Pi – w kręgu waniliowej słodyczy

     Liczba pi (π) to stała matematyczna, określająca stosunek obwodu koła do długości jego średnicy. W przybliżeniu wynosi ona 3,14. Pi to również nazwa perfum marki Givenchy z 1998 roku. Autorem tej kompozycji jest dobrze już znany czytelnikom bloga Alberto Morillas. Tym razem Hiszpan poproszony został o stworzenie zapachu, który odzwierciadlałby przygodę i inspirował mężczyzn do wkraczanie na nieznane terytorium. Powtarzając za oficjalną stroną Givenchy - nosząc Pi stajemy się pionierami. Męskimi a zarazem wrażliwymi. W tej sytuacji nie może dziwić, że perfumy te balansują na pograniczu stylu orientalnego i gourmand. Czy jednak faktycznie zachęcają by wyruszyć na poszukiwanie przygody? Postanowiłem sprawdzić.

      Początek zapachu to faza, która podoba mi się zdecydowanie najbardziej. Jest męski i wytrawny, choć jednocześnie okraszony pewną ilością słodyczy. Wynika ona z zastosowania w składzie prezentowanych dziś perfum aromatu mandarynki. Jej słodycz walczy w Pi z goryczą, zbudowaną w oparciu o kilka różnych nut. Za ostry, ziołowy i niemal niszowy charakter głowy zapachu odpowiedzialne są przede wszystkim estragon, rozmaryn oraz bazylia. To właśnie ten tercet definiuje wytrawny styl, w którym otwiera się kompozycja. Dzięki nim Pi bardzo przyjemnie drapie w nozdrza. W zapachu odnajduję również wyraźną zieleń. Została ona wykreowana za pomocą galbanum. Cierpkie tony tej zielonej żywicy dodatkowo potęgują męski charakter początkowej fazy recenzowanych perfum.

     W sercu kompozycja bardzo mocno się wysładza. Według mnie robi się też zbyt lepka, choć zachowuje część swojego męskiego charakteru. Wspomniana słodycz pochodzi częściowo z nut bazy, częściowo jest jednak spowodowana obecnością konwalii. W tym miejscu muszę szczerze przyznać, że nigdy nie lubiłem zapachu konwalii. Jest dla mnie za słodki a jednocześnie ma w sobie coś, co nasuwa mi skojarzenia z zatęchłą wodą. Również słodkie, choć bardziej męskie w odbiorze jest za to obecne na tym etapie kompozycji geranium. W opozycji do nich stoi natomiast neroli, które dodaje Pi odrobinę czystej elegancji oraz transparentności. Odświeża też serce tych perfum. Niespecjalnie widoczny jest dla mnie za to deklarowany w podanym przez Fragranticę spisie nut anyż. Natomiast oficjalna strona Givenchy wskazuje, iż w tej fazie kompozycji zastosowano też składnik o tajemniczej nazwie Infinium, imitujący aromat jęczmienia. Niestety jego równie tu nie wyczuwam. Za to baza zapachu to już nawarstwienie słodyczy. Czego tu nie ma? Obok do bólu słodkiej i puchatej wanilii oraz kremowego bobu tonka pojawia się także benzoes. Jego żywiczno-balsamiczny aromat pogłębia kompozycje i dodaje jej wyrazistości. Nie potrafi jednak wydobyć jej w okowów słodyczy. Za sprawa tak podanej wanilii kompozycja silnie ciąży w damską stronę. Jedynie lekko gorzka woń migdałów przypomina o męskim i ziołowym początku Pi. Na końcu pozostaje zaś jedynie eleganckie drewno cedrowe. Mam prze to wrażenie jakby w tych perfumach puszysta wanilia oplatała ich drzewny szkielet.

     Recenzowany dziś zapach charakteryzuje się nowoczesną, umiarkowaną projekcją. Generuje wokół użytkownika słodką aurę jednak nie narzuca się otoczeniu. Biorąc pod uwag charakter kompozycji uznaję to za zdecydowany plus. Pomimo swojego ciężaru aż do późnych nut bazy nie pozostaje bliskoskórna. Do tego dochodzi także naprawdę niezła trwałość. Pi występuje w stężeniu wody toaletowej a zatem wynik 9-11 godzin uznać należy za bardzo dobry.

     Pierwsze skojarzenie jakie nasunęło mi się, gdy zobaczyłem flakon Pi to ręczna latarnia. Jest nawet uchwyt, za który można złapać. Autorem projektu jest Serge Mansau – francuski malarz i rzeźbiarz. Już wcześniej współpracował on z marką Givenchy, dla której stworzył projekty buteleczek Amarige i Organza. Jednak flakon Pi jest w moim odczuciu dużo bardziej wyrazisty. Masywny i męski, Niewątpliwie zwraca uwagę na półce z perfumami. Mi bardzo przypadł do gustu.

     Gdybym chciał w skrócie scharakteryzować Pi to powiedziałbym, że jest to zapach o świetnym początku, średnim sercu i dobrej, ale moim zdaniem zbyt słodkiej i trochę kobiecej  bazie. Posiadający wyraźne kulinarne konotacje. I szczerze mówiąc kompozycja ta nie do końca trafiła w mój gust. Jestem jednak pewien, że wielu mężczyzn z przyjemnością sięgnie po Pi, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo podoba się on kobietom. Nie widzę w nim jednak deklarowanych odniesień do przygody i wypraw w nieznane. Perfumy tu budują raczej poczucie komfortu i bezpieczeństwa. W tym miejscu warto również zaznaczyć, że są one przeznaczone na chłodniejsze pory roku. Szczególnie dobrze powinny sprawdzić się w okolicach Bożego Narodzenia. Nie wiem też czy nie okażą się zbyt ciężkie dla młodych mężczyzn. Gdybym natomiast miał ocenić ten zapach w skali 1-5 to dałbym mu 3,14.

Pi
Główna nuta: Wanilia.
Autor: Alberto Morillas.
Rok produkcji: 1998.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)