charakterystyczny, dymno-gumowy aromat tego ostatniego jest tu dla mnie absolutnie niewyczuwalny. Zresztą ogólnie, całość zdaje się zlewać w jedną bezkształtną i słodką papkę, z której trudno wyłowić pojedyncze akcenty. Jednak wspomniana słodycz nie jest efektem tylko obecności żywic i sztucznego piżma. Moim zdaniem w Paradigme pojawia się jeszcze, przemilczany w oficjalnym spisie nut, bób tonka. I to on sprawia, że dzieło Prady wydaje się nam tak dobrze znajome.
No to teraz zobaczmy jak recenzowane dziś perfumy prezentują się pod kątem swoich walorów użytkowych. I muszę przyznać, że w tym aspekcie jest naprawdę nieźle. Jeśli chodzi o projekcję Paradigme, to uważam ją za dość silną. Zapach jest łatwo wyczuwalny w przestrzeni wokół nas. I to za równo dla nas jak i dla innych znajdujących się w pobliżu osób. Do tego całkiem długo trzyma się na skórze. Jego trwałość wynosi mniej więcej 10-12 godzin. Co nie może jednak dziwić, biorąc pod uwagę jak dużo w nim chemicznych utrwalaczy. Swoją cegiełkę dokłada też jednak to, że mamy tu do czynienia z koncentracją eau de parfum.
Tym, czym najnowsze dzieło Prady zyskało sobie moją przychylność jest jego flakon. Przede wszystkim podoba mi się jego szmaragdowo zielona barwa. Kojarzy się trochę z leśnymi klasykami pokroju Polo Green i Paco Rabanne pour homme. Z tym, że należąca do Paradigme buteleczka prezentuje się nieco nowocześniej. W swojej górnej części posiada na przykład trójkątne wytłoczenie, na którym wypisana jest marka perfum wraz logo. Dość zaskakująco brak natomiast informacji o nazwie zapachu. Jest za to umieszczony na srebrnym pierścieniu atomizer oraz czarna, prostopadłościenne zatyczka. I to by było na tyle. Cały wzór jest więc zarazem minimalistyczny, elegancki jak i przyciągający uwagę. Dobra robota!
Biorąc pod uwagę, że to Prada, czuję się zażenowany tym, jak słabymi perfumami są Paradigme. To zapach zupełnie niecharakterystyczny. Pachnie jak cała masa innych, notabene dużo tańszych, kompozycji marek z dolnej półki. Jeśli to jest kierunek, w którym pod wodzą L'Oréal zmierzać ma włoska marka, to choć może uda jej się osiągnąć sukces komercyjny, to jej wizerunek w świecie perfum zdecydowanie ucierpi. Opisywane dziś pachnidło jest nudne i do bólu wtórne. A do tego całkowicie brak mu naturalności. Zdecydowanej większości deklarowanych w jego składzie nut w ogóle nie da się wyczuć. A szkoda, bo na papierze ten zestaw wygląda naprawdę ciekawie i chętnie przetestowałbym go odtworzonego w zapachu jakiejś niszowej marki. Tymczasem Prada zaserwowała nam pozbawioną jakiejkolwiek głębi słodko-drzewną papkę, którą jestem naprawdę mocno rozczarowany.
Paradigme
Główna nuta: Nuty Drzewne.
Autor: Bruno Jovanovic, Marie Salamagne, Nicolas Bonneville.
Rok produkcji: 2025.
Moja opinia: Odradzam. (2/7)