Venetian Bergamot – kupiec wenecki

Choć na blogu pojawiło się już całkiem sporo perfum Tom’a Ford’a, to jednak ostatnio jakoś nie było mi po drodze z amerykańskim kreatorem mody. Po około rocznej przerwie znów zdecydowałem się jednak na testy zapachu z kolekcji Private Blend. Tym razem mój wybór padł zaś na Venetian Bergamot. A więc kompozycję, która (mimo debiutu w 2015 roku) nie jest już dostępna na rynku. Dlaczego? Trudno powiedzieć, bowiem z tego co udało mi się ustalić, w USA pachnidło to sprzedawało się naprawdę dobrze. Inspirowane zaś było słynnym włoskim miastem na wodzie. W czasach jego świetności, z pięknymi pałacami oraz tętniącymi życiem targowiskami, na których kupić można było towary ze wszystkich stron świata. W tym świeże cytrusy, aromatyczne przyprawy oraz szlachetne drewna. I wszystkie te elementy odnaleźć mamy w Venetian Bergamot. Sprawdźmy zatem czy faktycznie tak jest.  

     Jeśli chodzi o pierwszą fazę recenzowanych perfum, to tytułowa bergamotka odgrywa w niej pierwszoplanową rolę. Jest więc rześko i cytrusowo. A do tego nieco, hmm… earl-greay’owo. Bo choć dzieło Ford’a nie zawiera nuty herbaty, to jednak w jakiś sposób trochę mi się z nią kojarzy. Zapewne właśnie za sprawą cierpkiego aromatu głównej bohaterki. Niemniej, sam w sobie, początek Venetian Bergamot wydał mi się jakby ciemny. Do czego przyczynić się mógł obecny na tym etapie kompozycji czarny pieprz. Nadaje on całości przyprawowego oblicza, które wzmocnione zostało jeszcze przy pomocy imbiru oraz słodszego, różowego pieprzu. I w sumie, za sprawą takiego połączenia nut, odbieram początek opisywanego zapachu jako soczysty, a zarazem pikantny. To ciekawy efekt, który sprawia, że zastanawiam się w jakim kierunku następnie podąży recenzowane pachnidło.

     W środkowej fazie Venetian Bergamot bergamotka, nadal odgrywa istotną rolę, marginalizacji ulegają natomiast przyprawy. W ich miejsce na scenę wkraczają kwiaty. Spośród których ja najwyraźniej czuję chyba gardenię. Wnosi ona bowiem do dzieła Tom’a Ford’a pewien element fekalności. Coś brudnego. Kojarzącego się trochę z piżmem lub cywetem. Przy czym żadna z tych nut nie pojawia się oficjalnie w składzie prezentowanych perfum. Odnajdziemy w nich natomiast jeszcze magnolię oraz ylang-ylang. Co istotne, wątek kwiatowy nigdy nie dominuje kompozycji. Pozostaje niejako w tle, nadając całości, rzadko spotykanej w przypadku perfum cytrusowych, głębi. Z czasem zostaje zaś zastąpiony przez akord drzewny. Reprezentowany między innymi przez cedr i żółtodrzew. A także drewno sandałowe, którego kremowy aromat płynnie łączy się z pojawiającymi się w bazie zapachu nutami bobu tonka oraz Cashmeranu. Za bardziej jedwabisty klimat ostatniej fazy Venetian Bergamot odpowiada też jednak ambra. Końcówka jest więc zauważalnie cieplejsza, natomiast w moim odczuciu nieco brakuje jej wyrazistości.   

     Zobaczmy jeszcze jak prezentują się parametry użytkowe naszego dzisiejszego bohatera. Jeśli chodzi o moc, to trochę mnie ona rozczarowała. Uważam ją za poniżej średniej. Nie mogę może powiedzieć, że zapach Tom’a Ford’a jest prawie niewyczuwalny, niemniej, przy standardowej aplikacji dość szybko chowa się bliżej skóry. I dopiero hojniejsze wyperfumowanie się pozwala mu zostać wyraźniej dostrzeżonym. Jeśli zaś chodzi o trwałość, to w moim odczuciu jest ona w normie. Wyniki, które zanotowałem kształtowały się na poziomie około 7-9 godzin. Zwrócę przy tym Waszą uwagę na fakt, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.

     A jak wygląda flakon recenzowanej dziś kompozycji? Przede wszystkim mamy tu do czynienia z typowym dla linii Private Blend wzorem. A więc buteleczka wykonana jest z przydymionego szkła i ma kształt prostopadłościanu z delikatnie zwężającą się ku górze szyjką. Na której, pod przypominającą zwieńczenie kolumny zatyczką, osadzono atomizer. Natomiast frontową ściankę zdobi złota etykieta. Wypisano na niej markę oraz nazwę zapachu, jego koncentrację oraz pojemność flakonu. Wszystko to prezentuje się bardzo elegancko, a zarazem dość klasycznie. Wzór jest przyjemny dla oka.  

     Nie mam wątpliwości, że Venetian Bergamot to perfumy, które wyróżniają się na tle innych kompozycji cytrusowych. Tylko czy w ogóle można je zakwalifikować do tej kategorii? Dzieło Ford’a jest bowiem zauważalnie bardziej złożone. Zmienia się i ewoluuje w miarę upływu czasu. Tytułowa bergamotka prowadzi nas przez spektrum innych akordów: przyprawowy, białokwiatowy i drzewny. Przy czym żaden z nich nie dominuje tego pachnidła. Wspólnie grają na efekt końcowy. Który moim zdaniem jest dość oryginalny, choć nie do końca w moim guście. Szczególnie końcówka trochę mnie rozczarowała. Niemniej, Venetian Bergamot to nadal perfumy o wysokiej jakości wykonania a decyzja o ich wycofaniu pozostaje dla mnie niezrozumiała.

Venetian Bergamot
Główne nuty: Bergamotka, Nuty Drzewne.
Autor: brak danych.
Rok produkcji: 2015.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)