Geranium Odorata – pachnący parapet

Dziś kontynuuję swoją przygodę z diptyque. Po niedawnej recenzji L’Eau des Hespérides, tym razem sięgnąłem po Geranium Odorata. A więc perfumy, którymi zainteresowałem się przy okazji przygotowywania wpisu o geranium. To właśnie aromat popularnej anginki stanowi bowiem trzon dzieła francuskiej marki. Ja sam posiadam natomiast jedną sztukę tej rośliny, która zdobi parapet mojej łazienki. Jej zapach jest mi więc całkiem dobrze znany. Byłem zatem ciekaw jak został przedstawiony w recenzowanej dziś kompozycji. Opis na stronie diptyque wskazuje bowiem na raczej męski charakter tych perfum. Choć pewne wskazówki co do tego, że mogą ich używać kobiety również się pojawiają. Zobaczmy zatem jak jest w rzeczywistości.    

Już od samego początku Geranium Odorata nie pozostawia wątpliwości co do swojej przynależności do grupy zapachów zielonych. Jego otwarcie jest świeże, chłodne i wytrawne. A choć tytułowy składnik wyczuwalny jest niemal natychmiast, to jednak w głowie istotne funkcje odgrywają jeszcze inne nuty. Przede wszystkim bergamotka. To za jej sprawą pierwsza faza recenzowanych perfum jest tak jasna i rześka. Jednocześnie, cierpki aromat tego owocu doskonale nadaje się do zapowiedzenia wspomnianego geranium. Stanowi niejako jego forpocztę. Natomiast za chłodną stronę kompozycji po części odpowiedzialny jest kardamon. Wzmacnia on także zieloną stronę dzieła diptyque. I otwiera drzwi, przez które do zapachu wprowadzony zostaje wątek przyprawowy. Poza tym, wydaje mi się, że w głowie Geranium Odorata znajdziemy też odrobinę mięty. Również i ona przyczynia się do postrzegania przeze mnie opisywanych perfum jako zielono-ziołowych i orzeźwiających.

W miarę jak przemija faza głowy, w przedstawianej kompozycji coraz silniej dominować zaczyna tytułowe geranium. A jego aromat jest tu naprawdę realistyczny. Aż byłem w szoku. Po około pół godzinie od aplikacji, skomponowane przez Fabrice’a Pellegrin’a pachnidło pachnie niemal tak, jak znajdująca się na moim parapecie roślinka. Jest więc cierpko, ale i świeżo. Z wyraźnymi cytrusowymi akcentami. Oraz ziołowym tłem. A jednocześnie, w Geranium Odorata odnajduję coś kwiatowego. Różanego, by być precyzyjnym. Majaczącą gdzieś na drugim planie charakterystyczną słodycz. Która podkręcona została jeszcze przy pomocy różowego pieprzu. Wspomaga on wątek przyprawowy i przyczynia się do nadania dziełu diptyque pewnej subtelnej pikanterii. Rozjaśnia też kompozycję. Muszę przyznać, że póki co recenzowane perfumy naprawdę mi się podobają. Spadek formy zaliczają dopiero w bazie. Choć i ona nie jest zła. Wydaje mi się jednak trochę banalna. Do jej budowy posłużono się zaś przede wszystkim bobem tonka i drewnem cedrowym. W efekcie końcówka jest słodkawa i lekko drzewna. Ma w sobie coś miękkiego. Przez co męski dotychczas charakter Geranium Odorata ulega częściowemu zatarciu. Z drugiej strony, może to właśnie jest wspomniany przez mnie na wstępie ukłon w stronę płci pięknej? Trudno powiedzieć. Wiem natomiast, że za podtrzymanie zielonego klimatu kompozycji odpowiedzialna jest wetyweria. Z tym, że nie jest tu ona specjalnie dobrze wyczuwalna.    

Czas by przyjrzeć się trochę walorom użytkowym dzieła diptyque. Zacznijmy od projekcji. A ta okazała się moim zdaniem zaskakująco dobra. Po kompozycji w tym stylu nie spodziewałem się bowiem wielkiej mocy. Tymczasem przez dwie pierwsze godziny od aplikacji Geranium Odorata naprawdę wyraźnie dawało o sobie znać. Praktycznie czułem, jakbym cały czas miał koło siebie doniczkę z anginką. Dopiero po pewnym czasie aromat recenzowanych perfum zaczął słabnąć. Nigdy jednak nie stał się całkowicie bliskoskórny. Jeśli natomiast chodzi o trwałość opisywanych perfum, to uważam, że wypada ona przyzwoicie. Stworzone przez Fabrice’a Pellegrin’a pachnidło występuje pod postacią wody toaletowej i utrzymuje się na ciele przez około 6-7 godzin. Tak przynajmniej było w moim wypadku.  

Chciałbym także krótko wspomnieć o flakonie recenzowanej kompozycji. Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy tu do czynienia ze wzorem typowym dla diptyque. Frontowa ścianka ma zatem kształt owalu o ściętej podstawie i wierzchołu. Buteleczka wykonana jest zaś z przeźroczystego szkła, przez które dostrzec możemy zamkniętą w niej blado zielonkawą ciecz. Jej przód zdobi biała etykieta, w której centralnym punkcie umieszczono rycinę geranium. A tuż nad nią nazwę zapachu. Natomiast oznaczenie producenta i jego adres wypisane są w okalającej całość ramce. Wzór uzupełnia jeszcze cylindryczna czarna zatyczka, którą osadzono na plastikowym atomizerze tej samej barwy.

Wydaje mi się, że nie popełnię błędu określając Geranium Odorata mianem zapachu soliflore. Tytułowa anginka jest w nim bowiem nutą bezsprzecznie pierwszoplanową. A wszystkie pozostałe elementy służą jedynie uzupełnieniu jest aromatu. Z tego względu kompozycja jest też raczej liniowa. Mimo swojej prostoty, posiada jednak pewien magnetyzm. Który wynika chyba przede wszystkim z tego, jak bardzo realistycznie odzwierciedlono tu głównego bohatera. Jego zielono-ziołowa woń sprawia, że całość ma w sobie coś szorstkiego. Jednak zarówno za sprawą cytrusowych akcentów, jak i bardziej kremowej bazy, nie jest nieprzystępna. Całość została może lekko ugrzeczniona, ale nie na tyle by stracić charakter. Choć jej ostatnia faza mogłaby być ciekawsza. Mimo to uważam, że Geranium Odorata to całkiem udane perfumy, które dobrze sprawdzą się zwłaszcza w cieplejsze pory roku. 

Geranium Odorata
Główna nuta: Geranium.
Autor: Fabrice Pellegrin.
Rok produkcji: 2014.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)