Jaïpur Homme – przyprawowe serce Radżastanu

Przy okazji dzisiejszego wpisu znów dowiedziałem się czegoś z geografii świata. Tym razem o Indiach. Jaïpur to bowiem nie tylko nazwa recenzowanych perfum, ale i największe miasto w Radżastanie. Ochrzczone tak na cześć maharadży JaiSingh’a II. I samo to powinno wystarczyć byśmy domyślili się, że w przypadku Jaïpur Homme będziemy mieć do czynienia z kompozycją o zdecydowanie orientalnym charakterze. Do testów zachęciła mnie jednak również osoba autorki zapachu. Czyli Annick Ménardo. Choć fakt, że kompozycja powstała w drugiej połowie lat 90’ XX wieku także nie pozostał bez wpływu. Nie ma jednak co zanadto rozpływać się w fantazjach. Zamiast tego proponuję przekonać się jak naprawdę pachnie Jaïpur Homme.   

Oho! pomyślałem tuż po pierwszej aplikacji recenzowanych perfum na skórę. Dawno bowiem nie miałem do czynienia z zapachem w tym stylu. Dzieło Boucheron jest wyraźnie przyprawowe, a przy tym zauważalnie sypkie. Do tego silnie oldschoolowe. W jego głowie odnaleźć zaś można między innymi nutę bergamotki. To ona nadaje kompozycji lekkości i sprawia, że całość nie przytłacza. Za jej sprawą do stworzonego przez Annick Ménardo pachnidła wkradają się również pewne oznaki świeżości. W pierwszej fazie Jaïpur Homme pojawia się też jednak akcent kwiatowy. Wprowadzony za sprawą heliotropu. Muszę natomiast szczerze przyznać, że wcale go tutaj nie rozpoznałem. Owszem, od otwarcia bije delikatne ciepło, jednak nie czuję nic migdałowego czy wiśniowego. Przy czym nie wykluczam, że to właśnie heliotrop odpowiada po części za sygnalizowany już pudrowy charakter opisywanych perfum.

Gdy przeminie faza głowy, wkraczamy w etap serca. W którym jeszcze silniej zaznacza się wspomniany wątek przyprawowy. Do akcji wkracza niezbyt przeze mnie lubiany cynamon. Wraz z nim temperatura zapachu rośnie. Wzmaga się także jego słodycz. Na szczęście, tuż obok pojawia się gałka muszkatołowa. Jej cierpki aromat równoważy kompozycję. Podtrzymuje jednak jej gorący klimat. Możemy się poczuć, jakbyśmy naprawdę znaleźli się w sercu indyjskiego bazaru. Choć może brakuje nuty curry. Jest za to wanilia. Także i ona odpowiada za słodszą i bardziej orientalną stronę Jaïpur Homme. Nadal mam także poczucie, że dzieło Boucheron pozostaje wyraźnie sypkie. Trochę jakby ktoś obtoczył je w przyprawowym pyle. Wrażenie to słabnie jednak w miarę nadejścia bazy zapachu. W której notabene króluje jeszcze jedna przyprawa. A są nią goździki. To za ich sprawą dzieło Annick Ménardo nabiera jeszcze więcej pikanterii. Ich korzenny aromat doskonale wpisuje się w malowany przez Francuzkę obraz. Końcówka jest wonna i nieco żywiczna. W ostatniej fazie kompozycji pojawia się bowiem ambra. Jak również bób tonka, który swoją obecnością wygładza ostre krawędzie zapachu i nadaje mu więcej zmysłowości. Całość pozostaje jednak zauważalnie retro.

Czas by przyjrzeć się parametrom użytkowym Jaïpur Homme. Biorąc pod uwagę datę powstania tych perfum, spodziewałem się, że będą one na wysokim poziomie. I nie rozczarowałem się. Jeśli chodzi o projekcję, to jest ona dość silna. Niemal natychmiast po aplikacji czuję, jakby otaczały mnie kłęby przyprawowego pyłu. I wrażenie to jest całkiem przyjemne. Należy jednak uważać, by nie przesadzić z obfitością i nie przyprawić się o ból głowy. Nie mogę również skarżyć się na trwałość kompozycji. Na mojej skórze dzieło Boucheron utrzymywało się zazwyczaj przez 8-9 godzin. To dobry wynik, choć należy wziąć poprawkę na fakt, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.

A jak prezentuje się flakon opisywanego dziś zapachu? Według mnie od razu widać, że powstał on jeszcze w ubiegłym stuleciu. Buteleczka wykonana jest z matowego szkła i ma kształt odwróconego trapezu, z wygięta w łuk górną krawędzią. Sporo tu także wytłoczeń. Dolna cześć jest jakby karbowana, a - zamiast na etykiecie - nazwa, marka i koncentracja zapachu wypisane zostały w specjalnie wyciśniętym w tym celu obszarze. W górnej części widzimy natomiast, że okolice atomizera pokryte są grubszą warstwą szkła. Całość uzupełniona została przez spiczastą zatyczkę w kolorze złota i niebieskiego. A więc barw znanych już z Boucheron pour Homme. Przez mleczne szkło dostrzec zaś możemy zamkniętą we flakonie jasnożółtą ciecz.   

Jaïpur Homme to ten rodzaj perfum orientalnych, na które dziś nie ma już popytu. Bogaty i przyprawowy, a zarazem z wyraźnie pudrową dominantą. Trochę skojarzył mi się z Aramis – Havana. Choć te zapachy nie są podobne, to jednak klimat jaki budują wydaje mi się zbliżony. Może to przez ten cynamon. A także przez ich zauważalnie męski charakter. Przy czym dzieło Boucheron wydało mi się jednak trochę cieplejsze. I nieznacznie lżejsze. Dzięki czemu uważam je za dość uniwersalne. Używane nawet w cieplejsze dni, nie powinno wywołać dyskomfortu. Poza tym Jaïpur Homme to kompozycja do pewnego stopnia elegancka. Mimo orientalnego charakteru, odnajduję w niej coś dystyngowanego. A co Wy sądzicie na jej temat?   

Jaïpur Homme
Główna nuta: Przyprawy.
Autor: Annick Ménardo.
Rok produkcji: 1997.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)